Autor tekstu Roman Mańka (autorka grafiki - Agnieszka Aleksandra Wieczorek); Szeryf Will Kane - symbol postawy obywatelskiej.
Autor tekstu Roman Mańka (autorka grafiki - Agnieszka Aleksandra Wieczorek); Szeryf Will Kane - symbol postawy obywatelskiej.
Kurier z Munster Kurier z Munster
1569
BLOG

Los Warszawy zależy od Kalisza i Pragi… (analiza referendalna)

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 26

Najgroźniejszy dla PO wariant przed warszawskim referendum, to wzrost sondażowych notowań Ryszarda Kalisza, ekspolityka SLD i potencjalnego kandydata na prezydenta Warszawy, odwołującego się raczej do lewicy kulturowej niż socjalnej. Antycypowałem taki scenariusz już jakiś czas temu w publikacji pt. „Czy Kalisz będzie rządził Warszawą?”. Dobra pozycja Kalisza w badaniach preferencji polityczno-personalnych może zwiększyć determinację jego zwolenników do pójścia na referendum.

Wg sondażu Millward Brown, przeprowadzonego na zlecenie telewizji TVN, 32 proc. respondentów chce iść do lokali referendalnych, 9 proc. raczej pójdzie, 42 proc. na pewno nie weźmie udziału w referendum. W sumie na podstawie tego badania frekwencję można szacować na poziomie 41 proc.

Jednak w kontekście frekwencji ciekawszy jest drugi sondaż. Na pytanie, kogo ankietowani poparliby w przypadku odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz z funkcji prezydent Warszawy, badani odpowiedzieli: 30 proc. głosowałoby na dotychczasową prezydent, 22 na Ryszarda Kalisza, 12 na Piotra Glińskiego, 8 na Piotra Guziała, 2 na Ludwika Dorna, oraz 2 na Przemysława Wiplera.

Gdy zsumujemy głosy kandydatów alternatywnych wobec Hanny Gronkiewicz-Waltz, otrzymujemy liczbę 46 proc. osób, które potencjalnie mogą być zainteresowane wzięciem udziału w referendum.

W badaniu jest kilka istotnych ciekawostek.

Perspektywa odwołania w trakcie referendum a później ponownego wyboru Hanny Gronkiewicz-Waltz na prezydent Warszawy, tylko pozornie wygląda na dysonans. W rzeczywistości prawdopodobieństwo takiego scenariusza wynika z wielkości progu frekwencyjnego (zniesienie progów przeciwdziałałoby tego typu – rzekomym – niekonsekwencjom w postawach wyborczych). Obecnie możliwa jest sytuacja, iż nawet ponad 70 proc. poparcia dla danego włodarza samorządowego, przy pasywnej postawie jego zwolenników, gdy apeluje się do wyborców o pozostanie w domach, nie zagwarantuje obrony stanowiska w referendum.

Niski poziom notowań prof. Glińskiego, prawdopodobnego kandydata PiS na prezydenta Warszawy, w przypadku hipotetycznych wyborów. Gdzie podział się elektorat PiS? Tylko 12 proc. w porównaniu z co najmniej, ostrożnie licząc, 25, na jakie może liczyć partia Jarosława Kaczyńskiego w Warszawie.

Gdzie podział się elektorat SLD? Jedynie 5 proc. Marka Balickiego, z których pewnie i tak coś jeszcze uda się „wycisnąć” na rzecz frekwencji w referendum. Tu akurat jest racjonalna odpowiedź. Wyborców SLD personifikuje Ryszard Kalisz. To zła wiadomość dla Donalda Tuska i Leszka Millera. Podczas ostatnich wyborów parlamentarnych, 68,5 proc. głosów, które padły na listę Sojuszu, wziął Kalisz.

Nawet przy założeniu, że do urn referendalnych pójdzie 65 proc. populacji elektoratów kandydatów alternatywnych wobec Hanny Gronkiewicz-Waltz, pomijając Marka Balickiego z SLD, próg frekwencyjny zostanie osiągnięty. Wydaje się, że wyborcy Glińskiego, Wiplera, Dorna, pójdą do urn na pewno.

Podobnie zwolennicy Guziała, mogą wyrażać silną identyfikację z referendum. Guział był organizatorem tego przedsięwzięcia.

O powodzeniu inicjatywy zadecyduje elektorat popierający Ryszarda Kalisza. Ale nawet odliczając jego głosy, osoby opowiadające się za odwołaniem Hanny Gronkiewicz-Waltz otrą się o granicę progu.

Oczywiście trudno na podstawie jednego badania postawić autorytatywną diagnozę (jednakowoż pozostałe sondaże są podobne). Poza tym, wielkości poszczególnych preferencji nie muszą automatycznie przełożyć się na frekwencję. Stopień upolitycznienia Warszawiaków może być mniejszy niż to pokazują ankiety. W przypadku kandydatów z niskim pułapem poparcia badane populacje są nieliczne, stąd niełatwo precyzyjnie oszacować ich rzeczywistej siły wyborczej. Dlatego cały wywód może być przeintelektualizowany oraz determinowany w zbyt dużym stopniu zmiennymi sensu stricte politycznymi.

Ciekawy jest wątek, na ile i czy w ogóle, realna frekwencja odbiegać będzie od uchwyconej w pomiarach prowadzonych przed referendum. Duże wyzwanie stoi przed ośrodkami badania opinii publicznej.

Zadziałać mogą dwa przeciwstawne mechanizmy.

Konformizm wobec antycypowanych (zidealizowanych) oczekiwań obywatelskich oraz instytucji demokratycznych. Na ten moment zwracają uwagę prof. Janusz Czapiński oraz redaktor Andrzej Stankiewicz, forsując pogląd, iż rzeczywista frekwencja będzie niższa od sondowanej.

Za ich opinią przemawiają dotychczasowe doświadczenia. Do tej pory zazwyczaj tak bywało. Jest jednak jedno istotne zastrzeżenie: tego rodzaju sytuacja występowała wówczas, kiedy media forsowały pozytywne oczekiwania co do frekwencji, zaś wyborcy ten stan antycypowali (musiałbym głęboko wejść w zagadnienia konformizmu oraz interakcjonizmu, aby przeprowadzić eksplorację tego problemu, dlatego zostawmy ten wątek na boku – najkrócej mówiąc, istnieje rodzaj presji medialnej bądź kulturowej, która może zakłócić odczyt preferencji sondażowych, w postaci deklaracji zafałszowanych poprawnością polityczną czy brakiem wystarczającej asertywności w relacjach responsywnych).

Konformizm wobec oczekiwań prezydenta Komorowskiego, premiera Tuska, czy samej prezydent Warszawy w kontekście werbalizowanych sugestii bądź bezpośrednich apeli o pozostanie w domach. Ten z kolei typ zachowań może mieć dwie podwersje.

Aspekt behawioralny, czyli rzeczywiste nie pójście do referendum. Niechęć wobec ujawnienia działania nieprzychylnego wobec władzy. Lęk przed potencjalnymi konsekwencjami takiego zachowania. W dużym stopniu intymność aktu wyborczego, poprzez postawienie alternatywy postaw referendalnych na obszarze opozycji „iść lub nie iść”, została ograniczona poprzez zaostrzenie wyrazistości procesu referendalnego.

Aspekt werbalny (interakcyjny, i w pewnym sensie precedensowy), respondenci mogą w interakcji z ankieterem (telefonicznej bądź bezpośredniej), deklarować inne postawy, dotyczące frekwencji, niż posiadają w rzeczywistości. Wówczas wywiad staje się mało wiarygodny, zaś deklarowana frekwencja byłaby niższa od faktycznej. Poziom rzeczywistej frekwencji mógłby być w takiej sytuacji dla wszystkich zaskoczeniem.

Na inną rzecz zwraca uwagę dr Norbert Maliszewski. W prowadzonych przez niego badaniach można dla celów analitycznych rozróżnić dwie, ewoluujące w opiniach, grupy respondentów: oszukanych oraz przekornych.

Pierwszą kategorię stanowią osoby, które liczyły na obywatelski format referendum, tymczasem przerodziło się ono w przedsięwzięcie typowo polityczne – są rozczarowani kierunkiem tego procesu i w ten sposób zniechęcają się do całej akcji; mobilizacja wewnątrz tej populacji spada.

Odwrotny trend ujawnia się w drugim środowisku badanych. Nawoływania czołowych polityków PO, o nie pójście do urn referendalnych, irytują respondentów, dlatego przejawiają gotowość do przyjęcia postawy antyelitarnej, mówiąc precyzyjniej – antyestablishmentowej; i pójścia pod prąd oczekiwaniom polityków formacji rządzącej, zrealizowania zachowania niepoprawnego politycznie. Mobilizacja w tej populacji rośnie.

Warszawa jest miastem, wbrew pozorom, silnie rozwarstwionym oraz zróżnicowanym. Tę perspektywę strukturalną akcentuje socjolog, Joanna Erbel, uwypuklając determinanty podnoszone niegdyś przez chicagowską szkołę ekologiczną (nurt istniejący w socjologii), a więc kładąc nacisk na czynniki przestrzenne o charakterze społeczno-ekonomicznym i geograficznym. Jest coś w uproszczeniu, że prawa strona Stolicy przejawia większą skłonność do pójścia na referendum, zaś lewa (zwłaszcza Śródmieście) do jego zbojkotowania.

W sensie politycznym można zarysować trzy scenariusze hipotetycznego rozwoju sytuacji po referendum.

Obrona Hanny Gronkiewicz-Waltz, w postaci nieosiągnięcia progu wymaganej frekwencji, będzie ewidentną porażką PiS. W pewnym momencie partia Jarosława Kaczyńskiego położyła łapę na inicjatywie Guziała w warstwie symbolicznej, i w razie niepowodzenia przyjdzie zapłacić rachunek polityczny (otwarte jest pytanie o jego wielkość).

Minimalne przekroczenie progu frekwencyjnego spowoduje, że PO zacznie emitować w główny nurt opinii publicznej narrację deprecjonującą znaczenie referendum, pt. przegraliśmy ale wygraliśmy albo Warszawiacy nic się nie stało. Wówczas po Stalingradzie trzeba będzie stoczyć drugą wielką bitwę, na Łuku Kurskim. Prawdopodobnie PO ponownie konsekwentnie wystawi Hannę Gronkiewicz-Waltz, a ta może wygrać.

W tym wariancie Kaczyński powinien sięgnąć po znaną z szachów taktykę zamiany figury na inicjatywę. Unikać bezpośredniego zwarcia, czołowego zderzenia, zrezygnować z możliwości otwartej wymiany ciosów, czyli mówiąc wprost: nie wystawiać prof. Glińskiego jako kandydata partii w wyborach. Każda porażka PO w Warszawie, bastionie i twierdzy tego ugrupowania, będzie zwycięstwem PiS, nawet wygrana Kalisza; co da paliwo na przyspieszone wybory parlamentarne oraz szanse ich wygrania.

Bezapelacyjne przekroczenie progu frekwencyjnego. Jedynie ten scenariusz uświadomi PO realną skalę społecznego niezadowolenia, zmuszając do głębokiej korekty prowadzonej polityki albo przyspieszając procesy wewnętrznego rozchybotania, strukturalnej dekompozycji, a także anihilacji politycznej.

Na horyzoncie politycznym pojawiły się nowe, nieznane wcześniej, fenomeny. Jak powiedział prof. Andrzej Rychard w wywiadzie dla Kultury Liberalnej, pt „Premier popełnił błąd”, publikowanym również w ramach Salonu24, powołując się na diagnozę wybitnego niemieckiego socjologa Ulricha Becka: (…) „Nowe ruchy miejskie są nadal polityczne w głębszym sensie polityczności, aczkolwiek unikają wchodzenia w koleiny partyjne. Jak pisał Ulrich Beck, polityka rozszerza dziś swoje granice. Pojawiają się nowi aktorzy i mechanizmy. Władza zmienia swoje formy, a partie polityczne tracą na znaczeniu. Polityka może wyłaniać się w zupełnie nowej postaci, niemniej pozostanie polityką w tym głębszym sensie, ponieważ wciąż stanowić będzie rodzaj działań zbiorowych, służących realizacji celów ważnych dla danych grup społecznych. To jest polityka”.  

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka