Andrzej Romanek Andrzej Romanek
937
BLOG

Lekcje historii w szkole, nie w „przedpracy”

Andrzej Romanek Andrzej Romanek Polityka Obserwuj notkę 12

 

„Na co mi w pracy historia?” - słyszymy. I dalej: „czy jeśli sprzedaję pietruszkę na targu, to kogokolwiek obchodzi data chrztu Polski? Czy sąsiadce do żwawego sprzątania ulic potrzebna jest wiedza o stanie wojennym? Albo temu milionerowi z gazety, który otworzył własny biznes? Jeśli natomiast wszyscy pójdziemy do lekarza, to niech on się lepiej zna na grypie, a już niekoniecznie na rozbiorach Polski w XVIII wieku. Czasu nie mam, mnie obchodzi, byle tylko mnie wyleczył, pietruszka sama na targu się nie sprzeda. Każdy niech skupi się już na tym, co jest mu naprawdę potrzebne, a dzieci niech już uczą się pod kątem swojej pracy. Jeśli rodzice już widzą, że ich 8-letnie dziecko będzie w przyszłości lekarzem, to niech zajmie się tylko i wyłącznie biologią, chemią, fizyką, reszta niepotrzebnie zaśmieca umysł”.
 
            Nie da się zaprzeczyć, że pod powyższym kryje się określona logika. Skoro bowiem wiedza historyczna nie przekłada się na jakość pracy (niemającej związku z naukami humanistycznymi), to wiedza historyczna nie jest potrzebna. A jak wiedza historyczna nie jest potrzebna, to nie ma konieczności jej nauczania w okresie szkolnym. W okresie szkolnym, który ma przygotować dzieci i młodzież do przyszłej pracy.
           
Rzecz jednak w tym, że życie to nie tylko praca. Życie to nie tylko te statystyczne 8 godzin spędzone na etacie. Jakość przeżytego życia nie liczy się efektywnością w pracy, nie liczy się grubością portfela. Życie to coś więcej. Życie to również ten czas, który poświęcamy naszej rodzinie, dzieciom, przekazujemy im naszą tradycję, wspólne wartości, tłumaczymy sens „sztafety pokoleń”. Życie to również ten czas, który poświęcamy Ojczyźnie, wypełniając obowiązki świadomego obywatela. A świadomy obywatel to taki, który posiada wysoką świadomość historyczną. Uczony na błędach przodków, wyciągający z nich wnioski, a zarazem też dumny z tego, co warte dumy i znający własną wartość. Mający świadomość, że „jest takie miejsce, jest taki kraj”, który wbił się klinem między Wschodem a Zachodem i ile go to kosztowało, kosztuje i jeszcze pewnie będzie kosztować. Warunkiem naszego „jutra” jest nasze „wczoraj”.
 
„Naszego”, ponieważ o czym się chyba zapomina – żyjemy we wspólnocie. Samorealizacja jednostki, nawet wybitnej, jest w pełni możliwa tylko i wyłącznie w ramach tejże wspólnoty. Tu na ziemi znaczymy coś dlatego, bo to wspólnota, inni ludzie, nadają nam to znaczenie. Świetny lekarz jest dlatego świetny, bo leczy innych ludzi; świetny adwokat jest dlatego świetny, bo potrafi obronić przed fałszywym oskarżeniem innych ludzi; świetny kucharz jest dlatego świetny, bo gotuje innym ludziom. Gdy robimy cokolwiek znaczącego, to robimy to dla innych, dla wspólnoty. Znajdowanie się we wspólnocie wymusza na jednostce posiadanie umiejętności poruszania się w niej. A żeby się poruszać sprawnie, niezbędne są wspólne mianowniki, spoiwa łączące zatomizowanie jednostki specjalistów zamkniętych w ciasnych horyzontach swoich dziedzin. I jednym z takich spoiw jest właśnie historia, która pozwala nadać sens i zrozumienie dla naszych codziennych działań.
 
            Istnienie silnej wspólnoty przekłada się na wymierne korzyści – i dla jednostki, i dla tejże wspólnoty. Gdy mamy poczucie więzi, gdy nasza praca ukierunkowana jest na osiągnięcie wspólnego dla nas wszystkich celu, to praca ta jest wydajniejsza. Przekłada się to też na podejście do sfery publicznej, gotowość do ponoszenia ciężarów na jej rzecz (np. płacenia podatków), poszanowanie prawa. Silna wspólnota, to także atrakcyjna dla innych wspólnota, stanowiąca nawet markę na rynku.
 
            Zauważmy, że na całym świecie dzieci uczone są o starożytnej Grecji. Malutkim państwie podziwianym do dziś za swoją kulturę, sztukę, literaturę, demokrację. Na kulturze starożytnej Grecji wzorowano się przez wieki, dziś jest ona uznawana za jeden z filarów kultury europejskiej. Etymologicznie to ze starożytnej Grecji pochodzi słowo „idiota”, pod którym rozumiano osobę nieznającą się na polityce, sprawach publicznych. Demokracja wymaga bowiem wysiłku intelektualnego i świadomości w zakresie „rzeczy wspólnej”. Prawo głosu ma bowiem każdy i każdy bierze za wynik wyborów odpowiedzialność.
 
            Światopogląd konserwatywny, gdy wypowiada się na temat edukacji, ma na uwadze powyższe. Ma na względzie takie wartości jak tradycja, patriotyzm, świadomość obywatelska. Szkoła winna edukować zarówno do pracy, jak i do egzystowania po pracy, wśród rodziny, społeczności lokalnych, Narodu. Inaczej na to spogląda rząd Platformy Rzekomo Obywatelskiej. Szkoła wg PRO to okres „przedpracy”. Nic oprócz pracy młodzież w dorosłym życiu nie czeka, uczy się je po to, żeby jak najwięcej zarabiały, dzięki czemu może wreszcie cyferki w Excelu Ministrowi Rostowskiemu zaczną się zgadzać.
 
            Przywróćmy dzieciom szkołę. Zasługują na coś więcej niż tylko „przedpracę”. Zróbmy to dla nich, dla siebie, dla kraju. Zacznijmy ten proces od przywrócenia lekcji historii jej należnego miejsca w programie szkolnym.
 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka