Romek M Romek M
435
BLOG

Obrzydliwa poezja buLionowa

Romek M Romek M Kultura Obserwuj notkę 5

Leżąc na kanapie przed telewizorem i słuchając wywodu pewnego znanego z chamstwa pana (czy to jest oksymoron?), przyszło mi do głowy pytanie – dlaczego tak zmienia się nasza mowa?  Nie, ja nie jestem językoznawcą. I może właśnie dlatego bez kompleksów, to znaczy całkowicie dyletancko, postanowiłem dokonać analizy naszego współczesnego języka. A ponieważ nie jestem również krytykiem literackim, mam ogromną ochotę przyjrzeć się w jaki sposób język ten odbija się w (metaforycznym?) zwierciadle poezji. Jak strzelać to od razu wielkie gafy, jak miał ponoć powiedzieć najbardziej znany w Polsce myśliwy. Więc i ja także, jak na prawdziwego współczesnego ignoranta przystało, podejmuję wyłącznie to wyzwanie, które nie tylko całkowicie przekracza moje kompetencje, ale o którym nie mam zupełnie zielonego pojęcia. Od czego jednak ma się w domu internet?

Wulgarnie

Jedną z głównych cech języka potocznego, języka mediów i poetyckiego, jest moim zdaniem ich ordynarność. Ordynarny czyli jaki? Pierwsze co mi przychodzi do głowy to wulgarny. W sumie użycie brzydkich słów, nie jest niczym niezwykłym w rodzimej poezji wszystkich czasów, począwszy od  J.Kochanowskiego, więc nie powinny przynosić ujmy również autorom współczesnym. Mogą być one jak np. u  M.Świelickiego w wierszu Odciski użyte w sensie żartobliwym : Mówi do wody w czajniku. / Mówi tak : / Gotuj się kurwo, gotuj. / Wypije i pójdzie /... / w mrok, albo odżegnujące E.Tkaczyszyna – Dyckiego: czekam do jutra bardzo się lękam o siebie / o ten czesany kilim który jej na pewno / wpadnie w oko >>chuj z nim<< jak mówią w rodzinie / ja tak nie mówię dlatego jestem inny.  Najczęstsze bywa jednak użycie wulgaryzmu dla podkreślenia wypowiadanej kwestii, to jest dla nadania jej agresywnego akcentu. Ale spotyka się też,  zupełnie niespotykane jego zastosowanie. Tak jest na przykład  u K.Maliszewskiego, nb. krytyka specjalizującego się w młodej polskiej poezji, w wierszu Inwazja.  Wulgaryzm jest tu zabiegiem, który ma podkreślić ważność przedstawianego problemu, a nawet, mało tego, z przekleństwa uczynić zaklęcie: Disco polo wchodzi łatwo, nic nie / boląc, jak  świeca. Poeta nie. // Poeta się pierdoli, rwie, stwarza / problemy językowe: podmienia / znaczenia . O ile dobrze rozumiem tego poetę, wulgarne słowa mają język nie skanalizować, a odświeżyć. Osobiście wątpię w tę metodę, sam proponując zastępowanie wulgaryzmów według klucza brzmieniowo-składniowego. Na przykład poprzez wymienienie słowa zajebisty na słowo znakomity.  Zresztą wulgarne słowa są zjawiskiem na tyle rzadkim,  że nie uważam aby miało sens poświęcać im więcej uwagi. Stwierdzić należy jedno: nie można powiedzieć, żeby wulgaryzmy były  znakiem szczególnym nowej polskiej poezji.   

Pospolicie

Poprawne mówienie w Rzeczpospolitej to mowa pospolita. Inaczej niepodniosła. Używanie takich słów jak ojczyzna, patriotyzm, czy naród, świadczyć ma o nadęciu mówiącego. Moja licealna profesorka od polskiego zawsze, gdy ubierałem koturny podniosłości, pisała mi na marginesie styl napuszony. Nie, to zły przykład. Jej chodziło przecież o styl, a nie o  żywych, funkcjonujących w polszczyźnie słowach. Bo przecież  te, które wymieniłem nie są archaizmami. No chyba, że rzeczywiście należą one już tylko do języka umarłych poetów i ludzi-dinozaurów?  Jeśli tak jest, to może jednak należałoby mówić o sprawach tego kraju i jego mieszkańców bez używania podniosłych słów?  Chociaż to: kraj i jego mieszkańcy też nie brzmi dobrze. Więc może lepiej wcale ich nie używać, a o patriotyzmie, ojczyźnie, niepodległości, w ogóle nie mówić. Przecież to są rzeczy tak oczywiste...
Skąd się wzięło takie myślenie?
Wydaje mi się, że z wydarzeń roku 89 i zupełnie niepoetyckich słów pewnej aktorki: Proszę państwa, dziś w Polsce skończył się komunizm. Czyli co? Nastała wolność, tak ? To znaczy okres, w którym nie ma już sensu walczyć... Też niepoprawnie... W którym nie ma sensu dążyć już do niczego więcej, poza własnym małym, prywatnym szczęściem, bo wszystko, o co się dotychczas od  czasu powstania listopadowego, zabiegało już jest. Jest niepodległa Polska, jest demokracja, pluralizm, wolność słowa, wolne wybory i mechanizmy samonaprawy. Czas na relaks. Każdy powinien się zająć tym, co robi najlepiej. Pełna profesjonalizacja. Politycy do Sejmu, pisarze do pióra, wczasowicze do grilla!
Bodaj pierwszym spośród poetów, który zasygnalizował to zjawisko był M.Świetlicki, świetnie tym samym, wpisujac się w paradygmat małej prywatności. Zauważa Niczego o mnie nie ma w Konstytucji, więc (w domyśle) po co się interesować zagadnieniami społeczno-politycznymi, skoro jak twierdzą ojcowie chrzestni bruLionu literatura, angażująca się w politykę traci z punktu swojego widzenia rzeczy tak istotne jak wolność, egzystencja, metafizyka. Trzeba zająć się sobą, czyli jak to mówią, wziąć interes w swoje ręce.
Tyle, że pomimo zdecydowanego odcinania się Świetlickiego od polityki, jego dykcja zaistniała właśnie dzięki czynnikom politycznym. Istota tej poetyki wyrasta bowiem z wojującego niezaangażowania, które podobnie jak wojujący ateizm, będący sam w sobie wiarą (w to że Boga nie ma), odnosi się do przekonania, że artysta powinien być zwierzęciem na literę A (tj. apolitycznym, a nawet więcej - aspołecznym).  Tak radykalnie pojęta (czy można ją tak nazwać?) rola poety, powoduje, że przysłowiowy już ból zęba  może być (dla jednostki)tak samo, albo nawet bardziej tragiczny niż śmierć setki wybitnych ludzi. Przepraszam, nie tylko może być. Musi być. Z zasady.

Prowokująco
 
Czy poezja zawsze jest buntem? Powinna być (zresztą tak samo jak dialogiem). I to nie tylko przeciwko funkcjonującemu językowi, ale również (a może zwłaszcza) przeciwko zastanej rzeczywistości. W ostatnim  tomiku M.Świetlickiego Zimne kraje  pisarz  ten informuje jak widzi swoją rolę jako poety: Wkurwić lewaka, obśmiać mentalnego pedała: / całe moje zadanie. A wieczność natychmiast / pyta >>co ze mną?<< Poczekaj kochana. / Bo przyjdzie czas na wieczność /.../ niska poezja, niewielkie zadania. Oczywiście nie można tej deklaracji brać serio. Jest to oczywista prowokacja. Dwadzieścia lat prowokacji. A może poeci (i nie tylko poeci) pomylili prowokację z sanacją języka? Mnie ciągłe prowokowanie już tylko drażni. Poza tym, aby było ono wciąż skuteczne, trzeba  stosować coraz to ordynarniejsze metody. Coraz bardziej prostackie, wzorem innego sztukmistrza z Lublina. Tylko w jakim celu i gdzie jest tego kres? Tu już jednak zdecydowanie odchodzimy od poezji.

Enklawowo    

Poeci nie żują na pustyni. Nie żyją, chciałem powiedzieć. Nie będę się spierał więc, jeśli ktoś  będzie twierdzić, że aspołeczność jest zjawiskiem społecznym. Ma rację. Jest. Wydaje mi się jednak, że poprzez odrzucenie poszukiwania prawdy (bo o to chyba w gruncie rzeczy chodzi), na rzecz prawd cząstkowych, pojętych bardzo subiektywnie, traci nie tylko poezja, ale każdy z nas. Każdy przecież może znaleźć się w zamkniętym mieście. Nie w mieście oblężonym, nie w mieście bez imienia, ale właśnie w zamkniętym, ekskluzywnym mieście, do którego wstęp posiadają tylko wybrani. Tyle, że każdy będzie mieszkać w innym. Potem podzielimy się nie tylko na miasta, ale też na: osiedla, klatki, mieszkania, w końcu cele.
Miasto poetów nosi nazwę hermetyzm. Poeci winę (a może są wdzięczni?) za taki stan rzeczy zrzucają na czytelników, ktorzy jakoby przestali się poezją interesować. I chociaż wyraźnie zauważają, tak jak M.Baran, że dziś wyłącznie poezję czytają poeci, krytycy, może jeszcze studenci polonistyki, to nie mają sobie nic w tym względzie do zarzucenia. W sumie mają rację. Za niemożność porozumienia się jesteśmy winni wszyscy. To co się jednak dzieje, to zjawisko które się pogłębia, obecnie w poezji, jest niejako konsekwencją zamknięcia na innych. Język, a właściwie już języki poezji (każdy poeta ma ambicję mówić własną niepowtarzalną dykcją), zaczynają się coraz bardziej komplikować wewnętrznie. Na przykład dla zrozumienia poetyckiego języka A.Sosnowskiego potrzebne było stworzenie metajęzyka (czyli języka dla opisania tego języka). Nie tłumaczącego go, bo język ten jest nieprzetłumaczalny,  ale właśnie go opisującego. Nota bene jest to dykcja fascynująca. Niemniej stwierdzić należy, że jeśli chodzi o sztukę słowa, to osiągnęła ona swój  witkacowski ideał. Choć, moim zdaniem, powoli zaczyna dusić się w nim. Wniosek jaki z tego wyciągam jest taki, że poezja nas, w tym wypadku ostrzega. Zdaje się mówić,  iż język babel może nas dopaść nawet w ramach pozornie tej samej mowy.  

 

Romek M
O mnie Romek M

http://dobre-nowiny.pl http://polis2008.pl http://niezalezna.pl http://gazetapolska.pl http://niepoprawni.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura