Zasznurowana Zasznurowana
727
BLOG

Przytul kaktusa

Zasznurowana Zasznurowana Rozmaitości Obserwuj notkę 3

 Będzie coś o egoizmie... w moim wydaniu.

Kilka lat temu nauczyłam się, że jeśli dochodzę do jakiegoś punktu krytycznego, i nie wiem, co mam dalej robić ze sobą i swoim życiem, to dobrze jest wykonać "test łoża śmierci". Zamykam oczy i zastanawiam się przez chwilę, czego żałowałabym najbardziej, gdyby za rok, miesiąc, tydzień lub dzień przyszło mi umrzeć. Dzięki temu np. poleciałam na Wyspy Kanaryjskie i... w sumie zrobiłam dzięki temu masę fajnych rzeczy, które owocują i niosą radość nie tylko mi. 

Poprzedni rok zmienił mnie na tyle mocno, że i ów test uległ przeobrażeniu - co innego stało się najważniejsze. I tak doszłam do wniosku (o czym napomknęłam w poprzednim wpisie), że mam serdecznie dość dopasowywania się do świata zewnętrznego i gdyby przyszło mi zejść z tego świata za rok, chciałabym przeżyć ten czas maksymalnie szczęśliwie, tzn. chwila po chwili cieszyć się życiem, zamiast bez wytchnienia cierpieć, bo tak było przez ostatnie ćwierćwiecze. Zaczęłam zmieniać tryb swojej egzystencji, a Bóg jakoś ochoczo mi w tym pomógł. Po dłuższej analizie tego, co działo się ze mną kiedyś, stwierdziłam stanowczo, że łukiem zaczynam omijać dwa typy osób: KAKTUSY i DRAPIEŻNIKÓW. 

Typ pierwszy, czyli "kaktusy", to ludzie, po spotkaniu z którymi przez długie dni wyciągam z siebie pozostawione przez nich kolce raniących słów i gestów. Są różne podtypy takich osób. Niektórzy lubują się w postawie oceniającej, a wszystko, co robię bądź mówię, musi dostać cenzurkę: słuszne, niesłuszne, głupie, mądre... itd. Oczywiście częściej jest to krytyka, która mnie - człowieka nieodpornego na jakąkolwiek formę zranień - wytrąca na bardzo długi czas z równowagi emocjonalnej. Inne typy to ludzie, którzy uwielbiają być reżyserami mojego (i pewnie nie tylko mojego) życia. Oni wiedzą, kiedy powinnam wyjść za mąż, jak powinnam zarabiać na życie, w których sklepach kupować, jak się ubierać... i wszystko jest w naszych relacjach dobrze, dopóki wpasowuję się w ich światopogląd. Kiedy próbuję zrobić wyłom - a zawsze to robię - rozpętuje się wojna atomowa. Mistrzem tego podtypu kaktusa jest mój były szef, no nie ma nikogo lepszego. Inny podtyp, również często występujący, nazywam "zawsze za mało". Tu muszę wspomnieć moją wychowawczynię z LO, dla której moje wysiłki nigdy nie były dość dobre. Kiedyś stwierdziła, że mam ładnie pomalowane rzęsy, ale... gdybym się bardziej postarała i kupiła sobie droższy tusz, wyglądałybym o wiele lepiej. Nadmienię, że kobieta jest zakonnicą. Są i inne "kaktusy", np. ponuraki, które zepsują każdy dobry nastrój, czy prześmiewcy, którzy potrafią zdeprecjonować najpoważniejszą kwestię, jaka padnie z moich ust, inteligentnym i złośliwym żartem. 

Hm... ktoś może pomyśleć, że ta Zasznurowana to jakaś głupia, bo to znaczy, że unika niemal wszystkich ludzi. I na tym polega mój egoizm: UNIKAM! Jeśli mogę, przez calutki weekend z nikim się nie spotykam, wyciszając emocje po całym tygodniu pracy w tłumie (bardzo miłym i kochanym, ale jednak tłumie). Chodzę do tych samych lekarzy, którzy są sprawdzeni i nie wbijają kolców. Odwiedzam te same kawiarnie, gdzie bariści znają moje imię. Biegam tymi samymi trasami, gdzie spotykam tych samych biegaczy i właścicieli psów. Kupuję w tej samej Biedronce, te same sprawdzone produkty. Chodzę na Mszę o tej samej godzinie. Wszystko dla zwiększenia komfortu mojego świata wewnętrznego. W efeckie w ciągu całego tygodnia wyciągam z siebie kilka sztuk kolców, a nie cała jestem nimi oblepiona jak kaktus niewiedzący, co ma ze sobą począć. Wyciąganie kolców to nic innego jak przetrawienie w sobie tych ran i wytłumaczenie (sobie samej), co tak naprawdę się stało, a nie to, co podpowiadają mi emocje. Niestety, po mnie nic nie "spływa"...

Typ drugi to "drapieżnicy", których nazwałam w ten sposób, ponieważ ich głównym celem podczas spotkania z drugim człowiekiem jest pożarcie go w całości albo częściowo. Kiedyś mówiłam też o nich "wampiry" - pasuje tak samo. Drapieżnikiem jest moja matka, ale, co ciekawe, jest nim najbardziej wobec mnie. Zwróciła mi na to uwagę pewna znajoma, sugerując, że budzę w niej najbardziej skrajne emocje, z którymi sobie w ogóle nie radzi. Drapieżnika nie zadowoli samo ukłucie, on musi zranić tak, żeby przynajmniej przez jakiś czas sycić się swoim zwycięstwem nad ofiarą, którym dosłownie się karmi. I takich ludzi widziałam też wielu, szczególnie że jestem podatna do szybkiego wchodzenia z nimi w relacjie. O, przepraszam! Byłam podatna. Miałam swego czasu chorą ambicję, by tych ludzi "oswajać", tak jak oswoiłam dawno temu swoją byłą szefową - najwredniejszą babę, z jaką przyszło mi pracować. Przeszła mi ta ambicja w chwili, gdy zrozumiałam, że oni nigdy nie przestaną być groźni i nigdy nie wiadomo, kiedy znowu ugryzą. Poza tym dotarło do mnie, że są to najbardziej na tej planecie poranieni ludzie i nie można im tak naprawdę pomóc, jeśli sami nie zechcą coś ze sobą zrobić. Jak do tego doszłam? Ano tak, że kiedy ja sama stanęłam na nogi i moje życie zaczęło podążać w bardzo szczęśliwym kierunku, oni - ci drapieżcy - zwrócili się do mnie jak do swego guru. Poczułam się... zażenowana, widząc, jak ich siła była pozorna i że tak naprawdę są małymi dziećmi, które potrzebują silnego i wspierającego autorytetu.

Oczywiście, że drapieżników też unikam. To mało powiedziane! Odcinam się, na ile to tylko możliwe. Musiałam jednak zastosować zasadę daleko posuniętej uczciwości i zmienić swoje postępowanie, a przynajmniej postarać się o to, żeby nie wyszło, że ja unikam, a sama jestem podła. Dlatego też:

- NIE JESTEM KAKTUSEM

- NIE JESTEM DRAPIEŻNIKIEM

Chociaż... lepiej byłoby powiedzieć, że nie chcę nimi być dla innych i w tym kierunku zmierzają moje wysiłki. Staram się nie oceniać, nie krytykować, nie wyśmiewać ani nie meblować życia nikomu, kto stanie na mojej drodze. Zakładam - co nie jest takie proste - że to, co mówię i robię, jest ważne dla innych i że może ich ranić. Musiałam przełknąć bolesną  prawdę o tym, że ludzie mnie lubią i liczą się z moją opinią, że wcale nie jestem kimś, kogo nie da się kochać, mimo że w takim odczuciu przyszło mi żyć. Jestem poraniona, dlatego jestem najlepszym materiałem na stanie się którymś z powyżej wymienionych typów ludzi. A ponieważ przyszło mi żyć ze sobą samą 24/7, to... muszę być i dla siebie dobra, bo unikanie siebie nigdy dobrze się nie kończy.

https://www.rozalewanowicz.com/ rozalewanowicz.com Pisarka. Autorka trylogii "Porwana" i powieści "Otwórz oczy, Marianno".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości