Zasznurowana Zasznurowana
267
BLOG

Czy jestem gotowa na smak tej pomarańczy?

Zasznurowana Zasznurowana Rozmaitości Obserwuj notkę 0

O doświadczeniu Szczęścia pisałam niewiele i być może dlatego niektórzy mogą odnieść wrażenie, że u mnie to tylko źle i ciężko. 

Podstawowym źródłem Szczęścia (a w chwilach najgorszych - jedynym) jest doświadczanie Obecności Boga, które polega na czymś, czego nie sposób wyrazić słowami. On budzi tę sferę JA, którą niektórzy nazywają nadprzyrodzoną. W głównej mierze jej rozwój opiera się na zmianie perspektywy czasowo-przestrzennej, w jakiej się obracam, tzn. dopuszczam do siebie świadomość nieśmiertelności duszy i zmartwychwstania ciała, a co za tym idzie istnienia świata i czasu, które nigdy się nie skończą i w których nie zaznam tego cierpienia, które jest moim udziałem. Początkowo było to tylko myślenie,  stopniowo przeradzające się w namacalne doświadczenie, nieznane ani zmysłom, ani rozumowi. Ono rozszerza się i rozszerza, wypełniając mój byt coraz bardziej. I jest to Szczęście, które wypchnęło wszystkie inne pragnienia niemal całkowicie na peryferia albo i całkowicie poza mnie. Przy czym doświadczyłam spełnienia się wielu z istniejących wcześniej moich  pragnień, które okazały się być ulotne i nienasycające, dlatego, kiedy pojawiają się inne, wiem, że ich zaspokajanie nie ma wielkiego sensu (najczęściej je sobie odpuszczam na rzecz tych, które odczytuję jako Wolę Bożą). 

Spełnianie Woli Bożej jest drugim źródłem mojego Szczęścia. Jedyną moją troską jest to, czy każda minuta mojego życia poświęcona jest na zadowolenie Go i zapewne dlatego mogłam usłyszeć zarzut o tym, że próbuję wciąż zadowolić matkę. Być może nie był to nawet zarzut, ale zderzenie się dwóch sprzecznych ze sobą interesów, na zasadzie "nie można dwóm panom służyć". W kwestii tego rodzaju Szczęścia doświadczam spełnienia, kiedy w obcowaniu z Bogiem wyczuwam - również sferą nadprzyrodzoną - Jego zadowolenie. Można powiedzieć, że dobrze Mu u mnie. To daje nadzieję, że i ludziom będzie dobrze (nawet jeśli niektórzy wyglądają na niezadowolonych). 

Źródło trzecie to Łaski, które przychodzą w stosownym czasie.  Nie pamiętam, czy pisałam o tym w którymś z poprzednich 77 wpisów, ale Bóg kiedyś jasno zaznaczył, że to On rządzi czasem i kolejnością zdarzeń w życiu. Mogłam się zresztą kilka razy przekonać boleśnie o tym, że przyśpieszanie lub opóźnianie pewnych spraw samemu może skończyć się naprawdę źle. Człowiek nie potrafi bowiem ocenić, kiedy jest na coś gotowy - nie znamy siebie na tyle dobrze, jak zna nas nasz Stwórca, nie rozumiemy siebie do końca, nie umiemy przewidzieć naszych reakcji... I rzeczywiście - w czasie stosownym dzieją się rzeczy, które są nie tylko dla mnie dobre, ale i takie, których kiedyś bardzo pragnęłam. Tak jest np. z Miłością rodzicielską. Otrzymałam ją niespodziewanie od pary znajomych, którzy - nieświadomie dla siebie samych - weszli w role matki i ojca dorosłej, samodzielnej kobiety, dając mi poczucie swobody, ale i bezpieczeństwa, niczego nie narzucali, nie zmuszali, a swoją czystą dobrocią zaleczyli wiele ran z przeszłości. 

Gdy byłam gotowa, dostałam wsparcie i szacunek (głównie od mężczyzn), troskę o podstawowe potrzeby, jak choćby dojazd do pracy. Wcześniej ani bym tego nie poczuła, ani nie doceniła, a jeszcze odniosłabym wrażenie, że ktoś próbuje przejąć nade mną kontrolę. Z drugiej strony dostaję swobodę, której wcześniej - paradoksalnie - wcale bym nie chciała, bo mój wewnętrzny autonomiczny niewolnik  domagałby się zajmowania się mną na wszelkie sposoby. 

Nie żądam już od Boga, by natychmiast uleczył mnie z różnych niedomagań i słabości. Byłoby to wyrazem braku zaufania i pychą. Moje słabości są tym, co mnie do Niego prowadzi, a więc są drogą do Szczęścia. Pozbywanie się ich byłoby zwyczajnie niemądre. 

Jest jeszcze czwarte źródełko, z którego czerpię Szczęście. To są drobiazgi.  Nie widziałam ich wcześniej, przygnieciona różnymi ciężarami. Nie czułam np. smaku niektórych potraw, nie umiałam się w ogóle cieszyć tym, że mam co jeść. Dziś każdy posiłek jest źródłem radości, podobnie jak to, że tej nocy miałam gdzie spać, miałam się czym przykryć, miałam czyste ubrania. I, co najlepsze, nie ma w tym tego żałosnego tonu, w który czasem ludzie wpadają, wzdychając: "nie ma co narzekać, mogło być gorzej". Nie! Mnie te sprawy naprawdę cieszą, tak samo jak kiedyś wakacje na Wyspach Kanaryjskich, to jest dokładnie ten sam stopień zadowolenia. Nie myślę w kategoriach: "ten owoc jest smaczny, ale zawsze mógłby być smaczniejszy". Wszystko, co mam w tej chwili i w tym miejscu na Ziemi, jest NAJLEPSZE. I to jest jeden z największych Cudów w moim życiu.

https://www.rozalewanowicz.com/ rozalewanowicz.com Pisarka. Autorka trylogii "Porwana" i powieści "Otwórz oczy, Marianno".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości