Rybitzky Rybitzky
374
BLOG

Grunwald, czyli władza zawsze ma namiot

Rybitzky Rybitzky Polityka Obserwuj notkę 17

Tegoroczna inscenizacja bitwy grunwaldzkiej okazała się być wyjątkowo żenującym widowiskiem. - nad którym jednak rozpływają się z zachwytu media, które w dodatku milczeniem pomijają błędy popełnione przez organizatorów imprezy.

Na Grunwaldzie byłem już wiele razy i już dawno dostrzegłem, że sposób realizacji rekonstrukcji słynnej średniowiecznej bitwy od kilkunastu lat pozostaje taki sam. W lasku przy drodze na Stębark rozbijają obóz rycerze, w alejce wiodącej do pomnika rozkładają się handlarze i przez kilka dni trwa historyczno-odpustowy festyn. Na koniec rycerze symulują bitwę obserwowani przez kilkadziesiąt tysięcy widzów – co wychodzi im raz lepiej, raz gorzej.

Ma to swój klimat – zwłaszcza w dniach poprzedzających inscenizację, gdy turystów jest jeszcze niewielu i można spokojnie przyjrzeć się życiu ludzi odtwarzających średniowieczne społeczeństwo.

Przyznam jednak, iż w tym roku spodziewałem się czegoś wyjątkowego. Nie dość, że obchodziliśmy 600. rocznicę bitwy, to w dodatku planowanej inscenizacji nadano gigantyczny rozgłos. Billboardy reklamujące uroczystości pod Grunwaldem zawisły w całym kraju, a Ministerstwo Kultury zamówiło u polskiego geniusza animacji Tomasza Bagińskiego cykl filmów promujących rocznicowe wydarzenia. Wiadomo było, że inscenizację przybędzie obejrzeć wielka liczba ludzi. Wydawało mi się oczywiste, iż tak gigantyczna impreza na 600. rocznicę bitwy musi być zorganizowana inaczej.

Tymczasem wszystko zorganizowano tak samo – tylko gorzej. Na Grunwald faktycznie przybyło więcej ludzi – trzy razy więcej niż zwykle, czyli 120 tysięcy. Korki na drogach dojazdowych zaczynały się już 14 kilometrów przed polem bitwy. Jednakże to akurat było niezbyt zaskakujące i w sumie naturalne. Także apokaliptyczny tłum kłębiący się na jarmarku i wokół obozu rycerstwa nie zaskakiwał – zwłaszcza po obejrzeniu 14-kilometrowego sznura aut. To wszystko wyglądało jak zwykle pod Grunwaldem w dniu inscenizacji – tylko pomnożone przez trzy.

Zaskoczył mnie za to ten widok:

Organizatorzy ustawili między widownią a polem bitwy gigantyczny namiot dla zaproszonych polityków (m.in. ministrów Klicha i Zdrojewskiego oraz wiceminister Jaroń). Kiedy dziesiątki tysięcy ludzi gotowały się w słońcu ściśnięci niczym sardynki, grupka kilkudziesięciu osób siedziała pod daszkiem skutecznie zasłaniającym widok na odcinku ok. 30 metrów. Za namiotem nikt nie siadał – a normalnie na tym odcinku naturalnej widowni mieściło się kilkanaście tysięcy osób.

Gdyby chociaż namiot był niższy – wówczas pole bitwy mogliby obserwować widzowie z wyższej partii wzgórza. Jednakże organizatorzy wybrali namiot z wysokim spadzistym dachem. Prawdopodobnie wypożyczyli go od producenta piwa Tyskie – obiekt był bowiem otoczony parasolkami z reklamami tej marki (w środku zresztą namiot też miał napis 'Tyskie").

Namiot uniemożliwiał oglądanie nie tylko widzom bezpośrednio za nim, ale także tym zgromadzonym na niemal połowie widowni. Inscenizację toczono bowiem – inaczej niż zwykle – nie naprzeciw głównej części widowni, lecz naprzeciw namiotu. Politycy mieli radochę. Tym większą, że przed bitwą władze centralne i samorządowe po wręczały sobie rozmaite nagrody i odznaczenia.

Inna rzecz, że rycerze nie dali zbyt interesującego spektaklu, ledwo się ruszając. Może byli skonfundowani całym odbywającym się wokół politycznym cyrkiem – a może po prostu skacowani. Radio Olsztyn podało, że w noc przed bitwą rycerstwo solidnie sobie popiło. A bieganie w upale to nie jest najlepszy środek na kaca...

Rybitzky
O mnie Rybitzky

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka