Rybitzky Rybitzky
4940
BLOG

Ludzie, Którzy Nie Istnieją

Rybitzky Rybitzky Polityka Obserwuj notkę 63

W niedzielę po godz. 12 przez Kraków przeszła wielka demonstracja poparcia dla Telewizji Trwam walczącej o miejsce na multipleksie cyfrowym. Maszerowało kilka tysięcy ludzi, może nawet 10 tys. - skalę manifestacji widać na fotografiach zrobionych przez uczestników. Mimo to ogólnopolskie media nie poświęciły krakowskiemu wydarzeniu ani chwili uwagi.

Oczywiście, ktoś mógłby powiedzieć, że przecież demonstracja odbywała się ledwie kilkanaście godzin po tragicznej katastrofie kolejowej i dziennikarze nie mieli czasu na zajmowanie się jakimś marszem. Owszem, media zwykle nie są w stanie skupić się na szerokiej gamie tematów – nawet, jeśli nic specjalnego się nie dzieje. Jednakże to już nie pierwszy raz, gdy pewni ludzie są dla dziennikarzy niewidoczni.

Po 10 kwietnia telewizje pokazywały tłumy na Krakowskim Przedmieściu, ale całkowicie pominęły np. wielki marsz we Wrocławiu. Sam byłem wtedy w Warszawie i ze zdziwieniem po roku obejrzałem zdjęcia pokazane mi przez znajomych. Tysiące ludzi przeszło z Placu Grunwaldzkiego na Rynek – i nikt tego nie pokazał.

Podobnie było z krakowską demonstracją przeciw ACTA. Jak widać na zdjęciach i filmach zrobionych przez uczestników, w manifestacji brała udział gigantyczna – jak na polskie warunki – liczba ludzi. Lokalne media oceniły ją na 15 tysięcy. Tymczasem ogólnopolskie telewizje pokazały jedynie pojedyncze kadry lub o demonstracji wspomniały tylko przelotnie.

Cóż, wtedy jeszcze dziennikarze byli spanikowani i nie wiedzieli co "należy" pokazywać. Przeciwnicy ACTA byli dla nich bardziej "kibolami" niż "sympatyczną młodzieżą. Potem to nastawienie się zmieniło, ale dopiero po ewolucji poglądów rządu – czy raczej samego premiera.

Równocześnie dziennikarze potrafią rozdmuchać pewne akcje do granic możliwości. Tak było z demonstracjami przeciwników pochówku pary prezydenckiej na Wawelu. Oglądałem osobiście dwie takie manifestacje w kwietniu 2010 – warszawską i krakowską. Na obu było nie więcej niż 100-150 osób, ale zjawiły się wozy transmisyjne i reporterzy wszelakich stacji telewizyjnych oraz radiowych.

Podczas "rewolucji róż" w Gruzji telewizja nie pokazywała tłumów na ulicach do chwili, gdy protestujący ludzie wlali się do studia. W Polsce może być podobnie. Wykreowany na ekranach świat zawsze w końcu przegrywa z prawdziwym.

Rybitzky
O mnie Rybitzky

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka