galopujący major galopujący major
141
BLOG

Libertarianizm - czyli terapia in vitro

galopujący major galopujący major Polityka Obserwuj notkę 18

Gdybym miał mentalność libertarian, to pisałbym, że, za przeproszeniem szczają po nogach ze strachu przed moimi tekstami, bo wedle najnowszej libertariańskiej koncepcji  - polemika z przeciwnikiem wynika ze strachu (dokładanie z sikania w majtki). A paru libertarian zapragnęło dać mi odpór swoimi tekstami i komentarzami. Tak więc nietrzymającym moczu  polemistom odpowiadam niejako zbiorczo: hej, Panowie od kilku lat machacie w salonie cały czas o tym samym, ten sam argument no stop powtarzacie,  wybaczcie, że tratuje się was jako powtarzalną  „Modę na Sukces” i w ramach rytualnego walenia w gruchę (bokserksą) od czasu do czasu strzeli się was w pyszcze, wszak najłatwiej skakać po utopistach.  Tekst mój o dawaniu kawałka ziemi libertarianom, opierał się, rzecz jasna, na milczącym założeniu (…), że hipotetycznie taką władzę mam. Ci, którzy tego nie złapali, zmuszeni są jeszcze raz tekst przeczytać i ruszyć wyobraźnią, czyli zdaje się czymś, czym libertaraianizm rzadko ma do czynienia. Bo on nie jest od projektowania świata.

 

I słusznie, że nie jest bo ten świat zaprojektują mu inni, a libertarianin będzie stał na środku placu rozbeczany, że nikt nie szanuje jego prawa własności, że mu depczą samoposiadanie, a on sobie tak ładnie na karteczkach porozpisywał poglądy Rothbarda, który też oczywiście nie projektował świata. Tylko prywatne sady i policję. Tak szlaczkiem popodkreślał, a tu przyszedł Pan Masa, Kiełbasa, Ogórek i Słowik dał mu przez łeb i zapędził do produkcji amfetaminy. Pisząc o Kolonii karnej robię mały hipotetyczny sprawdzian - mówię, tuż za rogiem daje wam miejsce, gdzie możecie sobie sprawdzać swoją utopię, ja umywam ręce i czekam co z tego wykiełkuję. Rzecz jasna, owe daje, że powtórzę jeszcze raz, oparte jest na założeniu, że po pierwsze ja władny jestem dawać i po drugie jest was ogromna mniejszość, co przecież przy każdych wyborach się doświadczalnie potwierdza. Daje więc i lojalnie jedynie ostrzegam, drodzy koledzy, że tak to już w życiu jest, że zaraz obok was przybędzie masa hołoty, która ma w poważaniu wasze libertariańskie zasady, a ja ani myślę was izolować i wam pomagać. Bo niby czemu- macie wolność, na cholerę wam ja z moim ZUS-em. Dzieci- kwiaty, karki i mafia- to nie libertarianie – jak interpretują to niezbyt rozgarnięci kumple z waszego kręgu,  to jedynie zalążek tego nielibertariańskiego chowu, z którym się będziecie musieli zmierzyć, gdy Państwo Polskie da do zrozumienia światu, że was nie zamierza już więcej ochraniać. Coś jak Żydów w czasie wojny.

 

David Boaz w książkę „Libertarianizm”, co rusz podkreśla, iż warunkiem sine qua non, wolnego rynku jest bezpieczeństwo. Pytaniem kluczowym jest więc zawsze, kto będzie chronił libertariańskich chłopców i dziewczęta (są tam dziewczęta?). I to nie bronił libertarian przed libertarianami, tylko libertarian przed innymi nielibertarianmi. Bo ludzie są źli, bardzo źli, tak źli że kradną, mordują i co najważniejsze, o zgrozo, nie szanują nawet prawa libertariańskiej własności. Jak tak można? Mało tego libertarian jest o wiele mniej niż złych ludzi–nielibertarian, na jednego dobrego libertarianian przypada hen, hen masa złych nielibertarian, co by chcieli w koloni Karnej sobie pohasać, mając libertarianizm tam, gdzie, no mając  w poważaniu.

 

Na moje dychotomia jest prosta albo Państwo albo nie-Państwo. Bo Państwo, o którym piszą libertarianie w niemal każdym swym tekście, jest punktem odniesienia, który odróżnia libertarian od nielibertarian (w tym również liberałów). Libertarianie odrzucając, chroniące ich Państwo Polskie, stają naprzeciw wrogów libertariznimu, mających pretensje do tego samego, niczyjego terytorium. Mogą liczyć na pokojowe współistnienie z grupą Mokotowską albo Camorrą. W przypadku wojny mogą się bronić albo uciekać. Bronić się muszą sami – a owe sami, oznacza, że się pewnie zorganizują, a zorganizowana wspólnota na danym terenie to właśnie Państwo. Stąd przy tak szerokiej definicji Państwa libertarianie to tylko radykalni liberałowie pazerni na władzę. Rzecz jasna, libertariani z definicji, uważa że nielibertariańskie nomen omen definicje, są definicjami kłamliwymi, że prawdziwe są tylko definicje libertariańskie (np. definicja Państwa, albo własności), stąd  libertatinin odrzuca zasadę, że definicja to tylko zbiór pewnych założeń autora definicji. On uważa, że rzeczywiście istnieje jedna tylko niepodzielna własność (własność dóbr niematerialnych to np. nie własność), stąd już tylko krok to uznawania libertariznimu za religię, która dotyka absolutu czyli prawdy samej w sobie.

 

I teraz wkraczamy w libertarianską mowę trawę, którzy na pytanie jak sobie wyobrażasz świat bez państwa – tj. zorganizowanej wspólnoty na danym terenie, mówią:

 

- Nic mnie to nie obchodzi, libertarianizm to tylko filozofia i religia, my się tym nie zajmujemy, chcemy żyć swobodnie, skoro wolny rynek jest lepszy niż rynek scentralizowany, to się jakoś ułoży.

 

-  My nie chcemy demontować Państwa, my chcemy je zmieniać  by było go jak najmniej, ale jednocześnie zmieniając Państwo, jesteśmy antypaństwowi, a nie propaństwowi.

 

W pierwszym przypadku mamy wyraźną kapitulację, ucieczkę do teorii, ucieczkę dodajmy pozorną, bo przyciśnięci do muru libertarianie mówią choćby o wolnym rynku – czyli jak najbardziej posługują się doświadczeniem praktycznym i rozpatrują stosunki społeczno-ekonomiczne w ramach ustroju. W tym sensie mówienie że niczego nie planują jest kłamstwem. Wolny rynek to nic innego jak planowanie ustroju, ustroju ekonomicznego. Ustroju wymagającego zapewniania bezpieczeństwa. W drugim poglądzie sprzeczność jest oczywista, libertarianie chcą reformować Państwo, które jednocześnie jest źródłem zła, ale przecież reformowanie Państwa zakłada Państwa utrzymanie, czyli utrzymywanie zła.  Gdyby było inaczej,  to mówilibyśmy o likwidacji tegoż państwa.

 

Libertarianie dzielą się na dwa główne typy: hipisów i jeźdźców na gapę. Hipisi chcą wolności i uważają, że się wszystko samo ułoży, zorganizują się byleby Państwo zostawiło ich w spokoju. Hipisi są leniwi, nie wyjeżdżają tworzyć swoich oaz, wolą tu jęczeć o swych marzeniach. Gapowicze – chcą żeby Państwo ich zostawiło, ale chcą korzystać z dorobku cywilizacyjnego Państwa utrzymywanego z podatków. Chcą mieszkać na terenie, które inni chronią narażając życie.  Tym bardziej więc chcą zostać, bo oni ani narażać, ani za narażenie życia płacić nie chcą. Uważają, że mogą za friko korzystać z ochrony polskiej armii, bibliotek i żerować na wysiłku podatników, jeździć publicznymi drogami, oglądać publiczną TV. Myślą, że to należy również do nich tylko dlatego, że się tutaj urodzili. Sam fakt przynależności do Wspólnoty, zwalniać ma ich z obowiązku świadczenia na rzecz tejże Wspólnoty, a jednocześnie uprawnia do korzystania z dorobku i owoców pracy Wspólnoty. Są podobni do żydowskich ortodoksów w Izraelu.

 

 

Poglądy libertarianów przypominają nieco koncepcję wali z bakteriami przy pomocy niektórych antybiotyków. W warunkach in vitro, laboratoryjnych wszystko działa, ale jak ktoś stłucze probówkę w środowisku pełnym zarazków, to jest problem. No bo co tu zrobić gdy ty komuś z libertarianizmem, a on ci daje po prostu w mordę. Ale jak mówię, ja uważam Państwo za mniejsze zło, ale nie zmuszam nikogo do uznawania mojego poglądu. Chce dać libertariańskiemu plantktonowi ziemię, niech robią wedle swojego widzi mi się. Tylko dziwnie gdy im to proponuje, to krzyczą, pyskują, a nie potrafią uczciwie odpowiedzieć dlaczego tej oferty przyjąć nie zechcą.

 

 PS Lewicowy kolega Nicpoń nadal nie rozumie, że gdy pisze własnośc, nasza, jednostkowa, istnieje tylko i wyłącznie w ramach większej struktury zdolnej do reagowania siłą na próby tejże własności podważenia. to występuję przeciwko prawu naturalnemu tj, przyrodzonemu prawu własności istniejącemu bez względu na to czy istnieje większa struktura zdolna do reagowania siłą na próby tejże własności podważenia

        Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email: gamaj@onet.eu About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka