Po co Polakom autostrady? „Żeby mogli się zabijać na lepszych drogach”. Pamiętam jak dziś, że powiedział to premier Marek Belka.
Na drogach w Polsce dochodzi do blisko 32 tys. wypadków i kolizji miesięcznie, ponad 1 tys. dziennie, średnio 44 co godzinę.
W 2015 roku w 32701 wypadkach zginęły 2904 osoby. Rannych zostało 39457 osób. Wcześniej, w 2014 roku, doszło do 34970 wypadków, śmierć poniosły 3902 osoby, rannych zostało 42545 osób.
W 2015 roku było blisko 300 ofiar mniej w porównaniu z rokiem 2014, czyli 10-procentowy spadek. Jest to najmniejsza liczba zabitych w wypadkach w Polsce od 20 lat.
Policja uważa, że to bardzo dobry wynik.
Ja uważam, że mamy nadal skandaliczną sytuację. Trzy tysiące śmiertelnych ofiar rocznie, to liczba tragiczna, kompromitująca Polskę w Europie. A co powiedzieć o dziesiątkach tysięcy rannych? Ile tu kryje się nieszczęść? Jak dalece ranni? Z amputacjami kończyn, z uszkodzonymi kręgosłupami, na wózkach do końca życia?
Kto winien? Władza, przepisy, czy po prostu ludzie, Polacy? W swoim czasie w Hiszpanii potrafili zmniejszyć liczbę ofiar śmiertelnych dwukrotnie, w Niemczech i Francji aż czterokrotnie.
Każdego ranka przy goleniu słucham Radia Kierowców w Radiowej Jedynce. Codziennie czarna rozpacz, zabici, zablokowane drogi, jakiś totalny bezsens ruchu.
Mam prawo jazdy bez przerwy od 12.01.1961 roku. Teraz boję się, że jakiś zadowolony z życia idiota wjedzie we mnie czołowo na prostej drodze. A na moim nagrobku znajdzie się napis: „Tu spoczywa Zbigniew Ryndak. Miał pierwszeństwo przejazdu”.