Jaki jest sens aby polski podatnik- obywatel jednego z pięciu najbiedniejszych krajów członkowskich UE (obok Bułgarii, Rumunii, Litwy i Łotwy) miał finansować rozrzutną Grecję? A mówiąc bardziej precyzyjnie: dlaczego Polacy mają rzucać koło ratunkowe niemieckim, francuskim i innym zagranicznym bankom, u których od dawna zadłużają się władze Grecji? Nie będzie specjalną metaforą, jeśli powiem, że w nie małej mierze owa europejska (w tym polska...) pomoc dla Aten oznacza w praktyce kroplówkę, ba, sterydy dla zachodnioeuropejskiego systemu bankowego. Dodajmy, że jest to już dla nich kolejna eurokroplówka.
Minister finansów JR chce być dobroczyńcą tyle, że nie ze swojej kieszeni. Za jego europejskie miłosierdzie w kontekście Irlandii każdy polski podatnik już nie mało wybulił. Mój krewny św. Brat Albert- Adam Chmielowski- rozdawał biednym, ale przynajmniej ze swoich. Rostowski rozdaje nie dość, że z cudzych to jeszcze nie tyle biednym, co bogatszym od nas, Polaków
(choć biedniejszym od np. Niemców). Pan minister odbierze kolejną europejską nagrodę dla ministra finansów, a my będziemy mieli mniej w portfelu.