M.Mackowski M.Mackowski
176
BLOG

Ameryka a sprawa Polska. (1)

M.Mackowski M.Mackowski Polityka Obserwuj notkę 2


Rzecz będzie o sytuacji, którą  A.R. Hochschild  opisała jako obcy we własnym kraju. Książkę, pt. Obcy we własnym kraju, wydano w Stanach Zjednoczonych  w roku 2016, jeszcze przed wyborami prezydenckimi.  Tytułowa sytuacja ukazana jest oczyma lewicowej socjolożki, próbującej zrozumieć prawicowy elektorat amerykańskie prowincji, na przykładzie Luizjany, matecznika amerykańskiej prawicy. Autorkę stać na wesoły dystans do swoich poglądów, zwłaszcza wtedy kiedy przytacza luizjańską opinię na swój temat;”  jesteś z Berkeley, więc jesteś komunistką”.

W Polsce tak jak w Ameryce (USA) polityka budzi dziś znacznie silniejsze emocje niż dawniej. Co prawda ucichły głosy zwolenników przegranej PO, nawołujących do emigracji, to od czasu do czasu można trafić na głos kogoś, kto czuje się jak obcy we własnym kraju – w Polsce po zwycięstwie PiSu.

Scena amerykańska w warstwie scenografii bardzo przypomina polski teatr polityczny. Republikanie i demokracji, kiedyś mało różniący się od siebie, coraz bardziej oddalają się od siebie w takich kwestiach jak ochrona  życia, prawo do posiadania broni, tyrania federalnej biurokracji. Podobny proces radykalizacji ma miejsce w Polsce.

 A.R.H. opisuje na przykład takie badania; ” Gdy w 1960 roku zapytano dorosłych Amerykanów, czy „przeszkadzałoby” im, gdyby ich dziecko zawarło związek małżeński z członkiem przeciwnej partii, tylko pięć procent respondentów odpowiedziało „tak”. W 2010 roku na to samo pytanie odpowiedzi „tak” udzieliło trzydzieści trzy procent zwolenników demokratów i czterdzieści procent zwolenników republikanów.” Autorka podsumowuje przytoczone wyniki stwierdzeniem, że partyizm, jak niektórzy nazywają to zjawisko, zajmuje dziś pierwsze miejsce wśród dzielących społeczeństwo uprzedzeń.

W Polsce wiele napisano o podziale na plemiona platformy i pisu. Nie znam polskich badań nad małżeńskimi preferencjami politycznymi rodziców obecnych dwudziesto -  trzydziestolatków. O tym, że wynik może być podobny, świadczą poważne deklaracje wielu osób publicznych i dziennikarzy, że u nich w domu nie rozmawia się o polityce. Rozmowy takie uważa się za niebezpieczne dla spokoju rodzinnych spotkań.

Książka i badania pani A.R. Hochschild, zdają się być inspiracją dla Maciej Gduli, również lewicowego socjologa. Chodzi o pracę pt. "Dobra zmiana w Miastku. Neoautorytaryzm w polskiej polityce z perspektywy małego miasta" Opis jego badań mieszkańców polskiego Miastka, zagłębia wyborców PiSu, przeczytałem w Gazecie Wyborczej i w Rzeczpospolita - Plus Minus. W pierwszym streszczeniu  mieszkańcy Miastka to lud, tyle tylko, że nie jest on szlachetny. Kiedyś – w czasach Marksa, a może w jego pismach – był ponoć szlachetny lud. Dziś kieruje się w swoich wyborach politycznych chęcią rewanżu i „dołożenia” elitom z miasta. W drugim opisie badań M. Gduli zwrócono uwagę na „ autorytarną mentalność” wyborców PiS.

Oba streszczenia przypisują badaniom Miastka i płynącym z tego wnioskom walor nowości, odkrycia.

Uważam takie opinie za mistyfikacje.  Określenia nieszlachetny lud czy też autorytarna mentalność to tylko inne określenia na lansowane od dawna, i to bez sankcji badawczej, takie pojęcia jak prostacy i bez mała faszyści. Obaj autorzy nie zauważyli, że  opowieść o Miastku to tylko jeszcze jedna próba etykietowania. To kolejne uproszczenie, przez – tym razem – niby naukowe zbadanie rzeczywistości.

 Amerykańska badaczka  wyjaśniła, że zwolennicy prawego skrzydła republikańskiego i Partii Herbacianej, zbudowali swoje odrzucenie poprzedniej administracji waszyngtońskiej na podglebiu wiary religijnej ( zagrożonej w swobodzie praktykowania), niechęci do podatków oraz poczuciu urażonego honoru.

A.R. Hochschild znalazła wyjaśnienie postaw amerykańskiej prowincji , wskazując na rosnące poczucie niesprawiedliwości, na świadomość , wypychania przez różne mniejszości  z kolejki  do „american dream”.

W Miastku znaleziono tylko strasznych mieszczan, ale w sposób wyraźnie inspirowany amerykańską książką stwierdzono, że oni też  nie chcą dłużej czekać na miejsce w kolejce do dobrobytu. W jednym z wywiadów M. Gdula zdradza, że jest uprawnione takie spojrzenie elektoratu PiSu,  w przysłowiowym Miastku, czyli na polskiej prowincji; „jesteśmy rozwiniętym krajem i stać nas już na to, co jest pewną normą w innych krajach UE. I to jest coś, czego Platforma nie robiła – oni mówili, poczekajmy, jesteśmy jeszcze krajem na dorobku, musimy być odpowiedzialni. I PiS jest tą odpowiedzią na rosnące aspiracje.”

M. Gdula  uważa, że również  wspólnoty, a raczej zbiorowości, które udało się PiSowi stworzyć, dobrze wyjaśniają fenomen sukcesu w zdobywaniu elektoratu. Zdaniem Gduli „ta wspólnota jest zbudowana na ostrym przeciwstawieniu "nas" i "obcych".  Co ciekawe podobny czynnik wyjaśniający zachowania elektoratu prawicowego w Luizjanie jest opisany w książce A.R. Hochschild.

Wynik polskich  „badań” to nowatorskie etykiety na nieco innym kleju.

Surowcem owego kleju jest metodologia i typologia autorstwa  Jacoba L. Talmona, opisana w książce z roku 1952, pt. Źródła demokracji  totalitarnej. Wprowadza on pojęcie demokracji liberalnej i demokracji totalitarnej.

Ta pierwsza zakłada, że polityka to metoda prób i błędów oraz, że systemy polityczne są pragmatycznymi wynalazkami ludzkiej pomysłowości i spontaniczności. Dopuszcza również różnorodność  interesów indywidualnych i zbiorowych, z których wiele  pozostaje poza sferą polityki.

Demokracja totalitarna zakłada istnienie w polityce jednej, wyłącznej prawdy, postuluje idealny i zadekretowany z góry układ. Jej celem jest polityka ogarniająca pełnię egzystencji człowieka. Dla jej opisania J.L. Talmon  używa nawet określenia  mesjanizm polityczny.

Oba podejścia uznają wolność za wartość najwyższą. Talmon uważa, że demokracja liberalna  upatruje istotę wolności w spontaniczności i braku przymusu, a druga zakłada, że wolność może być rezultatem dążenia do absolutnych i kolektywnych celów.

Dzisiejsze relacje pomiędzy tym co liberalne a tym co totalitarne nie są już takie proste. Nie widać ostrych granic. Bunt przeciwko PO, które uważało się za strażnika państwa liberalno demokratycznego, miał za jedną z przyczyn to, że partia ta uważała się za lepiej wiedzącą i pozwalała sobie na ignorowanie poglądów większości Polaków. Dziś do rangi największych problemów urosły sprawy socjalne i bezpieczeństwa. Wolność zdaje się ustępować przed bezpieczeństwem, tak jakby toczyła się wojna.

Pomieszanie pojęć jest tak duże, że nawet w obecnej Konstytucji RP, dziecku liberalno - demokratycznego systemu, znajdziemy artykuły pasujące do demokracji totalitarnej.  Artykuł 31 brzmi: „Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne  w  demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego”.  Paradoksalnie znajduje się on w rozdziale drugim Konstytucji, poświęconym wolnościom, prawom i obowiązkom  człowieka i obywatel. Warto w tym miejscu zauważyć, że w Polsce nie mamy takich ograniczeń zgromadzeń i wypowiedzi jakie można znaleźć w Ameryce, Niemczech czy Szwecji. We Francji od prawie roku obowiązują przepisy stanu wyjątkowego.  Przywołane sytuacje określono jako policyjną demokrację liberalną. Autorami tego terminu są trzej filozofowie z Teologii Politycznej.

Etykietki jednak żyją swoim życiem, raz puszczone w ruch, przechodzą z rąk do rąk i bywają orężem w walce politycznej. Podobnemu rozmyciu uległy pojęcia lewica i prawica.

Czy teraz już wszystko jasne?

To co miało być dobre jest takim, a to co miało być złe nie może udawać , że jest czymś innym.  Jesteś liberalny czy totalitarny, wybór tylko pozornie należy do ciebie. Jeżeli nawet uważasz się za zwolennika wolności, to twój polityczny przeciwnik swobodnie nazwie cię osobnikiem autorytarnym, czyli podejrzanym i godnym potępienia. Wystarczy, że jesteś za wolnością suwerennego decydowania Polski o tym, kto może uzyskać pomoc z pieniędzy polskiego podatnika.   Przecież autorytarny to prawie jak totalitarny.

Etykietka jest tak skonstruowana, że pasuje do sporów politycznych XXI wieku, tak w Ameryce  jak i w Polsce. Przywołana publikacja M. Gduli to potwierdza.

Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że zbyt proste są te podobieństwa Polski i Ameryki. Nie o plagiat tu chodzi, ale o powielanie schematów emocjonalnych w szatach naukowej rozprawy.

Próba wyjaśnienia „podobieństwa” to już temat na następny tekst.

P.s. W wydawnictwie Krytyka Polityczna ukazała się książka  Maciej Gduli pt. Nowy autorytaryzm. Na okładce fotografia Jarosława Kaczyńskiego z tytułem jako opaską na czole. W środku argumentacja na rzecz  obecności neoautorytaryzmu, pojęcia które zdaniem Autora dobrze opisuje system sprawowania władzy w Polsce i które, jego zdaniem mieści się  w ramach paradygmatu demokratycznego. Jak napisał recenzent Rzeczpospolitej książka jest adresowana do ruchów lewicowych, a jej Autor nie kryje swoich preferencji politycznych.

M.Mackowski
O mnie M.Mackowski

Lubie sięgać do źródła. Polecam klasyczne teksty starożytne jak i oryginalne współczesne.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka