SANARE. SANARE.
623
BLOG

Uwodzenie Pana Cogito

SANARE. SANARE. Kultura Obserwuj notkę 0

Publikuję swój esej z 2008 r., inspirowany twórczością Zbigniewa Herberta. Patrząc dziś na moje dziełko, wiele bym zmienił i poprawił. Postanowiłem jednak zamieścić je bez większych ingerencji w tekst :)

 

    Dedykuję Karolinie C.

- wiernej Herbertowskiej zasadzie "malgre tout, malgre tout".

 

    „Dziękuję Ci Panie że stworzyłeś świat piękny i różny a jeśli jest to Twoje uwodzenie jestem uwiedziony na zawsze i bez wybaczenia” – pisze Zbigniew Herbert. Poeta ideałów, a kto takie posiada, często jest sam. Pan, który nie tyle myśli, co ma odwagę myśleć, wyzwolić się z dyktatu panujących opinii. Kolumb, który przeżył straszliwe lata wojny, ale nie zaniemówił, tylko uświadomił sobie, że musi „dać świadectwo”, by takie zło jak Oświęcim, już nigdy się nie powtórzyło. Wokoło – pełno rąk „szpiclów katów tchórzy”, które zachęcają do życia bez wartości. Ale poeta wie, że tak nie można. Iść wyprostowanym – to przezwyciężać zło, jednak aby je pokonać, najpierw trzeba ocenić, co właściwie jest złem. Poeta sam chce odkryć, w co wierzy, jaki jest sens życia. Przemierzając Europę, szuka wartości, które coraz bardziej ulegają rozmyciu. Potem musi się „napatrzeć i naczytać”, aż w końcu pisze. Co widzisz, Herbercie, w tym świecie, pełnym szarości i bólu?

 

    „W brzydkim mieście Manchester odkryłem ludzi dobrych i rozumnych”. Pan Cogito wyrusza w podróż. Początkowo jest właśnie „barbarzyńcą w ogrodzie”, widzi Kaplicę Sykstyńską naszych praojców w Lascaux, kamienie przemienione w ludzi w Paestum, strzeliste wieże francuskich kościołów (choć i tak Wielki Kanion jest „jak sto tysięcy katedr zwróconych głową w dół”). Powoli, wielokrotnie, spogląda na dzieła mistrzów holenderskich. Czyta je. Chce zobaczyć uczucia autorów, ich życie. Wzrusza go „Martwa natura z wędzidłem”, ale jeszcze bardziej sam Torrentius, który ku czemuś dążył, chciał coś odkryć, spróbować, wyłamać się z prostej linii, na której miały być zamieszczone wszystkie odpowiedzi, ale one tylko pobudzały do dalszych pytań. Był on „wyzywająco kolorowym ptakiem wśród ptaków jednobarwnych”. Torrentius odszedł, ale poeta pyta: dlaczego tak czynił? Tak objawia się poecie piękno świata. Życie na nim jest wspaniałe, bo można poznawać bliźniego. Wędrówka wśród bytów materialnych, by „bezosobowo” je podziwiać, jest przeciwieństwem „pokory”. Pan Cogito prosi o nią w swej „Modlitwie”: spraw, bym był pokorny, „to znaczy ten, który pragnie źródła”. Jednak źródło pozbawione myślenia o bliźnim zaczyna być egoizmem, który zradza zło. Niestety, wyzbywając się człowieka, tracimy Boga, a pozbawiając się Boga, utraciliśmy człowieka. Herbert ceni sobie Akropol, Tarkwinię, Spiridiona z Paxos, ale pyta: kto dał nam te cuda? O czym myślał, gdy tworzył? Czy jego myślenie zaprowadzi mnie do prawdy, rzuci choć cień na nią? Jeśli tak, to choćby dla tej iskry nadziei, warto szukać. „Nadzieja jest chlebem biednego” – mawiał. Herbert bogaci się dzięki drugiemu człowiekowi. Tak więc myśli o studencie z Berlina, „mistrzu” Henryku Elzenbergu, Mademoiselle Corday, Adamie Zagajewskim, Chodasiewiczu, który „na wzburzonej fali płynął na kształt glonu”. I zadaje sobie pytanie: czy Cornelius Troost był szczęśliwy?

 

    „Dziękuję Ci Panie że stworzyłeś świat piękny i różny a jeśli jest to Twoje uwodzenie jestem uwiedziony na zawsze i bez wybaczenia”.

 

    Idź, będąc wiernym. Przesłanie to bardzo nam spowszedniało w ciągu dziesięcioleci, w których funkcjonuje. Herbert tak naprawdę streścił w nim to, co powtarzała od wieków kultura europejska, wyrosła na mitach greckich i rzymskich oraz zakorzeniona w chrześcijaństwie. Najpierw chciałbym skupić się na słowie: „Idź”. W samym utworze pojawia się ono aż pięciokrotnie. W dzisiejszym świecie nie tyle chodzimy, co biegniemy, nie zastanawiając się dobrze, gdzie i po co. Nikt nie wie dokąd – odpowiedziałby Zwrotniczy z „Małego Księcia”, do „błahego celu” – rzekłby Marlow z „Jądra ciemności”; Herbert na to: „do ciemnego kresu”. Idziemy i myślimy, spacerujemy ku nieuniknionej śmierci. A do tego wszystkiego dochodzi ta „wierność”, trwanie przy pewnych ideałach. I tu nasuwa mi się na myśl film „Życie jest piękne” z 1997 r., którego reżyserem i odtwórcą głównej roli jest Roberto Benigni. Włoskiego Żyda, męża i ojca kilkuletniego chłopca, zastaje II wojna światowa, czas zagłady. Aby ocalić syna, Gudio wymyśla grę – zabawę, w której nagrodą ma być czołg. W ten sposób ojciec oddala od dziecka koszmar obozu koncentracyjnego. Postać Gudio odzwierciedla postać „idącą” – do błahego celu. Śmierć i tak nadejdzie, ale „trzeba dać świadectwo” dobru! Dlaczego więc „życie jest piękne”, skoro nie będziemy mogli nawet cieszyć się z dobra, które zdziałaliśmy? „Bo tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek”. Życie jest wielkim sprawdzianem dobra, naszpikowanym zasadzkami, gdzie wśród zdrajców wartości trzeba odnaleźć sens, Prawdę ostateczną, która powinna promieniować na cały świat, być dla każdego jak drogowskaz. Św. Paweł pisze: „Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe” (Rz 12,2). Czyż to nie to samo przesłanie, w dodatku, jakże aktualne?!

 

    „Dziękuję Ci Panie że stworzyłeś świat piękny i różny a jeśli jest to Twoje uwodzenie jestem uwiedziony na zawsze i bez wybaczenia”.

 

    Poeta uważa, że „człowiek jest ślepy. Musi mieć wokół siebie lustra albo inne oczy”. Tak, człowiek jest ślepy. Wciąż się potyka i przewraca, czegoś szuka, dotyka. Mimo zdobyczy cywilizacji jest bezradny wobec świata, ślepy, błądzi w poszukiwaniu szczęścia, sensu istnienia, nie widzi i nie słyszy tego, co naprawdę jest ważne. „My z białą laską astronautów/ niezgrabnie potrącamy gwiazdy/ nic nie widzimy nie słyszymy/ bijemy pięścią w ciemny eter/ na wszystkich falach jest skomlenie” – pisze poeta w wierszu „Naprzód pies”. Idąc przez świat, człowiek może wziąć ze sobą tylko to, co jest najprostsze: przyjazne kolory, dźwięki, dzieciństwo, rodzinę, imię przyjaciela, dom. Tylko te wartości pomogą nam wrócić do normalności, znaleźć właściwą drogę, zbudować wszystko od nowa, ale bez burzeni tego, co jest. Przewodnikiem może stać się… pies. Przypomina mi się krótki, zabawny utwór Tadeusza Kotarbińskiego: „Jakkolwiek psia natura człowieczej najbliższa, są różnice: abstrakcji u psa nie wytropisz. Wszelako pies wiernością człowieka przewyższa, więc czy pies – to podczłowiek, czy człowiek – niedopies?”. Musimy zrozumieć, że aby osiągnąć szczęście, powinniśmy wrócić tam, skąd przybyliśmy, ale w sensie metaforycznym: trzeba pokochać i zaakceptować świat będący w zgodzie z naturą. Pies od wieków się nie zmienia, jest zawsze wierny i zawsze szczeka, człowiek natomiast ciągle odkrywa coś nowego i wydaje mu się, że zgłębił tajemnice wszechświata. Ponieważ nigdy tego w pełni nie osiągnie, czuje się zagubiony. Dziś, gdy „na wszystkich falach jest skomlenie”, czyli wołanie o pomoc, może nas uratować braterstwo, wierność ideałom, umiłowanie bliźniego. Jeśli w naszą podróż weźmiemy wszystko, co oznacza miłość i dobroć, a więc np. „zapach jabłka”, „imię człowieka”, „orzeszek dźwięku”, odnajdziemy drogę od szczęścia. Aby poznać siebie, musimy mieć kogoś obok. Człowiek „kocha – to znaczy przygląda się sobie”. Słowa te łudząco przypominają mi to, co chciał oddać papież Benedykt XVI w swej książce „Jezus z Nazaretu”, pisząc przy okazji przypowieści o miłosiernym Samarytaninie, że my sami musimy stać się dla siebie „bliźnimi”, aby „ten drugi miał dla nas takie samo znaczenie, jak ja sam”. Miłość. Czasem cierpimy z jej przyczyny, jednak bardzo jej pragniemy dzięki pamięci dobrych chwil. Kochamy kochać. Mówiąc: kocham cię, mówimy: między nami jest Bóg.

 

    „Dziękuję Ci Panie że stworzyłeś świat piękny i różny a jeśli jest to Twoje uwodzenie jestem uwiedziony na zawsze i bez wybaczenia”.

 

    Herbert twierdzi w „Martwej naturze z wędzidłem”, że przyroda rzuca człowiekowi wyznanie, również estetyczne. Świat jest piękny w swej różnorodności, a życie na nim jest dla nas zaszczytem. Natura również była pewnym elementem poznania człowieka, który przez tysiąclecia był jej integralną częścią i nadal jest, choć dziś chce raczej powiedzieć: natura jest częścią mnie. Ziemia, z jej walorami przyrodniczymi, stała się miejscem grania wielkiej orkiestry na dwa głosy: natury i kultury ludzkiej. Człowiek jest bacznym obserwatorem przyrody, która jawi się mu jako doskonałość. Ponieważ jednak sam pragnie zabłysnąć, tworzy. „Dzieło artysty było zaledwie substytutem, cieniem rzeczy istniejących”. Człowiek pragnie poznania siebie, swoistego dowartościowania, aby powiedzieć naturze coś w stylu myślącego o Salomonie cesarza Justyniana: „Prześcignąłem cię!”. „Świat przedstawiony, opowieść o ludziach zawsze zaspokajają wrodzoną potrzebę poznania, a podziw dla udanej imitacji jest czymś bardzo naturalnym, na przekór prorokom jałowej czystości”. Ludzie pragną własnej interpretacji wszystkiego dookoła, aby w niej zinterpretować samych siebie. To trudne – chcą spytać o siebie przyrody, ale ona milczy. Dlatego nie pozostało nic, jak pojąć świat w jedną tylko stronę, „przelać” naturę na papier czy płótno i nadal trwać w morzu pytań bez odpowiedzi oraz wśród błogiej satysfakcji, że jesteśmy panami świata. „Świat bez obrazów byłby po prostu niepojęty”. Człowiek kocha dziś to, co nieregularne i regularne, okrągłe i kwadratowe, proste i krzywe, nietypowe i tylko nietypowe. Wszystko czerpiemy z przyrody. „Dzieła stworzone ku chwale Twojej udzieliły mi cząstkę swojej tajemnicy”. Kto poznaje świat, poznaje Boga i siebie. Kto świat kocha, kocha Boga, a kto kocha Boga, ten ma wszystko. Wtedy człowiek nie roztrwonił siebie, ale jakby odnalazł. Tak, poeto, „Duccio van Eyck Bellini” malowali także dla ciebie, abyś zobaczył siebie, człowieka, abyś mógł ujrzeć siebie z dystansu. I Akropol, gdzie Ateńczycy czcili boginię oliwki, także. Bóg stworzył „świat piękny i różny”. A jakże! Czyż gdyby wszędzie był taki sam… byłby piękny? W swej różności jest wspaniały i za to, że mamy możliwość wyboru naszego miejsca na Ziemi, powinniśmy dziękować, a nie tylko nad nią panować. Parafrazując Norwida, napatrzmy się dobrze, aby popracować i zmartwychwstać.

 

    „Dziękuję Ci Panie że stworzyłeś świat piękny i różny a jeśli jest to Twoje uwodzenie jestem uwiedziony na zawsze i bez wybaczenia”.

 

    Cornelius Drebbel budował i ulepszał przez całe życie – perpetuum mobile – wspominał poeta w „Martwej naturze z wędzidłem”. Sławny uczony i wynalazca, pełen niezwykłych pomysłów. Ku czemu dążył? Pewną odpowiedź można odnaleźć w „Brewiarzu”. „Życie moje powinno zamknąć się jak dobrze skomponowana sonata”. Człowiek dąży do doskonałości. Doskonałość jest stanem, w którym człowiek doszedł do Prawdy. Nie tyle wydaje mu się, że tak się stało – on ma pewność. W życiu ziemskim do doskonałości właściwie nie można dojść – co najwyżej można się do niej zbliżyć. Problem polega na zinterpretowaniu doskonałej Prawdy – dla jednych to spokój fizyczno-psychiczny, samopoznanie, wszechwiedza, odstawienie na bok ułudy i ujrzenie tego, co niepodważalne. Dla Herberta znaczy to po prostu: być przy Bogu. Dla niego żyć to: nieustannie dziękować za to, że ma okazję siać dobro, aby i inni mogli znaleźć się przy „nieodgadnionych kolanach”. Niestety, zadanie jest utrudnione. Stworzyliśmy osobliwe teorie: że Prawda nie objawia się, w nawet najmniejszej postaci, że doskonałość ducha nie istnieje. Lepiej czerpać z życia! Bóg istnieje na tyle, na ile o Nim myślimy. Nie, Boga nie ma w ogóle! To „On” spowodował wszelkie wojny, konflikty, wzniecił nietolerancję i zniszczył ład, który mógł zaprowadzić do dobrobytu. Niestety, tak myśląc, dążymy do tego, by samemu obwołać się Doskonałością, bo nie potrafimy odkryć siebie i Stwórcy, bo to kosztuje wysiłku i czasu. W efekcie nie poznamy Prawdy, bo skoro my nią jesteśmy (a siebie nie jesteśmy w stanie poznać), nie mamy żadnego punktu odwołania, lustra, w którym można się przejrzeć. Bez Boga nic nie może być piękne i dobre, bo on jest źródłem Dobroci – samym Dobrem. „Budować” można wtedy, kiedy przestrzega się wszystkie aspekty Bożej nauki. Ale my stawiamy sobie „poprzeczkę” poznania bardzo, bardzo nisko. Tutaj postawię, być może dziwne, pytanie: czy człowiek nie jest może zbyt leniwy? Czyż nie woli ułatwiać tego, o jest trudne, a utrudniać to, co najprostsze? Herbert mówi: „idź”. Szukaj Doskonałości! Bądź jak Drebbel, pełen szalonych pomysłów. Nie pogrążaj się w marazmie bylejakości, ale przemieniaj i pielgrzymuj w świecie pięknym i… bardzo, bardzo różnym. Trwaj!

 

    „Dziękuję Ci Panie że stworzyłeś świat piękny i różny a jeśli jest to Twoje uwodzenie jestem uwiedziony na zawsze i bez wybaczenia”.

 

      Herbert pisze w „Brewiarzu”, że wie, ze jego dni są policzone i zostało ich niewiele. Poeta codziennie odmierzał te same etapy, przemierzał zarazem tak podobne i tak różne drogi. Bycia świadkiem. Myśli: czy zrobiłem wystarczająco dużo? Czy życie moje miało „sens”, to znaczy: czy skłoniło choćby jedną osobę, by przejrzała na Prawdę? „Smutna jest dusza moja”, bo „nie zdążę już zadośćuczynić skrzywdzonym, ani przeprosić tych wszystkich którym wyrządziłem zło”. Życie poety nie było idealne i spokojne, ale z tym trzeba liczyć się, gdy trwa pielgrzymka ku Dobru. Herbert niestrudzenie świadczył, że „Werona” jednak istnieje. „Idź”. Nie zanurzaj się w beznadziejności. „Idź”. Pogódź się ze światem, otoczeniem, losem, pełnym radości i cierpień. „Idź”. Niech „wszystko łączy się z wszystkim i zmierza ku upragnionej Jedności, a świat staje się lekki i przezroczysty”. „Idź”. Zawsze wierny drugiemu człowiekowi, nawet za cenę „chłosty śmiechu, zabójstwa na śmietniku”. „Idź”. I myśl. Tak, jak myślał poeta, który mógł rozwinąć swe myśli w wielotomowym poradniku: „Przepis na udane życie”, ale chciał czegoś prostego, niekrępującego, co przede wszystkim zdeterminuje czytelnika do myślenia. A wszystko to ma dążyć do stanu, w którym jesteśmy „uwiedzieni” niepowtarzalnością wielobarwnego życia. „Świat piękny i bardzo różny”. Świat Ruandy, Srebrenicy, Biesłanu. Świat biedy, głodu, chorób, kataklizmów, nieprzyzwoitego bogactwa Zachodu i pustych dusz. Ale też… Miss Helen, Mamy ze Spoleto, osiołka z wyspy Korkyra. I gwiazd. I melancholii krajobrazu. I dobrego studenta z Berlina. Poszukiwań, pielgrzymowania, wśród radości i bólu, szczęścia i cierpień. Ale do Celu. „O Tobie mówi moje serce: „Szukaj Jego oblicza!”. Szukam, o Panie, Twojego oblicza; swego oblicza nie ukrywaj przede mną, nie odpędzaj z gniewem swojego sługi!” (Ps 27, 8-9). Boże, nie wybaczę Ci, że „stworzyłeś świat piękny i różny”! Ten jeden raz nie wybaczę. Dziękuję. Panie.

SANARE.
O mnie SANARE.

Interesuję się historią, teologią, literaturą i polityką.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura