tatarczuch tatarczuch
82
BLOG

Na początku było słowo!!! Tylko dialog może zmienić Polskę

tatarczuch tatarczuch Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Do człowieka tylko należy cud mówienia. On jeden na świecie potrafi wypowiadać słowa, wyrażać w nich swoje myśli i uczucia, pytać i opowiadać. Cały otaczający nas świat owszem wydaje nieskończone ilości różnych dźwięków, ale żaden z nich nie zasługuje na miano słowa. Lubimy szelest liści na drzewach, szum morskich fal, ciszę gór, choć nikt ani nic przez nie bezpośrednio nie chce nam niczego przekazać. Słuchamy bzyczenia owadów, nawet gdy nieraz wzbudza to w nas obawę czy nawet lęk. W zdumienie i podziw wprowadzają nas ptaki i wyśpiewywane przez nie trele, inne dla każdego gatunku, a nawet rodzaju czy tylko grupy osobników. Czasem brzmią one delikatnie jak rosa opadająca na źdźbła trawy w słoneczny i ciepły poranek, a niekiedy jak złowrogi krzyk zwiastujący nadciągające niebezpieczeństwo. Jedne są dla ludzkiego ucha jak wesoła piosenka, inne kojarzą się z nawoływaniem, nawet płaczem. Są też zupełnie chropawe i nieprzystępne dla ucha. Często występują parami, mają swoich pojedynczych lub zbiorowych adresatów, wiążą się z zaznaczaniem obecności, szukaniem innego zwierzęcia, przekazywaniem informacji i oczekiwaniem na dźwięk oznaczający obecność lub jakąś reakcję. A im wyżej w drabinie rozwoju i ewolucji, tym więcej w dźwiękach treści, towarzyszących gestów, zwiększa się ich różnorodność i znaczenie. Dopiero jednak, gdy na ziemi pojawił się człowiek, najlepsze z Bożych stworzeń, po raz pierwszy z ludzkich ust, z samej głębi ludzkiego jestestwa, padło pierwsze na świecie słowo. I w tym okazał się człowiek podobnym do swego Stwórcy. Jak na początku, nim cokolwiek zaistniało, gdy sam Bóg tylko istniał, wyrzekł On swoje Słowo, a w Nim tak doskonale i absolutnie wyraził i zawarł Samego Siebie, całą swoją Miłość i Boską Istotę, że w akcie tym zrodził się Syn Boży, druga Osoba Trójcy Świętej, Bóg Prawdziwy z Boga Prawdziwego.

Słowo to, gdy przybrało na siebie ludzką naturę, wypowiedziało i opowiedziało człowiekowi jego językiem prawdę o Ojcu i Jego miłości w sposób tak pełny i jednoznaczny, że nawet upokorzenie, krzyż i śmierć nie stanęły na przeszkodzie Słowu, ale Je pogłębiły i potwierdziły. Bóg z miłości wyrzekł słowo „niechaj się stanie”, by dać początek wszelkiemu stworzeniu i uczynić ład na świecie. Konsekwentnie też wcielony Syn Boży oddał swoje życie, by odnowić porządek stworzenia i przywrócić wszystko Wszechmocnemu Panu i Stwórcy.

Przez całe nasze życie wsłuchujemy się w słowa Boga, szukając w nich prawdy, mądrości i miłości oraz bezbłędnego wskazania prawej drogi w naszym życiu wiodącej ku wiecznemu szczęściu. Z niepokojem i nadzieją oczekujemy ostatnich słów Pana, pragnąc usłyszeć zaproszenie: Sługo dobry i wierny, wejdź do radości swego Pana. Wtedy otworzy się przed nami szczęśliwa wieczność i spotkanie twarzą w twarz z Bogiem. On jeden wie, czy i jakie potrzebne nam będą wtedy jeszcze słowa… A jakie są dziś moje słowa? Każde z tych, których dziennie wypowiadam tysiące… Ile z nich niesie w sobie rzeczywiście ważne przesłanie? Jak mają się one do najlepszego wzoru, jaki mamy w Bogu?
Z zasmuceniem przychodzi nam stwierdzać, że zbyt mało w nich miłości, dobrej woli, poczucia odpowiedzialności za każde z nich. Padają często z naszych ust, ale nie wypływają z głębi serca. Wywołuje je i powołuje do życia chwilowy nastrój, złość, zdenerwowanie, bunt, zła wola, chęć odwetu, frustracja. Więcej w nich kamienia niż chleba. Wyostrzone na kamieniu serca, wypuszczone z ust łuku, przeniknąć mają głęboko, czasem przeszyć na wylot. Niektóre celowo są przytępione, aby dłużej bolały. Zatrute jadem, oblane goryczą, z kroplą nieprawdy albo grotem kłamstwa, szybują w stronę bliźniego. A czasem nie strzelam wprost, bo obroni adresata tarcza prawdy i rykoszet ugodzi mnie samego. Więc łukiem, zza węgła, omijając wstydliwie wzrok przyjaciela, ciskam błotem na oślep. Do kogo dotrze zła nowina, kto ją podejmie i odrzuci dalej, kto coś dorzuci i jeszcze więcej nachlapie dokoła. Świńska uczta niech trwa. Brudnej ręki nikt nie obawia się włożyć do błota. Nie wiem, nie rozumiem, nie spytałem, nie chcę rozumieć, być może, bo zwykle czy raz kiedyś tak było… Zazdrość, zawiść, chęć bycia lepszym, niespełniona miłość, próżna tęsknota z uśmiechem nieufnym wciąż wydmuchują z ust nowe słowa, płynące rzeką jak żółć gorzka i trująca. Serce bije, zabija, przetłacza krew, przetłacza żółć, a słowa wciąż płyną… Jak Bóg wkładam w słowo swoje serce i siebie samego, ale ja nie mam tylko miłości we wnętrzu… Bo jeśli drzewo można poznać po owocach, to czy podobnie można rozpoznać człowieka po jego słowach? Gdy otwieram usta, kiedy mówię cokolwiek, wypowiadam swoje imię. Tak się właśnie nazywam. Jestem swoim słowem. Potrafię też i kochać. Nie wiem czy umiem o tym mówić. Na samym dnie serca szukam słów i epitetów, by nazwać to, czemu nikt nie dał jeszcze nazwy. Bo nikt nie czuje tak jak ja ani w głowie nie ma moich myśli. Tylko ja sam wiem, w którą stronę kręci się mój świat i jak wibruje w nim spirala westchnień. Wszyscy patrzą na to samo, ale mnie inaczej niż innych śmieszy i inaczej niż innych boli. I choć chciałby ktoś może zerknąć kiedyś przez dziurkę od klucza na mój świat, zobaczy tylko jego nieznaczny kawałek. Nic z niego nie pojmie. Poskładany z podejrzanych naprędce kawałków świat ułoży się w nielogiczną całość, z której sam będę się śmiał. Nic o tym nie wiem. Co za dziwoląg? Może będzie bolało? Szukam swoich własnych słów, by nazwać nimi moje rzeczy, obrazy, wypowiadać je cicho lub głośno, czasem śpiewać lub milczeć nimi. I rozrzucać siebie po drodze: „Witam”, „Dzień dobry”, „Szczęść Boże”…, także proszę, dziękuję, przepraszam… Staje nagle przede mną człowiek, niosąc swój świat równoległy, przez swój pryzmat tworzący wszystkie słowa. Spotkanie osób, to spotkanie światów. Odtąd nie biegną już tylko obok siebie, zupełnie bez żadnej styczności. Dwie linie przecięły się nagle, zbliżyły, choć może się zaraz rozstąpią z powrotem. Po spotkaniu zostanie pamięć, dobra lub zła, przyjemna czy pełna odrazy. Czasem wśród bliskich sobie osób linie serc i umysłów nie biegną przy sobie. Przestrzeń i częstość spotkań nie muszą wszystkiemu zaradzić. Dwie kreski się jeżą na siebie, bolą, kłują, milczą lub krzyczą. Czekają na pomost słowa. Jak zbudować przęsło między jednym a drugim człowiekiem? Dla nie lada inżyniera to praca. Ludzki geniusz, pomysł, moc obliczeniowa nowoczesnych komputerów, technologie przyszłości, trud pracowników łączą o kilometry odległe brzegi, wyspy i lądy. Nikt tylko nie potrafi pomóc, by połączyć dwa światy zamknięte w tym samym pokoju. Nie obejdzie się tu bez trudu wspólnej wędrówki w poszukiwaniu prawdy lub tak zwanego wspólnego języka – podstawowego zestawu słów, które się tak samo rozumie. Wbrew pozorom, do rozmawiania najbardziej potrzebne jest ucho. Gdy chcę powiedzieć komuś cokolwiek, tylko wtedy ma sens moje mówienie, kiedy rozmawiam z tym właśnie człowiekiem. Bo gdy założę, że wcześniej wiem wszystko, kto co zrobił, dlaczego, że na pewno, że zawsze, będę rozmawiać tylko z widmem moich własnych myśli, do tego odbitych w krzywym zwierciadle. Z boku pozostanie ten, kto dziwić tylko się będzie ze smutkiem moim własnym słowom. I coraz dalej rozchodzić się będą brzegi… Wspólna droga, aby szukać prawdy. Gdzie ją znaleźć? Nie dojdzie do końca nigdy ktoś, kto na krótkim postoju stwierdzi, że oto tu, nie ma już potrzeby iść gdziekolwiek dalej. Pewnie tak łatwiej, bo zawsze tak jest z drogą donikąd. Jedna ścieżka przez góry. Wąska i kręta. Ja wiem i ty wiesz, ja nie wiem i ty nie wiesz, szukajmy więc dalej. Ja chcę się dowiedzieć, ty też chcesz. Tu się myliłem, więc muszę ustąpić, ty też odpuścisz ze swego. Ja tylko myślałem, że to już prawda. Nieprawda, szukajmy dalej. Kolejne dni życia jak kolejne dni drogi, gdzie rozmowa odkrywa kolejne pokoje serca otwartego, by poznać prawdę, by się naprawdę dowiedzieć, by odkryć imię i serce tego, z kim przyszło mi żyć, z kim przyszło mi iść. Szanuję też tajemnicę. Słucham historii człowieka, jego pieśni wielkiej lub małej, ale zawsze poważnej, bo czyjejś. Czasem już nie chcę iść dalej. Wystarczy mi to, co przeszedłem. Miga kontrolka wskaźnika cierpliwości – została rezerwa… Nie mogę stanąć w pół drogi. Wolę mieć prawdę niż rację. Tylko razem można iść w taką drogę. Gdy ktokolwiek przystanie, nikt drugi nie może nigdzie zajść dalej. Każde wspólne doświadczenie uczy, choć i boleć potrafi . Ale zawsze o jeden stopień podnosi do góry i przybliża do celu, ośmiela i powstrzymuje. Słowa nieraz są miłe i czułe, czasem trudne, prowadzące do łez bólu. Czasem potrzeba odwagi, by je wszystkie wypowiedzieć do końca. Nieraz większa jest konieczność bohaterstwa, by milczeć. Złe są te słowa, w których nie ma miłości. Usta nie mówią, powtarzają tylko to, co mówi serce. A jeśli nie potrafię słuchać, nie mam nic do powiedzenia. Chcę jednak mówić pięknie. Niech trafi do kogoś moje słowo. Mówię je, by było komuś pomocą, czasem informacją, rosą, deklaracją, prawdą, wyznaniem, świadectwem, chusteczką, przytuleniem, latarką, kanapką, dłonią… Sam nie wiem, czym jeszcze. Sercem tylko może. Ale nie chcę, by samym pozostało głosem.

tatarczuch
O mnie tatarczuch

Jeźli dłużej na to zezwolimy, i obojętnem patrzeć będziemy okiem na to znieważanie dziejów starożytnych naszego narodu; utracimy na koniec całkowicie historyą narodową, a nowi dziejopisowie w siebie tylko nam wierzyć rozkażą - Tadeusz Wolański

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo