tatarczuch tatarczuch
100
BLOG

Pielgrzymki możnych po łaskę na Jasną Górę: Car Aleksander, cesarz Wilhelm...

tatarczuch tatarczuch Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

„Na sierpniowych uroczystościach nie było natłoku pielgrzymów jak zazwyczaj, wrzesień także przeszedł cicho, dostęp do miasta był utrudniony. Potem przesuwały się wojska, na początku grudnia przez kilka dni słychać było huki – wysadzano tory i mosty. Brodaty mężczyzna mówił: A nie mogliby tak wysadzić i pomnika cara? Bo stał jeszcze ciągle na wzgórzu pomnik Aleksandra II. Stał car na kamiennym piedestale, na którym były herby wszystkich guberni Królestwa i insygnia władzy monarszej. Stał, spoglądając majestatycznie w dal, lewą ręką podtrzymywał płaszcz, a prawą wskazywał na leżący u jego stóp „ukaz” o uwłaszczeniu włościan. Stał ciągle, bo wprawdzie w dniach ucieczki carskich wojsk zniknęła warta pilnująca pomnika, ale dozór nad nim przejęli Niemcy. Brodaty człowiek mówił z goryczą o tym, jak wszyscy wysocy urzędnicy niemieccy, schodząc z Jasnej Góry, zawsze odwiedzają pomnik, a ostatnio pojawił się przy nim wielki wieniec z napisem: Cesarzowi Aleksandrowi – od cesarza Wilhelma. Aleksander jest spokrewniony z dynastią Hohenzollernów, nie wysadzają go więc w powietrze – mówił, a Ojciec Przeor ganił go za jego pragnienie, bo takiej ilości brązu i szlachetnego kamienia szkoda niszczyć. Lepiej zlikwidować go legalnie.

Nadeszła zima, mroźna i biała. W grudniu spodziewano się, że znów wrócą wojska carskie, ale Niemcy zatrzymali je o dziesięć wiorst od Częstochowy. Można było widzieć z Wałów pole walki, a huk armat i karabinów trwał niemal bez przerwy dni i noce. Carskie wojska cofnęły się w końcu w stronę Warszawy. W któreś takie zimowe, mroźne sobotnie popołudnie mnisi zostali zawiadomieni, że wieczorem przybędzie na Jasną Górę cesarz Wilhelm, który życzy sobie zwiedzić klasztor. Wąż białych postaci wsunął się więc do Kaplicy. Potem zwinął się, zawrócił i zatrzymał na chwilę w przedsionku. Ojciec Przeor zapytał, jak mają go przyjąć. Odpowiedź była zgodna. Cesarza oczekiwała u bram klasztornych służba z latarniami. Przyjechał w otoczeniu świty. Służba klasztorna pokłoniła mu się, a o. Romuald oczekiwał go w Sali Rycerskiej. Wyjaśnił, że Przeor niedomaga i on w jego imieniu będzie przewodnikiem. Weszli razem do Kaplicy, cesarz stał dość długo w zupełnym milczeniu, po czym zwrócił się do o. Romualda z prośbą, aby opowiedział mu historię Obrazu. Od drzwi Kaplicy obejrzał się jeszcze. W „Księdze Pamiątkowej” złożył swój podpis. Bo teraz po podpisach carskich dygnitarzy: hrabiego Szuwałowa, Czertkowa, Skałona, Żylińskiego zaczęły się podpisy dygnitarzy niemieckich: dowódcy wojsk, które pierwsze przyszły do Częstochowy, generała piechoty von Woyrscha, głównodowodzącego marszałka von Hindenburga, a tego dnia podpisał się sam cesarz. Gdy wyjechał, sprawa demonstracyjnie chłodnego przyjęcia, jakiego doznał na Jasnej Górze, stała się głośna.

W kilka miesięcy później miał tu przybyć król saski Fryderyk August III. Biali mnisi otrzymali rozkaz, aby na jego powitanie wyszło czterech ojców. Zanim jednak przyjechał tu, została w kwietniu 1915 r. wytyczona granica austro-niemiecka, która Częstochowę i jej okolice przyznawała Niemcom, z tym, że wyjątkiem austro-węgierskim wewnątrz posiadłości Niemiec jest klasztor jasnogórski. Nastąpiło to jako dowód życzliwości cesarza Wilhelma dla jego sprzymierzeńca katolika, sędziwego cesarza Franciszka Józefa. W jasnogórskiej „Księdze Pamiątkowej” jest ślad i po tym akcie. Pod datą 26 kwietnia odbite są cztery pieczęcie austro–węgierskie, informujące o objęciu komendy jasnogórskiej enklawy. Przyjechał więc w maju Fryderyk August III, którego przywitało czterech mnichów, wysłuchał Mszy św., robił pamiątkowe zdjęcia z Wałów, między innymi pierwszej stacji Drogi Krzyżowej; w kilka dni później przybył książę Waldemar, syn brata cesarza Wilhelma. Mogli swobodnie zwiedzać Jasną Górę. Nie przeszkadzali im kręcący się pielgrzymi, słów przewodnika nie zagłuszały śpiewy ani głośne modlitwy. Pusto było na Jasnej Górze. Pusto, cicho i smutno. Pozamykali swoje stragany kramarze, rozproszyli się po wsiach, szukając zarobku. Wynieśli się nawet żebracy spod bram. Nie mieli od kogo oczekiwać jałmużny. Toteż była to wielka chwila, kiedy latem 1916 r. nagle w tę ciszę, w której nawet jaskółki i kawki odzywały się rzadziej, od stóp wzgórza dobiegł śpiew... jak dawniej. Biali mnisi podnieśli głowy. Patrzyli na siebie, nie dowierzając. Nasłuchiwali. Ale to była prawda… Śpiew nie milkł. Rozbrzmiewał coraz wyraźniej. Jak dawniej. Podnieśli się ojcowie z klęczek. Wyszli na Wały. Naprawdę, stokiem wzgórza szła do góry pielgrzymka. Ksiądz na początku, za nim orkiestra, powiewające chorągwie... I śpiew:

Tej jest dzielności Twoja Jasna Góra,

Że nieprzyjaciel tutaj nic nie wskóra,

Bo go odpędzasz serca rażąc srogą Bojaźni trwogą.

Gustaw z Millerem, świadkowie wyraźni Tej prawdy,

gdy stąd uciekli w bojaźni, Tyś ich strwożyła,

Najświętsza Maryja, Świadkiem Szwecyja.

Groziłaś, Panno, mieczem Millerowi,

Na co z bojaźnią patrzy, jak sam mówi,

Uciekać musiał w nocy z miejsca Twego Ulubionego!”

tatarczuch
O mnie tatarczuch

Jeźli dłużej na to zezwolimy, i obojętnem patrzeć będziemy okiem na to znieważanie dziejów starożytnych naszego narodu; utracimy na koniec całkowicie historyą narodową, a nowi dziejopisowie w siebie tylko nam wierzyć rozkażą - Tadeusz Wolański

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura