Pradziadek Pradziadek
201
BLOG

Samorząd w mojej fabryce (cz. IV, SPÓR O CENZURĘ)

Pradziadek Pradziadek Rozmaitości Obserwuj notkę 6

 

Do sporu o cenzurę materiałów informacyjnych samorządu w ogóle by nie doszło, gdyby dyrektor nie rwał się do komunikatów rady z nożycami do wycinania i długopisem do dopisywania swoich złotych myśli. Był to jedyny spór między dyrektorem i radą pracowniczą naszego przedsiębiorstwa rozstrzygnięty przez Sąd Najwyższy. Zaczęło się od tego, że zostałem przez radę wybrany na przewodniczącego Komisji ds. Informacji i zobowiązany do opracowania projektu regulaminu działania tej Komisji. Regulamin był gotowy na początku grudnia 1984 r., ale z powodu awarii kserografu członkowie rady otrzymali go w ostatniej chwili i chcąc mieć czas do namysłu, postanowili rozpatrzyć go na następnej sesji. To były takie czasy, że w fabryce zatrudniającej 5.000 pracowników stał tylko jeden kserograf ! Podczas kolejnej sesji, która odbyła się również w grudniu, rada nie zdołała uchwalić opracowanego przeze mnie regulaminu, mimo przeprowadzonej dyskusji i braku jakichkolwiek uwag merytorycznych dyrektora i członków rady. Prawdę mówiąc, nie byłem zachwycony takim obrotem sprawy, bo nie mając uchwalonego Regulaminu, nie miałem formalnych podstaw do działania. Okazało się jednak, że zwłoka, która mnie tak drażniła, miała zbawienny skutek. Odkąd zostałem przewodniczącym Komisji ds. Informacji przybył mi obowiązek opracowywania komunikatów o przebiegu kolejnych sesji rady i publikowania ich w radiowęźle zakładowym oraz na tablicach. Kierownik radiowęzła miał polecenie publikowania tylko takich materiałów, które akceptował dyrektor. Tak więc przed publikacją uchwał i komunikatu musiałem uzyskać zgodę dyrektora. Praktycznie wyglądało to tak, że dyrektor, kierujący przedsiębiorstwem zatrudniającym ponad 8 tys. ludzi, tracił czas na czytanie w mojej obecności przyniesionych dokumentów i próbował wymusić na mnie opuszczenie fragmentów tekstu lub zmiany użytych przeze mnie sformułowań. I chociaż nie udało mu się nigdy osiągnąć sukcesu, nie rezygnował z kolejnych prób. W rzeczy samej, nie było tam już co poprawiać, bo teksty komunikatów przed dyrektorem dokładnie sprawdzał wiceprzewodniczący Komisji Jul i wszystkie nieścisłości oraz niefortunne określenia zgodnie eliminowaliśmy. Po takich przejściach, w styczniu 1985 r., kiedy miała odbyć się kolejna sesja, dojrzałem już do znowelizowania projektu Regulaminu. Dyrektor tak mi się dał we znaki, wykłócając się ze mną o sformułowania, jakich używałem w swoich komunikatach, że w porozumieniu z naszym ekspertem prawnym postanowiłem wprowadzić do Regulaminu zapis przewidujący, iż „materiały samorządu przeznaczone do rozpowszechniania nie podlegają cenzurze ze strony administracji zakładu”. Trzecie podejście do regulaminu miało miejsce podczas sesji wyjazdowej w Koszalinie pod nieobecność naszego eksperta. Tym razem rada stanęła na wysokości zadania i przyjęła regulamin znaczną większością głosów. W związku z dokonaną zmianą dyrektor zobowiązał się przedstawić swoje stanowisko w późniejszym terminie. I przedstawił. Nie mogąc pogodzić się z myślą, że nie będziemy musieli zabiegać o jego zgodę na opublikowanie naszych uchwał i komunikatów, postanowił wstrzymać wykonanie uchwały wprowadzającej w życie Regulamin Komisji ds. Informacji. Wprawdzie zgłosił zastrzeżenia do kilku zapisów zawartych w Regulaminie, ale istotą sporu była cenzura.

        Ustawa o samorządzie załogi przewidywała możliwość rozstrzygania sporów między dyrektorem i radą pracowniczą na drodze sądowej. Jeżeli decyzja jednego z tych organów przedsiębiorstwa była sprzeczna z prawem, można było wstrzymać jej wykonanie, podając uzasadnienie oraz wezwać do ponownego rozpatrzenia sprawy. Wstrzymywać wykonanie decyzji niezgodnej z prawem mógł dyrektor i mogła rada pracownicza. Organ, którego wykonanie decyzji zostało wstrzymane, musiał w ciągu siedmiu dni wypowiedzieć się, czy podtrzymuje swoje stanowisko, czy je zmienia. Jeżeli było ono podtrzymane w ustawowym terminie i wniesiony był sprzeciw przeciwko wstrzymaniu jego decyzji, należało podjąć próbę mediacji, którą przeprowadzała komisja rozjemcza, złożona z upełnomocnionych przedstawicieli stron i uzgodnionego prawnika – przewodniczącego komisji. Dopiero wtedy, gdy orzeczenie komisji rozjemczej było niezadowalające, można było w ciągu dwóch tygodni wnieść pozew do sądu powszechnego, a nawet, w razie niezadowalającego rozstrzygnięcia, wnieść rewizję do II instancji.

        Taką właśnie procedurę przeszedł spór między dyrektorem i radą o cenzurę jej materiałów informacyjnych. Rada wniosła sprzeciw przeciwko decyzji dyrektora o wstrzymaniu wykonania jej uchwały wprowadzającej w życie Regulamin Komisji ds. Informacji i powołała swojego eksperta prawnego na swojego przedstawiciela w komisji rozjemczej. Komisja rozjemcza złożona z radcy prawnego przedsiębiorstwa, eksperta rady dr. Andrzeja Malanowskiego i przewodniczącego Władysława Siwka z Okręgowej Izby Radów Prawnych rozstrzygnęła spór na korzyść Rady, uznając, że jej Regulamin nie narusza prawa. Zdanie odrębne od tego werdyktu komisji zgłosił radca prawny.

        Wobec niekorzystnego dla dyrektora rozstrzygnięcia sporu przez komisję rozjemczą, wniósł on pozew do Sądu Wojewódzkiego przeciwko radzie pracowniczej. Dyrektor prawo do cenzurowania materiałów samorządu wywodził z Rozporządzenia Rady Ministrów z 9.07.1984 r. w sprawie rozgłośni oraz tele- i radiowęzłów zakładowych. Rozporządzenie to podporządkowywało kierownika radiowęzła bezpośrednio dyrektorowi. Kierownik radiowęzła był natomiast uprawniony do kwalifikowania materiałów przeznaczonych do publikowania. I na podstawie tych właśnie przepisów dyrektor uznał się za uprawnionego do cenzurowania materiałów informacyjnych samorządu. W odpowiedzi na pozew rada pracownicza zwróciła uwagę, że dyrektor jest zobowiązany zapewnić samorządowi nie tylko warunki lokalowe, lecz także inne „niezbędne środki umożliwiające jego właściwe funkcjonowanie”, do których zaliczyła poligrafię i radiofonię zakładową. Jej zdaniem wstrzymywanie publikacji przez dyrektora ograniczało prawo załogi do informacji o działalności organów samorządu. Rada udokumentowała takie nieuzasadnione wstrzymywanie przez dyrektora publikacji, wyjmowanie zdań, a nawet robienie dopisków, co naruszało nie tylko prawo prasowe i ustawę o samorządzie, lecz również prawo autorskie. Na Sądzie Wojewódzkim argumenty Rady nie zrobiły większego wrażenia i spór o cenzurę rozstrzygnął na korzyść dyrektora, powtarzając jak za panią matką jego argumentację.

        Dyrektor triumfował. W tydzień po ogłoszeniu wyroku przez Sąd Wojewódzki opublikował komunikat, w którym zniekształcił sporny zapis
w Regulaminie Rady dotyczący cenzury. Z komunikatu dyrektora można się było dowiedzieć, że Sąd nakazał rzekomo Radzie zmienić zapis, iż materiały informacyjne Rady nie podlegają ocenie ze strony administracji zakładu.Tymczasem Rada spierała się o to, że jej materiały nie podlegają cenzurze,a nie ocenie. Natychmiast te bujdy sprostowałem w komunikacie opublikowanym w rozgłośni zakładowej, zwracając uwagę, iż „rzeczowym dowodem nie unikania oceny jest przestrzeganie przez Radę zasady dostarczania dyrektorowi kopii materiałów przeznaczonych do opublikowania bezpośrednio przed przekazaniem takich samych materiałów do rozgłośni”.

Triumf dyrektora był jednak przedwczesny. Rada Pracownicza wniosła bowiem rewizję od wyroku Sądu Wojewódzkiego, wskazując m.in., że Sąd Wojewódzki pominął rozróżnienie pojęć „cenzurowania” i „kwalifikowania do rozpowszechniania”, które znalazło się w orzeczeniu komisji rozjemczej. Ponadto Rada zapewniła, że „organy samorządu nie kwestionują i nigdy nie kwestionowały prawa dyrektora do wstrzymywania publikacji treści, których rozpowszechniania jest zakazane przez obowiązujące ustawodawstwo, a jedynie odmawiają prawa dyrektorowi do występowania w roli organu cenzury
i wkraczania w treści przewidzianych do publikacji materiałów samorządu”. W konkluzji Rada stwierdziła, że „wstrzymując publikacje, które zdaniem dyrektora są zakazane przez prawo, powinien on zwrócić się do Urzędu Kontroli Publikacji i Widowisk”.

Sąd Najwyższy w składzie: W. Myga, M. Krzyżanowska, Z. Szymańska ogłosił 19 listopada 1985 r. wyrok w sporze o cenzurę (Sygn. akt IV PP 7/85), przyznając rację radzie pracowniczej. Sąd Najwyższy wskazał, że „cenzura polega na zakazie rozpowszechniania publikacji lub widowiska w całości lub części, a do kontroli publikacji i widowisk uprawnione są wyłącznie okręgowe urzędy kontroli publikacji i widowisk oraz Główny Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk. Dyrektor przedsiębiorstwa państwowego nie jest uprawniony do kontroli cenzorskiej materiałów rady pracowniczej tegoż przedsiębiorstwa, skoro uprawnienia te przysługują wyłącznie organom do tego powołanym”. W konkluzji Sąd uznał, że „zapis Regulaminu Komisji ds. Informacji odmawiający administracji zakładu prawa do cenzurowania materiałów Rady Pracowniczej nie jest niezgodny z prawem”. Sąd uznał też, że „dyrektor obowiązany jest m.in. zapewnić samorządowi załogi „niezbędne środki umożliwiające właściwe jego funkcjonowanie”. Niewątpliwie mieści się w tym obowiązek dyrektora do publikowania materiałów dotyczących działalności rady pracowniczej, co umożliwia radzie pracowniczej komunikowanie się z załogą. Dyrektor ma obowiązek rozpowszechniania poglądów rady pracowniczej na tematy przedsiębiorstwa, co obejmuje, i należy to podkreślić, obowiązek publikowania także krytycznych materiałów na temat działalności administracji przedsiębiorstwa”. Ten wyrok Sądu Najwyższego był ogromnym sukcesem rady pracowniczej , jej eksperta dr. Andrzeja Malanowskiego, autora tekstu rewizji i pisma procesowego rady, którego argumentację podzielił Sąd Najwyższy, oraz całego ruchu samorządowego w Polsce. Myślę też, że inspirujący wpływ na sędziów SN mógł mieć sam dyrektor, który podejmował tak absurdalne decyzje cenzorskie, a nawet samowolnie kreował się na współautora niektórych materiałów rady, że nawet gdyby miał on uprawnienia cenzorskie, pewnie by mu je ograniczono metodą interpretacji przepisów. Ogłaszając taki wyrok w 1985 r., sędziowie SN musieli wykazać się nie lada odwagą, bo miał on znaczenie polityczne, którego nie sposób przecenić. W czasach, gdy w prasie ogólnopolskiej szalała cenzura, w rozgłośni zakładowej można było się rozkoszować względną swobodą publikacji. Pomruki niezadowolenia, jakie dochodziły z KZ PZPR i zarządu neozwiązku po publikacji niektórych naszych uchwał i komunikatów, były oznaką, że nasze strzały były celne. Nie muszę chyba dodawać, że na drugi dzień ogłosiłem w przedsiębiorstwie komunikat o wygranym sporze rady z dyrektorem. Tym razem falstartu nie było, bo wyrok praktycznie był prawomocny. Jest faktem, że po ogłoszeniu tego wyroku, zmniejszyła się w mojej fabryce liczba sporów dotyczących publikacji materiałów samorządowych, bo takich przypadków było już znacznie mniej. Od tej pory, jako przewodniczący Komisji ds. Informacji wchodziłem do pomieszczenia radiowęzła, jak do swojego pokoju. Poprawiła się też znacznie atmosfera w przedsiębiorstwie, bo spory, jeśli były, to przeważnie merytoryczne. Muszę jednak przyznać, że przedsiębiorstwem zarządzał już inny dyrektor. Mimo że nie udało się od razu opublikować w prasie ogólnopolskiej informacji o tym rozstrzygnięciu SN, inne rady pracownicze też z niego korzystały, bo wieść o nim rozeszła się pocztą pantoflową.

         

 

Pradziadek
O mnie Pradziadek

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości