Pradziadek Pradziadek
226
BLOG

Samorząd w mojej fabryce (cz. IX, REJESTRACJA STATUTU)

Pradziadek Pradziadek Rozmaitości Obserwuj notkę 18

 

          Okoliczności, w jakich doszło do opracowania i zarejestrowania statutu samorządu załogi, znakomicie obrazują stosunki między radą pracowniczą przedsiębiorstwa I kadencji i trzema kolejnymi dyrektorami, z którymi miała ona do czynienia. Opracowanie statutu i ordynacji wyborczej było trudnym przedsięwzięciem, bo należało w nich uwzględnić regulacje ustawowe, organizację przedsiębiorstwa, interesy grupowe pracowników, zakładów i dyrektora, a na dodatek uzgodnić wszystkie zapisy z zainteresowanymi stronami. Zadanie było nie tylko trudne, ale i pilne, bo dopiero rejestracja statutu stwarzała możliwość egzekwowania zawartych w nim zasad postępowania, bez względu na charakter aktualnych stosunków z dyrektorem. Z tych względów rada pracownicza już podczas pierwszej sesji pod koniec czerwca 1984 r. w Toruniu desygnowała do opracowania statutu silną grupę, która dawała rękojmię, że dzieło to zostanie wykonane z należytą starannością. W skład komisji statutowej weszli: Jurek z zakładu w Szczytnie, Józek z Koszalina, Wojtek z Torunia, Andrzej z filii w Mońkach oraz Zbyszek i ja z warszawskiej fabryki. Skład komisji stwarzał możliwość uwzględnienia interesów zakładów zamiejscowych, filii i zakładu wiodącego.

          Okazało się, że wśród nas nie było kibiców i wszyscy mieliśmy duży wkład w opracowanie statutu. Dzieliliśmy włos na czworo przy niektórych zapisach, a w sprawach spornych pozostawialiśmy rozwiązania alternatywne, do rozstrzygnięcia przez radę pracowniczą. Mimo sezonu urlopowego zwołaliśmy sesję rady pod koniec lipca, by omówić nasze dokonania i powołać pewnego socjologa na eksperta komisji statutowej. Jego zadanie polegało na wskazaniu optymalnych rozwiązań w statucie uwzględniających doświadczenia samorządów, które powstały wcześniej. Dwa miesiące później, we wrześniu, podczas dwudniowej sesji poświęconej w całości dyskusji nad projektami statutu i ordynacji wyborczej, rada powołała na swojego eksperta również doktora prawa, zlecając mu opracowanie ekspertyzy statutu i ordynacji wyborczej. Nasz ekspert prawa był bardzo zaangażowany, elokwentny, zadziorny i potrafił zapędzić w kozi róg każdego przeciwnika, nie wyłączając dyrektora i radcy prawnego. Nie ograniczył się tylko do opracowania ekspertyzy, ale brał czynny udział w roztrząsaniu dylematów, które pojawiały się podczas dyskusji. Jego wypowiedzi były ozdobą żmudnych sesji poświęconych opracowaniu statutu. Plonem dyskusji nad projektami były liczne poprawki, które musiała zredagować i wprowadzić komisja statutowa. W ten sposób powstawały kolejne wersje projektów. Miesiąc później, w październiku, Rada po raz ostatni przedyskutowała opracowane z dużym mozołem projekty i po naniesieniu ostatecznych poprawek jednogłośnie przyjęła III wersję projektów statutu i ordynacji wyborczej. Było to sążniste dzieło o objętości ponad 60 stron, które rada postanowiła zarekomendować Ogólnemu Zebraniu Delegatów (OZD). Zatwierdzanie ostatecznej wersji statutu przed skierowaniem go do rejestracji należało bowiem do kompetencji stanowiących OZD.

          Nieoczekiwanie najwięcej czasu podczas pierwszej sesji OZD pochłonęła polemika z nieprzemyślanymi zarzutami wiceprzewodniczącego Reprezentacji Organizacji Związkowych, który próbował wykazać niezgodność z prawem niektórych zapisów statutowych. Nasz ekspert prawny, z uśmiechem na twarzy rozprawił się ze wszystkimi wymysłami reprezentanta reżimowych neozwiązków. Bezpodstawność jego zarzutów potwierdził również radca prawny przedsiębiorstwa. Obydwaj prawnicy różnili się jedynie w ocenie prawa związku zawodowego do występowania w imieniu załogi. Zdaniem radcy prawnego związki zawodowe reprezentowały całą załogę z wyłączeniem kompetencji zastrzeżonych dla samorządu. Natomiast ekspert rady utrzymywał, że prawo do występowania w imieniu całej załogi mają wyłącznie organa samorządu, a związki zawodowe reprezentują jedynie interesy zawodowe swoich członków. Można sobie łatwo wyobrazić, jaką kompromitacją skończyło się wystąpienie neozwiązkowca, który nie mając żadnego wykształcenia porwał się na dwóch doświadczonych prawników, próbując zakwestionować zgodność z prawem akceptowanych przez nich sformułowań. O tym, że miał świadomość, jak bardzo się wygłupił, najlepiej świadczy fakt, że nie wyraził zgody na opublikowanie w rozgłośni zakładowej fragmentów nagrań ze swoimi wypowiedziami podczas I sesji OZD. Dyskutowano także o strukturze samorządu w przedsiębiorstwie, rozważając pomysł powołania rady pracowniczej w zamiejscowej filii w Łęcznej, ale ostatecznie go odrzucono. Dyskusja ożywiła się, gdy zaczęto mówić o publikacji uchwał i komunikatów samorządowych. Polemika w tej sprawie toczyła się między naszym ekspertem, doktorem prawa, i dyrektorem, który bronił radiowęzła zakładowego przed samorządową zarazą z taką zaciekłością jak locha młode. Ostatecznie uzgodniono, że niedopuszczalne jest wstrzymywanie publikowania tekstów uchwał i wystąpień, z których treścią dyrektor się nie zgadza, ale nie potrafi podać prawnego uzasadnienia wstrzymania ich publikacji. Po rozpatrzeniu wszystkich zgłoszonych wniosków zakończono dyskusję, jednogłośnie uchwalono statut i ordynację wyborczą oraz podziękowano za ich opracowanie członkom komisji statutowej, dyrektorowi, ekspertom i radcy prawnemu.

          Wydawało się, że po tak gruntownym przedyskutowaniu projektów statutu i ordynacji wyborczej z udziałem dwóch prawników i dyrektora, który miał wpływ na ostateczną redakcję wszystkich zapisów, nie powinno być żadnych kłopotów z rejestracją tych dokumentów w sądzie. Poświęcono przecież omówieniu projektu statutu trzy dwudniowe sesje rady pracowniczej i jedną sesję OZD. Było więc wystarczająco dużo okazji, by wyjaśnić wszelkie ewentualne wątpliwości. Okazało się jednak, że te nadzieje były płonne. Podczas listopadowej sesji rady Zbyszek poinformował, że dyrektor skierował statut do rejestracji w sądzie z pięcioma, wydumanymi zastrzeżeniami. Zakwestionował on prawo delegatów do wynagrodzenia za czas pracy społecznej, bo ustawa przyznawała ten przywilej tylko członkom rad pracowniczych, ale zapewnił, że delegaci na OZD i członkowie komisji biorący udział w uzgodnionych z kierownictwem pracach będą wynagradzani jak za urlop. Oczywiste było przecież, że żaden delegat nie przyjdzie na OZD, jeżeli będzie musiał wziąć w tym celu urlop. Dopatrzył się też różnic w zapisie statutowym i ustawowym dotyczącym zasad współpracy ze związkami zawodowymi i organizacjami politycznymi. Trzy pozostałe zastrzeżenia były tak błahe, że nawet nie wspomniano o nich w komunikacie. Trudno było oprzeć się wrażeniu, że zastrzeżenia zgłoszono na czyjeś zamówienie, by utrudnić działalność samorządu. Nigdy bowiem dyrektor nie zgłaszał wątpliwości dotyczących tych zapisów przed uchwaleniem statutu przez OZD. Myślę, że ta niefortunna decyzja dyrektora ustawiła od samego początku jego stosunki z radą pracowniczą. Dowiódł przecież w ten sposób, że rozmowy z nim mają wątpliwy sens, bo niewiele z nich wynika. Zmarnował też czas członków rady i delegatów, bo wiadomo było, że trzeba będzie jeszcze co najmniej raz zwoływać te gremia, żeby sprawę statutu doprowadzić do końca.

          Pod koniec urzędowania dyrektora miało się okazać, jaki był jego stosunek do uzgodnionych z nim zapisów statutowych. Dyrektor nie honorował niezarejetrowanego statutu, postępując tak, jakbyśmy nie uzgadniali zasad współdziałania. Najczęściej dochodziło do zadrażnień z powodu wstrzymywania przez niego publikacji uchwał i komunikatów. Miarka się przebrała, gdy powołał on zastępcę kierownika Zakładu, w którym byłem zatrudniony, bez zasięgania opinii rady, mimo że statut go do tego zobowiązywał. Podjęliśmy krytyczną uchwałę, wypominając mu naruszenie statutu. Komentując tę uchwałę, dyrektor zamiast uderzyć się we własne piersi i przeprosić za sprzeniewierzenie się własnej obietnicy, we właściwy sobie sposób skrytykował radę i zapowiedział rewizję zapisów statutowych. Była to już jednak ostatnia sesja z jego udziałem i chyba nikt się tym nadmiernie nie przejął. Podczas następnej sesji, 16 maja 1985 r., żegnaliśmy się z odwołanym przez ministra dyrektorem w czasie specjalnie z tego powodu zarządzonej przerwy w obradach.

          Ta pożegnalna sesja była znamienna z jeszcze jednego powodu. Oto poinformowano nas o stanowisku Sądu Rejonowego, który przedstawił wykaz poprawek, jakie należało wprowadzić do statutu samorządu załogi w ciągu 30 dni pod rygorem utraty kompetencji stanowiących. Zwołaliśmy więc OZD na 4 czerwca, a w przeddzień zebrania delegatów postanowiliśmy zwołać sesję rady, by przyjąć projekt uchwały w sprawie zmian w statucie. Poza zmianami wynikającymi ze stanowiska sądu, po długiej dyskusji postanowiliśmy przyjąć zapis ustawowy, określający quorum niezbędne do podejmowania uchwał przez radę, tzn. połowę jej członków. Do czasu wprowadzenia tej zmiany quorum wynosiło 2/3 członków, ale było to przyczyną niemożności podjęcia uchwał podczas jednej z ostatnich sesji z powodu zbyt dużej absencji. Zrezygnowano także z prawa do organizacji sesji roboczych rady bez udziału dyrektora z powodu jego protestów. OZD zatwierdziło ostatecznie zmiany w statucie, chociaż sprawa quorum wywołała długotrwałą dyskusję. Wydawało się, że rejestracja statutu jest już tylko kwestią czasu, bo p.o. dyrektor nie wnosił żadnych zastrzeżeń podczas sesji OZD.

          Jakież było nasze zdziwienie, gdy podczas kolejnej sesji rady pod koniec czerwca dowiedzieliśmy się, że p.o. dyrektor wniósł w Sądzie nowe zastrzeżenia, podważając wiele zapisów w statucie. Ponadto okazało się, że zastrzeżenia do statutu samorządu mają także warszawskie neozwiązki, mimo że podczas sesji OZD nie zgłaszały żadnych uwag. Związek zawodowy nie przekazał wprawdzie radzie swoich uwag do statutu, uniemożliwiając jej zajęcie stanowiska w tej sprawie, ale ich istnienie potwierdził radca prawny.

          W wyniku działań podjętych przez p.o. dyrektora rejestracja statutu nie posunęła się ani na jotę, mimo dokonania w nim przez OZD zmian postulowanych przez Sąd. 19 września 1985 r. odbyła się rozprawa w Sądzie Rejonowym w sprawie rejestracji statutu. Podczas tej rozprawy p.o. dyrektor oraz występujący w jego imieniu radca prawny zgłosili 18 nowych, nieznanych radzie zastrzeżeń do projektu statutu. Prowadząca rozprawę sędzia wielokrotnie podkreślała, że nie byłoby potrzeby zmiany treści tak wielu zapisów, gdyby nie stanowcze zastrzeżenia p.o. dyrektora. I znowu trzeba było zwoływać w wielkim pośpiechu kolejną sesję OZD, by zatwierdzić zalecone przez Sąd zmiany w statucie, pod groźbą utraty kompetencji stanowiących. Delegaci zgodnie z sugestią rady pracowniczej zatwierdzili zaproponowane przez Sąd poprawki, z wyjątkiem jednej, dotyczącej zasad publikacji materiałów samorządowych, ponieważ Sąd nie potrafił wskazać podstawy prawnej żądanej, niekorzystnej dla samorządu zmiany. Zanosiło się więc na to, że rejestracja statutu będzie trwała jeszcze długo, bo trudno było wykluczyć, iż Sąd zechce wykazać swoje racje.  

          Na szczęście zakończył się konkurs na dyrektora i nowy dyrektor wystąpił do Sądu z wnioskiem o rejestrację statutu. Przy okazji wyszło na jaw, że p.o. dyrektor zgłosił po raz kolejny nowe zastrzeżenia do statutu. Wynika to z pisma nowego dyrektora, który występując o rejestrację cofnął zastrzeżenia zgłoszone 14 listopada, a więc nazajutrz po zatwierdzeniu przez OZD zmian w statucie postulowanych przez Sąd. Są więc podstawy do przypuszczeń, że gdyby nie nowy dyrektor, rejestracja statutu samorządu załogi ciągnęłaby się aż do upadku komuny, a może i dłużej, bo po 1989 r. też nie przepadano za samorządem pracowniczym, chociaż z zupełnie innych powodów.

 

Pradziadek
O mnie Pradziadek

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości