Pradziadek Pradziadek
534
BLOG

Samorząd w mojej fabryce (cz.X, OBRONA DZIAŁACZY)

Pradziadek Pradziadek Rozmaitości Obserwuj notkę 3

 

            Członkowie rad pracowniczych byli narażeni na represje, bo walczyli na pierwszej linii frontu. To oni przecież tropili przejawy niegospodarności
w zakładach pracy, a także formułowali i przegłosowywali krytyczne stanowiska, które nie podobały się dyrektorom. To od nich kiepscy dyrektorzy dowiadywali się, że są kiepscy, mimo że ich zausznicy utrzymywali ich w przeświadczeniu, że są genialni i niezastąpieni. A przecież historia zna takie wypadki, że posłańcy przynoszący złe wiadomości tracili z tego powodu nie tylko pracę, ale nawet życie. Dlatego pomyślano o ustawowej ochronie członków rad pracowniczych. Polegała ona na tym, że przedsiębiorstwo nie mogło bez zgody rady pracowniczej wypowiedzieć ani rozwiązać stosunku pracy z członkiem rady pracowniczej w czasie trwania kadencji tej rady oraz w ciągu jednego roku po jej upływie. Nie była ona jednak skuteczna. Członkowie rad pracowniczych mogli tylko marzyć o tym, aby ich ochrona była równie pewna, jak ta, której doświadczają jeżdżący po pijanemu posłowie III RP. Wprawdzie nie można powiedzieć, że wyrzucanie z pracy działaczy samorządowych było zjawiskiem powszechnym, jednak niepokojące było to, że niektórzy dyrektorzy robili to z rażącym naruszeniem prawa, nie siląc się nawet na wymyślenie jakiegoś pretekstu, a „niezawisłe sądy” przymykały oko na takie postępowanie. Dlatego niektóre decyzje o rozwiązaniu umowy o pracę z członkami rad pracowniczych, będące kpiną z zapisów ustawowych dotyczących ich ochrony, broniły się jeżeli nie w pierwszej, to w drugiej instancji. Tak było w wypadku wyrzuconego z pracy Bogdana Narożnego – przewodniczącego Rady Pracowniczej Przedsiębiorstwa Produkcji Przemysłowej Budownictwa Rolniczego „Stokbet” we Wrześni.

Bogdan Narożny został wyrzucony z pracy pod pretekstem ciężkiego naruszenia obowiązków pracowniczych za odmowę zdjęcia z tablicy notatki, krytycznie opisującej przebieg spotkania dyrektora z załogą. Uwierzył on, że jeżeli Sąd Najwyższy, rozstrzygając spór między moją radą pracowniczą i dyrektorem, orzekł, że „materiały informacyjne samorządu nie podlegają cenzurze ze strony administracji zakładu”, to nie podlegają. I na tej podstawie odmówił wykonania polecenia dyrektora, które przecież nie miało nic wspólnego z zakresem jego obowiązków jako specjalisty ds. automatyki. Sąd Rejonowy w Środzie Wielkopolskiej uznał bezpodstawność decyzji dyrektora „Stokbetu”, przywrócił do pracy przewodniczącego rady pracowniczej i zasądził na jego rzecz kwotę 40 tys. zł tytułem wynagrodzenia za czas pozostawania bez pracy. Sąd Wojewódzki w Poznaniu, do którego dyrektor „Stokbetu” wniósł rewizję w tej sprawie, uznał za słuszną decyzję o rozwiązaniu umowy o pracę z przewodniczącym rady pracowniczej, ponieważ jego działanie „zmierzało do zakłócenia porządku i spokoju w miejscu pracy” i „było odmową wykonania polecenia służbowego” (sic!). We wrześniu 1986 r., gdy Bogdan Narożny nawiązał kontakt z naszą radą pracowniczą, wyrok Sądu Wojewódzkiego był prawomocny, a on sam pozostawał od sześciu miesięcy bez pracy, będąc bodajże jedynym bezrobotnym w PRL. Wniosek o rewizję tego wyroku mogli złożyć jedynie: Prezes Sądu Najwyższego, Prokurator Generalny oraz minister pracy, płacy i spraw socjalnych. Bogdan Narożny zwrócił się o pomoc do naszej rady pracowniczej, bo podstawą odmowy wykonania polecenia dyrektora „Stokbetu” był wyrok Sądu Najwyższego w Warszawie, który rozstrzygnął spór o cenzurę między nią i dyrektorem. Ponadto jego macierzysta rada już nie istniała, bo skończyła się jej kadencja.

Rada pracownicza po wysłuchaniu jego relacji oraz po zapoznaniu się z wyrokami Sądu Rejonowego w Środzie Wielkopolskiej i Sądu Wojewódzkiego w Poznaniu postanowiła wystąpić w jego obronie i poprzeć wniosek o rewizję nadzwyczajną w tej sprawie. Uzasadniając swoje stanowisko, rada stwierdziła, że wyrok Sądu Wojewódzkiego, a w szczególności wyrażone w nim stanowisko, „że członek organu samorządu, jakim jest rada pracownicza, ma obowiązek wykonywania poleceń dyrektora w kwestiach nie dotyczących obowiązków objętych umową o pracę, pozostaje w sprzeczności z fundamentalną zasadą niezależności samorządu od administracji przedsiębiorstwa”, sformułowaną w ustawie o samorządzie załogi. Ponadto uznała, że „rozwiązanie umowy o pracę z członkiem rady pracowniczej bez jej zgody stanowi rażące naruszenie prawa”, a wyrok Sądu Wojewódzkiego jest „niebezpiecznym precedensem, sankcjonującym bezprawne i sobiepańskie poczynania dyrektora” i „godzi nie tylko w osobę Bogdana Narożnego, ale i w ustawowe uprawnienia samorządów pracowniczych”. Rada podważyła także pogląd Sądu Wojewódzkiego w Poznaniu zawężający pojęcie „materiałów informacyjnych samorządu” nie podlegających cenzurze ze strony administracji zakładu do uchwał rady pracowniczej. Takie ograniczenie – jej zdaniem – uniemożliwiałoby bowiem informowanie o działalności rady pracowniczej, a także przeprowadzanie oceny tej działalności, co jest ustawowym obowiązkiem ogólnego zebrania delegatów.

24 lutego 1987 r. Sąd Najwyższy w Warszawie, rozpatrujący sprawę Bogdana Narożnego w wyniku rewizji nadzwyczajnej, ogłosił wyrok, z którego wynikało, że odmowa zdjęcia notatki z tablicy nie była ciężkim, ale jednak była naruszeniem obowiązków pracowniczych, a więc rozwiązanie umowy o pracę było uzasadnione, a nieprawidłowa była jedynie forma rozwiązania umowy o pracę. Sąd nie uwzględnił stanowiska Prokuratora Generalnego PRL, który poparł tezy obrony Bogdana Narożnego, żądając przywrócenia do pracy bezprawnie wyrzuconego przewodniczącego rady pracowniczej. Sąd przyznał mu odszkodowanie w wysokości 40 tys. zł, mimo że nie pracował on od ponad roku i otrzymał od miejscowych władz tzw. „wilczy bilet”, jako że pięć kolejnych przedsiębiorstw we Wrześni odmówiło przyjęcia go do pracy. Pamiętam nawet, że i ja podczas jednej z sesji Rady Zrzeszenia „Unitra”, w której byłem przedstawicielem mojej rady pracowniczej, namawiałem bez powodzenia ówczesnego dyrektora „Tonsilu” we Wrześni, aby przyjął do pracy Bogdana Narożnego.

Poruszona takim wyrokiem Sądu Najwyższego moja rada pracownicza podjęła uchwałę, w której w ostrych słowach go skomentowała. Wyraziła w niej nadzieję, że kompetentne władze, których konstytucyjnym obowiązkiem jest strzeżenie socjalistycznej praworządności, podejmą niezwłocznie działania w celu likwidacji skutków tego bezprecedensowo bezprawnego wyroku przez ewentualne ustalenie wytycznych wymiaru sprawiedliwości w sprawie ochrony praw działaczy samorządowych. Wyrok Sądu Najwyższego pozbawiał bowiem – jej zdaniem – szczególnej ochrony członków rad pracowniczych w zakresie trwałości stosunku pracy przyznanej im ustawą o samorządzie załogi. Nasz ekspert, pisząc projekt uchwały, dał upust swojemu temperamentowi i w efekcie powstała uchwała niestrawna dla Głównego Urzędu Kontroli Publikacji i Widowisk (GUKPiW). P.o. dyrektor po raz pierwszy skorzystał z pomocy GUKPiW zgodnie z wytycznymi Sądu Najwyższego, zawartymi w wyroku dotyczącym sporu o cenzurę materiałów informacyjnych samorządu. Wiedział już bowiem, że wstrzymywać publikację takich materiałów może nie on, lecz Urząd, do którego skierował uchwałę.

GUKPiW uznał, że uchwała rady pracowniczej zawiera sformułowania poniżające i znieważające organ państwowy, jakim jest Sąd Najwyższy. Do takich zaliczył m.in. zawarte w niej sformułowania, że „Sąd Najwyższy wydał wyrok bezprawny”, że „naruszył przez to podstawowe interesy PRL”, że „nie czuje się on związany przepisami prawa, lecz swymi zwyczajami” oraz że „jego wyrok godzi w powagę wymiaru sprawiedliwości”. Publikacja tej uchwały w IV tomie Uchwał i Dokumentów Samorządu Załogi została więc wstrzymana, ale za to, zamiast niej, pozostał w nim relikt w postaci zaznaczenia ingerencji cenzury. A uchwałę tę i tak mam w swoich zbiorach w postaci oddzielnego druku przeznaczonego dla członków rady pracowniczej i delegatów.

            Wieść o tym, że moja rada pracownicza nie żałuje czasu na obronę bezprawnie wyrzuconych z pracy działaczy samorządowych, rozeszła się pocztą pantoflową. W efekcie pół roku później musieliśmy się zająć obroną wyrzuconych z pracy, a objętych ochroną prawną członków Rady Pracowniczej Zakładów Zmechanizowanego Sprzętu Domowego „Polar” we Wrocławiu Andrzeja Kowalskiego i Krzysztofa Zadrożnego. Zwróciła się do nas o pomoc w tej sprawie Rada Pracownicza ZZSD „Polar”. Andrzej Kowalski i Krzysztof Zadrożny zostali pozbawieni pracy pod pretekstem ciężkiego naruszenia podstawowych obowiązków pracowniczych, a w szczególności zakłócenia porządku i spokoju w miejscu pracy za wzięcie udziału po godzinach pracy i poza ogrodzeniem zakładu w spotkaniu w dniu 31 sierpnia1987 r., w siódmą rocznicę podpisania porozumień w Gdańsku w 1980 r. Na podstawie art. 35 ustawy o samorządzie załogi, który upoważniał rady pracownicze przedsiębiorstw do porozumiewania się w sprawie współpracy i podejmowania wspólnych działań, rada pracownicza podjęła uchwałę w obronie wyrzuconych z pracy działaczy z Wrocławia. Oświadczyła w niej m.in., że powoływanie się przez zakład pracy na ciężkie naruszenie podstawowych obowiązków pracowniczych jako przyczynę rozwiązania umowy o pracę jest zupełnie bezpodstawne, bo fakty, które stały się powodem decyzji o zwolnieniu z pracy, miały miejsce poza czasem pracy i poza miejscem pracy i w żaden sposób nie kolidowały z wykonywaniem obowiązków pracowniczych. W opisanej sytuacji działania zakładu pracy, w których wyniku zwolnieni zostali Andrzej Kowalski i Krzysztof Zadrożny, można było – zdaniem rady – uznać bądź to za próbę bezzasadnego represjonowania działaczy samorządowych, bądź też za równie bezprawną i bezzasadną represję wobec organizatorów Komitetu Założycielskiego związku zawodowego, występujących wraz z innymi osobami o rejestrację tego związku. Zdaniem rady opisany przypadek dowodził, że uporczywe blokowanie realizacji ustawowej zasady pluralizmu związkowego w zakładach pracy może być przyczyną ostrych konfliktów między organami przedsiębiorstwa, skutecznie utrudniającym partnerską współpracę między nimi, oraz owocować niepożądanymi i równie ostrymi podziałami wśród załogi, na co wskazywały stanowiska w tej sprawie nowych związków zawodowych, Komitetu Zakładowego PZPR, ZSMP i PRON w ZZSD „Polar”, które popierały bezprawną przecież decyzję o zwolnieniu z pracy ustawowo chronionych dwóch członków Rady Pracowniczej „Polar” I i II kadencji.

              Uchwały podejmowane w obronie bezprawnie wyrzucanych z pracy działaczy samorządowych nie przynosiły wprawdzie oczekiwanych skutków, ale konsolidowały to środowisko. Dodatkową, choć niewielką satysfakcję sprawiała nam świadomość, że nasze uchwały podejmowane w sprawie Bogdana Narożnego były czytane w Ministerstwie Pracy, Płac i Spraw Socjalnych oraz w Ministerstwie Sprawiedliwości, skąd otrzymywaliśmy na nie odpowiedzi. Nigdy nie miałem wątpliwości, że w tak ewidentnych wypadkach, jakie opisałem, należy stanąć w obronie pokrzywdzonych w myśl zasady: jeżeli nie wiesz, jak się masz zachować, zachowuj się przyzwoicie.

 

 

 

 

 

Pradziadek
O mnie Pradziadek

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości