Ostatni eurosondaż PBS DGA dla "Gazety Wyborczej" daje Platformie Obywatelskiej 47 proc. głosów, a Prawu i Sprawiedliwości 25 proc. głosów.
- Panuje dość zgodna opinia, że niska frekwencja pomogłaby partiom radykalnym jak Libertas czy eurosceptycznym jak PiS, ale wniosek z naszego sondażu jest inny. To PO i SLD mogą skorzystać z niższej frekwencji - mówi "Gazecie" Marcin Spławski, analityk PBS DGA. - Wśród osób zdecydowanych głosować PO i SLD mają poparcie wyższe niż wśród tych, którzy "raczej" chcą głosować. PiS odwrotnie - jego notowania są lepsze wśród tych, którzy "raczej" chcą głosować niż wśród wyborców, którzy są pewni udziału w wyborach.
Co w tej sytuacji robi prezes Jarosław Kaczyński? Dochodzi do wniosku, że natychmiast musi podnieść mobilizację w szeregach swoich zwolenników. Dotychczas dął w trąbę pt. "Gospodarka", ale jak na złość dane z Polski na tle reszty świata wypadają dobrze i dlatego słupki sondażowe PiS nie idą w górę, a nawt jeśli tak się dzieje, to nie kosztem PO.
Na gwałt trzeba więc było znaleźć inny motyw przewodni. I tutaj jak ślepej kurze ziarno trafiła się deklaracja CDU/CSU. Prezes z cynizmem zaczął grać na nutę znaną jeszcze z czasów Władysława Gomułki: "przyjdą Niemcy, zmienią granice i wyrzucą Polaków z ich piastowskiej ziemi".
Czy ciemny lud to kupi? Czy kupią to Polacy, którzy pracują w Niemczech i osiedlają się po tamtej stronie Odry? Czy kupią to Polacy, którzy dzięki obecności w UE mają gwarancje granic? Czy kupią to ci, którzy boją się o własny dobytek na ziemiach zachodnich, a których prezes zapomniał poinformować o wyroku Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu oddalającym żądania Powiernictwa Pruskiego zadośćuczynienia majątkowego za mienie pozostawione w Polce po 1945?
Ano zobaczymy 7 czerwca.
