seafarer seafarer
453
BLOG

Alibi dla PSL-u

seafarer seafarer Polityka Obserwuj notkę 26

W tytule jest o PSL-u, ale zanim przejdę do ludowców, powiem dwa słowa o PiS-ie. Wbrew temu co mówi opozycja, PiS wybory wygrał. Ale co z tego, że wygrał jak nie ma samodzielnej większości i nie będzie w stanie uzyskać wotum zaufania dla utworzonego rządu. Czy będzie miał taką szansę, tego jeszcze nie wiadomo, bo Prezydent A. Duda nie zadeklarował jeszcze jednoznacznie, komu powierzy misję sformowania rządu (podobno dzisiaj wieczorem ma to zrobić). Czy powierzy misję przedstawicielowi ugrupowania, które wybory wygrało (czyli PiS-owi) czy też przedstawicielowi partii opozycyjnych, które obecnie w pocie czoła pracują nad sformułowaniem umowy koalicyjnej. Piszę trochę sarkastycznie o tej pracy w pocie czoła, ale prawda jest taka, że napisanie tej umowy tak, aby pogodzić oczekiwania socjalne partii Razem z przekonaniami liberałów Platformy, jest najzwyczajniej w świecie kwadraturą koła. Oczywiście pod warunkiem, że Zandeberg i s-ka oraz liberałowie PO, traktują swoje oczekiwania i przekonania poważnie. No, ale zakładam, że jedni i drudzy traktują poważnie to co mówią. Choć inną sprawą jest, że liberałowie Platformy, jakoś ostatnio mało mówią. Sprawą do ustalenia pozostaje, czy nie wiedzą co mówić czy też nie wolno im mówić. 

Generalnie sytuacja jest następująca. PIS wybory wygrał, ale rząd prawdopodobnie utworzy koalicja partii opozycyjnych. Jeżeli nawet Prezydent powierzy misję utworzenia rządu premierowi M. Morawieckiemu to rząd PiS-u prawdopodobnie nie powstanie. Bo PiS, mimo, ze wybory wygrał  nie ma samodzielnej większości parlamentarnej a zdolności koalicyjnej obecnie nie posiada. No przynajmniej żadna z partii opozycyjnych nie deklaruje intencji zawarcia koalicji z PiS-em. I na tym polega nieszczęście. Otóż w kampanii wyborczej zabrakło planu B, czyli zabezpieczenia sobie zdolności koalicyjnej na wypadek sytuacji, która się przydarzyła, czyli wygranych wyborów ale bez samodzielnej większości. Plan B a także kolejne plany są podstawą racjonalnego i skutecznego działania. Chodzi o to, aby w sytuacji gdy plan A się nie powiedzie, możliwa była natychmiastowa realizacja planu B, jeżeli ten się nie powiedzie, realizowany jest kolejny plan itd. Dzięki temu możliwości zrealizowania założonego celu wzrastają niepomiernie. W tym przypadku założonym celem była trzecia kadencja.

Co powinno było być dla PiS-u, planem B w ostatnich wyborach? Otóż należało przygotować się na sytuację, która powstała po wyborach z 15-go pażdziernika! W Europie, gdzie funkcjonują systemy wielopartyjne mało jest przypadków, że któraś z partii zdobywa samodzielną większość. W Niemczech jest koalicja, we Włoszech jest koalicja, w Holandii, Belgii, Grecji, itd., też są koalicje. W tej sytuacji samodzielne, dwukrotne rządy PiS-u u nas w Polsce, były raczej wyjątkiem a nie regułą. Toteż należało szukać potencjalnego koalicjanta a nie iść na zwarcie ze wszystkimi bez wyjątku. Jednym słowem, należało pracować nad planem B. Planem, który by przewidywał możliwość zawarcia koalicji na wypadek braku samodzielnej większości. I adekwatnie do tego należało prowadzić kampanię wyborczą. Czyli prowadzić tak, aby nie palić za sobą mostów do potencjalnego koalicjanta. A nawet więcej, aby przygotować sobie grunt pod zawarcie ewentualnego porozumienia.

No tak, ale mleko się rozlało. Planu B nie było i w efekcie koalicjanta nie ma. Albo przynajmniej go nie widać (miejmy nadzieję, że tylko na razie). I w ten sposób doszliśmy właśnie do PSL-u, o którym jest w tytule. PSL jest u nas jedyną partią, która przetrwała z czasów PRL-u. SLD (czyli spadkobierczyni nieboszczki PZPR) rozpłynęła się w sinej mgle Nowej Lewicy, o Stronnictwie Demokratycznym, słuch dawno zaginął. A PSL trwa … ! Jak Trzecia Droga dołowała w sondażach, to wydawało się, że PSL podobnie jak pozostałe partie z czasów PRL-u zniknie z naszego życia politycznego. Jednak nie zniknął. I już nie zniknie. Nie dlatego, że prezes W. Kosiniak-Kamysz jest Machiavellim, Clausewitzem i Bismarckiem w jednej osobie, który wymyślił przebiegły polityczny plan pod nazwą Trzecia Droga. Nie! PSL nie zniknął i nie zniknie, bo prawidłowo odczytuje oczekiwania swoich wyborców. I dzięki temu ma społeczne poparcie. Taka jest rzeczywistość. A na rzeczywistość nie można się obrażać, rzeczywistość trzeba przyjąć do wiadomości i zaakceptować., łącznie z PSL-em.

I tutaj muszę się trochę wytłumaczyć, bo nieraz tutaj pisałem, że jestem zwolennikiem systemu dwupartyjnego. Takiego jaki jest np. Stanach albo (trochę mniej jednoznacznie) w Wlk. Brytanii. U nas też są dwie główne siły polityczne, Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska. I wydawało się, że system dwupartyjny już się u nas utrwalił, tak jak we wspomnianych przed chwilą krajach. Jednakże nasza dwupartyjność poszła w złym kierunku. Zamiast różnicy poglądów i dyskusji na argumenty, zaczęła dominować agresja. Nie będę tutaj ubierał się w szatki symetrysty i udowadniał, że obydwie strony są tak samo winne. Nie, agresję zaczęła Platforma. Brutalny i bezpardonowy hejt wobec ś/p Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, był tego pierwszym objawem. I trzeba to głośno powiedzieć, obrzydliwym objawem. Ale w sytuacji która powstała i co jest oczywiste, PiS nie nadstawiał drugiego policzka. I w swojej obronie zaczął oddawać razy. Ale to była obrona. To też trzeba głośno powiedzieć. Niemniej, niezależnie jednak od tego kto zaczął pierwszy, eskalacja konfliktu następowała i z każdym dniem było już tylko gorzej. Wojenne zagony szły z obydwu stron i jeńców nie brano.

I ten konflikt oraz wynikająca z niego agresja w dyskusji politycznej były akuszerem Trzeciej Drogi. Projektu politycznego, który przed PSL-em (oraz prezesem W. Kosiniakiem-Kamyszem) otwiera perspektywy, wcześniej nie do pomyślenia. Otóż dla PSL-u skończył się czas walki o przetrwanie a zaczął się czas stawiania warunków i rozgrywania. Tak się dzieje, ponieważ bez PSL-u, żadna z dwóch dużych partii (ani PiS ani też Platforma) nie jest w stanie utworzyć rządu. Bez Polski 2050 również, ale PL2050 to na razie polityczna enigma i trzeba trochę poczekać, żeby rozeznać, czy stanie się polityczną przystawką Platformy czy też samodzielnym politycznym bytem. Co do PSL-u tych wątpliwości nie ma, PSL jest zahartowany w politycznych bojach. Był w koalicji z SLD i przetrwał, był w koalicji z PO i też przetrwał. Toteż w sytuacji, która powstała po ostatnich wyborach, nie musi się obawiać, że zostanie przystawką większego partnera. Natomiast szanse na zajęcie pozycji rozgrywającego ma wyjątkowe. I ma po temu wszystkie atuty. W tym podstawowy - koalicyjne doświadczenie z większymi partnerami.

Tutaj trzeba postawić kolejne pytanie. Gdzie PSL ma większe szanse na pozycję rozgrywającego? W koalicji z Platformą czy też w koalicji PiS-em? Odpowiedź jest oczywista. W koalicji z PiS-em! PiS jest w stanie zaoferować PSL-owi nawet stanowisko premiera (tego nie wykluczył premier M. Morawiecki w jednym z wywiadów). Platforma tego nie oferuje, bo tam premierem chce być D. Tusk. Więc dla PSL-u, z punktu widzenia potencjalnych korzyści, oczywistym wyborem jako koalicjant jest PiS.

No tak, ale jest mały problem. W kampanii wyborczej, PSL szedł po zwycięstwo pod hasłem: ‘Trzecia Droga, a nie trzecia kadencja PiS’. A przecież koalicja z PiS-em oznacza trzecią kadencję dla Prawa i Sprawiedliwości. W chwili obecnej, pod warunkiem utraty wiarygodności, W. Kosiniak-Kamysz, nie może do tego dopuścić.

Jaki jest więc prawdopodobny rozwój sytuacji? Otóż PSL utworzy rząd z Platformą (i pozostałymi koalicjantami) a W. Kosiniak-Kamysz zadowoli się stanowiskiem wicepremiera. Ale do czasu! A dokładnie do czasu uchwalania budżetu na rok 2025. Pod koniec 2024r. okaże się, że różnice programowe są nie do przezwyciężenia i budżetu nie da się skonstruować ku zadowoleniu wszystkich partnerów koalicji i w efekcie budżetu nie da się uchwalić. A to oczywiście oznacza dymisję rządu.

A co to oznacza dla PSL-u? Oznacza uzyskanie alibi do zawarcia koalicji z PiS-em. Powstałą sytuację, prezes W. Kosiniak-Kamysz będzie mógł sprzedać w następującym opakowaniu: dotrzymaliśmy słowa, odsunęliśmy PiS od władzy. Ale w tym układzie jaki jest (w koalicji z PO i pozostałymi) nie da się rządzić.

I już bez obawy utraty wiarygodności będzie mógł rozpocząć rozmowy z PiS-em, w celu utworzenia nowej koalicji. Po której utworzeniu, zostanie premierem nowego koalicyjnego rządu. A wartość dodana tego układu to normalizacja polskiej sceny politycznej, czyli koniec z wykluczeniem PiS-u i koniec z pretensjami środowisk wspierających Platformę do prawa wyłącznego rządzenia Polską.

Science fiction? Pożyjemy zobaczymy :)

seafarer
O mnie seafarer

Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka