Sed3ak Sed3ak
2010
BLOG

Jak B. Komorowskiego przed Trybunał Stanu postawić?

Sed3ak Sed3ak Polityka Obserwuj notkę 101

Wiem, że temat już nieco przebrzmiały, ale wydaje mi się jednak, że warto go podjąć. Wczoraj miałem przyjemność doświadczenia osobliwej dyskusji na jednym z blogów na salonie24. Przeobraziła się ona w spór. Poszło o konstytucyjność przejęcia obowiązków prezydenta RP w kwietniu 2010r. przez Bronisława Komorowskiego. Uznałem, że doszło w tym czasie do naruszenia procedury konstytucyjnej i że w związku z tym sprawa zahacza o Trybunał Stanu. Wedle moich oponentów (Mila Nowacka, Psikot i MGM) nie mam racji.

Niekompetencja i brak rozumu

Jakie owi blogerzy wysunęli argumenty na poparcie swoich tez?

W pierwszej kolejności podnosili fakt, że po śmierci prezydenta Marszałek Sejmu automatycznie (bez wymogów formalnych) przejmuje obowiązki głowy państwa. Ja z kolei podnosiłem, że wymagane jest w tej sytuacji sięgnięcie do przepisów prawa cywilnego.

Stworzyłem również sytuację hipotetyczną. Co by się stało, gdyby  np. prezydent Komorowski pojechał w góry i na chatkę, w której akurat jadł (dajmy na to) bigos spadła lawina? Czy samo już jej opadnięcie byłoby podstawą do ogłoszenia przez Grzegorza Schetynę, że w związku ze śmiercią prezydenta RP przejmuje on tymczasowo jego obowiązki? Wspomniani blogerzy argumentowali, że tak. Gdyby zaś okazało się, że B. Komorowski jednak przeżył, to zwyczajnie przejął by władze ponownie, a marszałek Schetyna zmuszony byłby ją oddać.

Przy okazji zarzucono mi niekompetencje i takie tam, standardowe polskie gadanie i robienie z innej osoby przysłowiowego głupa. Całość rozmowy tutaj.

W związku z powyższym dostałem impuls do obrony. Stawiam więc tezę roboczą: Uważam, że w trakcie przejmowania obowiązków prezydenta RP 10 kwietnia 2010r. doszło do naruszenia procedury i tym samym uzasadnione jest rozważenie kwestii postawienia Bronisława Komorowskiego przed Trybunałem Stanu.

No a teraz do roboty – udowadniamy!

Śmierć jest tylko jedna

Po pierwsze. Bardzo fajnie jest się bawić w prawnika, ale dużo trudniej jest nim być. Wbrew pozorom nie samo czytanie przepisów (i to jednostkowych) daje podstawę do opanowania tego rzemiosła. Od przepisów jednakowoż należy wyjść. I tak, art. 131 ust. pkt.1 brzmi:

Marszałek Sejmu tymczasowo, do czasu wyboru nowego Prezydenta Rzeczypospolitej, wykonuje [jego] obowiązki  w razie: śmierci Prezydenta Rzeczypospolitej”.

Mila Nowacka podniosła zarzut, że śmierć w konstytucji, to nie to samo co śmierć z kodeksu cywilnego, gdyż w interesującej nas problematyce, w żadnym przepisie konstytucji nie jest napisane, że śmierć Prezydenta RP stwierdza się "w zakresie ustalonym przez ustawę".

Hmm… w takiej sytuacji powinno się postawić pytanie, czy konstytucja w jakiś autonomiczny sposób reguluje śmierć prezydenta (inaczej niźli śmierć typowej osoby fizycznej)? Rzut oka na konstytucję… No ni cholery niczego takiego w niej nie ma. Nawałnica argumentów na tym jednak nie poprzestała. Dostałem linki z opiniami ekspertów (tutaj i jeszcze jeden tutaj).

Wśród ekspertów wypowiada się mój m.in. egzaminator z prawa konstytucyjnego, prof. Wiesław Skrzydło – konstytucjonalista-fachowiec i osoba niezwykle ciepła i życzliwa w relacjach ze studentami (ale to poza protokołem). Wykreśliłem więc w przesłanych mi artykułach takie oto zdania, które według mnie stawiają sprawy w innym świetle. Oto one:

„1.Dokładne ustalenie chwili śmierci prezydenta ma zatem istotne znaczenie dla sytuacji prawnej państwa. Jak bowiem słusznie zauważa dr Piotr Uziębło z Uniwersytetu Gdańskiego, z chwilą śmierci urzędującego prezydenta, wszelkie kompetencje znajdujące się w jego gestii przechodzą automatycznie na osobę sprawującą godność Marszałka Sejmu. Zgodnie z prawem cywilnym, z chwilą śmierci osoby fizycznej jej prawa osobiste oraz prawa rodzinne o charakterze niemajątkowym wygasają. Zgodnie z informacjami potwierdzonymi przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych, do katastrofy lotniczej samolotu rządowego w Smoleńsku, w której zginął Prezydent Kaczyński, doszło 10 kwietnia 2010 r. o godzinie 8:56 czasu polskiego. Należy zatem poczynić domniemanie, iż z tą chwilą nastąpiło opróżnienie urzędu prezydenta i przejęcie obowiązków głowy państwa przez Marszałka Sejmu.

Po stwierdzeniu opróżnienia urzędu, Marszałek Sejmu pełni obowiązki prezydenta Rzeczypospolitej pro tempore, czyli tymczasowo, aż do czasu zaprzysiężenia nowego prezydenta wybranego w wyborach powszechnych."

Oraz

„2. Zgodnie z regulacją przyjętą w konstytucji z 1997 r., funkcja prezydenta pro tempore jest wprost przypisana Marszałkowi Sejmu. Jak podkreśla konstytucjonalista, profesor Wiesław Skrzydło, w art. 136 wyraźnie rozróżnione zostały dwa tryby przejęcia urzędu. Po pierwsze, automatycznie, w sytuacji, kiedy prezydent nie może przejściowo sprawować urzędu, zawiadamia o tym Marszałka Sejmu, który tymczasowo przejmuje obowiązki Prezydenta Rzeczypospolitej. Natomiast w drugim wypadku, gdy prezydent nie jest w stanie przekazać zawiadomienia Marszałkowi Sejmu o niemożności sprawowania przez siebie urzędu, to o stwierdzeniu takiej przeszkody decyduje Trybunał Konstytucyjny na wniosek Marszałka Sejmu. Dopiero w razie uznania przez Trybunał przejściowej niemożności sprawowania urzędu przez prezydenta powierza on Marszałkowi Sejmu tymczasowe wykonywanie obowiązków. Zastępstwo takie nie ma w takim wypadku charakteru automatycznego, ale wynika z rozstrzygnięcia Trybunału."

Zostałem wyśmiany i oskarżony o brak umiejętności czytania ze zrozumieniem. Grubo...

Czytanie ze zrozumieniem – poradnik praktyczny.

Pora więc przejść do kontrataku. Zacznijmy od tego, że czyjąś śmierć stwierdza się właśnie w oparciu o prawo cywilne. Konkretnie wedle przepisów art. 29 – 32 kodeksu cywilnego. Podstawą do wydania orzeczenia o uznaniu za zmarłego (jeśli w ogóle jest potrzebne wikłanie w to sądu) wydaje się na podstawie aktu zgonu. Akt zgonu z kolei wystawia się w oparciu o kartę zgony wypisywaną przez lekarza ten zgon stwierdzający. No tak, ale przecież w przypadku katastrofy ciężko, żeby lekarz wałęsał się po smoleńskim bagnie i przykucnąwszy uprzednio nad ciałem kolejnej zmarłej osoby wypisywał karty zgonu. W takiej sytuacji pomocne jest domniemanie przyjęte w art. 32 KC („Jeżeli kilka osób utraciło życie podczas grożącego im wspólnie niebezpieczeństwa, domniemywa się, że zmarły jednocześnie”).

Problem w tym, że domniemanie jest pewnym narzędziem pomocnym w procesie cywilnym. W niczym jednak nie ułatwia sprawy poza nim. Sięgnijmy jednak do takiej ustawy jak Prawo o aktach stanu cywilnego (P.S. – Tak w ogóle, to polecam czytanie ustaw. Ja wiem, że jak coś jest napisane w konstytucji, a konstytucja jest prawem najwyższym, to myśli się, że jest  sięspoko i w ogóle oczytanym, ale czasami można się nieźle naciąć). Przepis art. 66 tego aktu normatywnego stwierdza w ustępie pierwszym: „akt zgonu sporządza się na podstawie karty zgonu”, zaś w ustępie drugim uzupełnia: „jeżeli okoliczności zgonu były przedmiotem postępowania przeprowadzonego przez organ państwowy, akt zgonu sporządza się na podstawie pisemnego zgłoszenia dokonanego przez taki organ”.

Konkludując, wszyscy wiedzieliśmy że doszło do katastrofy. Szanse na to, że ktoś przeżył były znikome. Problem jednak w tym, że dopóki nie udowodni się, że ktoś zmarł, przyjmuje się (nie domniemuje), że ta osoba nadal żyje! Zwłaszcza, że 10 kwietnia, w międzyczasie pojawiła się (jak się okazało – przestrzelona) informacja Reuters’a, że trzy osoby przeżyły katastrofę (wśód nich mógł być przecież Prezydent Kaczyński). W związku z tym, należało poczekać na ustalenia organu państwowego (w tym przypadku: MSZ), który dostałby notę dyplomatyczną od rosyjskiego MSZ, zawierającą informacje że ekipa ratunkowa i będące na miejscu służby stwierdziły, że nikt nie przeżył katastrofy. Na tej chociażby podstawie można było wystawić akt zgonu. Jak pisał na swoim blogu Tomasz Machała, sam akt zgonu prezydenta (dokument mający w tym przypadku najdonioślejsze umocowanie prawne) został wystawiony dopiero 13 kwietnia.

Tymczasem, Bronisław Komorowski już ok. godz. 11 chciał przejąć obowiązki prezydenckie, opierając się na doniesieniach prasowych. Owszem, znalazły one później potwierdzenie w faktach. Problem w tym, że zgodnie art. 7 konstytucji „organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa”, czyli nie na podstawie medialnych news’ów. Poza tym – i tutaj dochodzimy do sedna, naruszono konstytucję. Bo właśnie na wypadek taki został w ustawie zasadniczej sformułowany inny przepis, regulujący sytuację, w której los prezydenta jest nieznany. A przecież do czasu oficjalnego potwierdzenia śmierci wszystkich pasażerów przez Rosjan, taki właśnie był status Prezydenta Kaczyńskiego.

Chodzi o sytuację opisaną w art. 131 ust. 1 zd. 2, który brzmi:

Gdy Prezydent Rzeczypospolitej nie jest w stanie zawiadomić Marszałka Sejmu o niemożności sprawowania urzędu, wówczas o stwierdzeniu przeszkody w sprawowaniu urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej rozstrzyga Trybunał Konstytucyjny na wniosek Marszałka Sejmu”.

Najrozsądniej więc w obecnej sytuacji byłoby, albo poczekać parę godzin do czasu wydania przez władze rosyjskie (nie media rosyjskie!) oficjalnego komunikatu, czy noty dyplomatycznej, albo rozpocząć procedurę z Trybunałem Konstytucyjnym. Po to właśnie ta procedura jest. Gdy nie wiadomo, co się dzieje z prezydentem, a jego śmierć nie jest jeszcze przesądzona. Jest to procedura właściwa, bo odpowiadająca demokratycznemu państwu prawa (art. 2 konstytucji) i mająca zabezpieczać najwyższy urząd w państwie przed próbami niekonstytucyjnego przejęcia.

Wytaczanie argumentów, że jakby się okazało, że jednak prezydent żyje, to by najwyżej marszałek oddał urząd z powrotem jest niepoważne. Nie ma przecież w konstytucji regulacji ujmującej „oddawanie urzędu”, a jak to już zaznaczono „organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa” (art. 7 konstytucji).

Bezkrólewia nie było

Psikot zarzucał mi, że się generalnie na sprawie nie znam, bo przecież nie można zostawić państwa bez głowy, tworząc coś na kształt bezkrólewia. To nieścisłość i nieprawda. Nie było żadnego bezkrólewia! Do czasu oficjalnego stwierdzenia zgonu prezydenta, przyjmuje się że ten żyje! Nie można w związku z tym mówić o wakacie, bądź opróżnieniu urzędu. Sytuacja kraju nie była zagrożona. Przecież, jak się przyjmuje powszechnie (a tezy przeciwne wyśmiewa), nie doszło do zamachu, tylko wypadku.

Komorowski wolał jednak nie czekać. Nie wiadomo, czy było to spowodowane presją i ogólnym chaosem, czy być może chęcią zawłaszczenia ważnego urzędu w państwie przy okazji katastrofy. Sądząc po relacji członka Konwentu Seniorów Marka Wikińskeigo (nie pisowca, tylko posła SLD), w dniu katastrofy na posiedzeniu tegoż konwentu marszałek Komorowski wykazywał się niebywałym cynizmem w przejmowaniu obowiązków zmarłego prezydenta Kaczyńskiego, który jego samego odstręczył od poparcia kandydatury marszałka w wyborach, nie tylko w I, ale i II turze. O czymś to świadczy. Poza tym, z doniesień medialnych wynika, że od pierwszych chwil po przejęciu obowiązków prezydenta RP trwały niewyjaśnione do końca ruchy związane z dobieraniem się do przechowywanego w Pałacu Prezydenckim raportu likwidacyjnego po WSI. No i najważniejsze, w sytuacji gdy marszałek Sejmu jest z przeciwnego obozu politycznego niż prezydent, umiar i zachowanie procedur jest szczególnie pożądane, bo to duch praw przesądza o ich jakości, a nie sam treść!

Mea culpa, ale tylko po troszku

W tym miejscu jednak muszę przyznać się do pewnej nieścisłości. Otóż pisząc niemalże z pewnością o Trybunale Stanu, na jaki ewentualnie zasłużył B. Komorowski miałem przekonanie, że przejął on obowiązki przed oficjalnym ogłoszeniem śmierci prezydenta RP przez Rosjan. W którym momencie taki komunikat wydano – nie wiem. Podobnie jak nie jest jasne, o której godzinie nastąpiło przejęcie władzy.

I w tym rzecz!

Z tych właśnie względów może warto byłoby Trybunał Stanu jednak powołać. Trybunał jest przecież sądem, przed którym toczy się normalna rozprawa, w jej trakcie ustalane są fakty i okoliczności mające istotne znacznie dla sprawy (zgodnie z procedurą karną). Być może okazałoby się, że rzeczywiście podstaw do zastosowania sankcji wobec B. Komorowskiego nie ma. Tym lepiej dla niego i dla nas. Tymczasem u nas na słowo Trybunał Stanu reaguje się, jak na publiczne zgorszenie siane przez kurtyzanę bez majtek. A przecież już wcześniej za gorzej umotywowane merytorycznie uchybienia sądem tym straszono: A. Kwaśniewskiego, L. Millera, Z. Ziobrę, czy J. Kaczyńskiego.

Twierdzenie przez Milę Nowacką jakoby automatyczne przejęcie władzy (o czym jest mowa w zaprezentowanych przez nią linkach) oznaczało, że następuje ono per sejest dla mnie do luftu. Wydaje się bowiem, że automatyzm ten należy rozumieć nieco szerzej. Sprawa rozbija się mianowicie o to, że do przejęcia obowiązków prezydenta nie jest potrzebne wydanie żadnego zaświadczenia, czy chociażby uchwały (jak ma to miejsce np. po zwycięskich wyborach prezydenckich, kiedy to prezes PKW wręcza odpowiednie zaświadczenie). Nie należy jednak zawężać rozumienia tego terminu do stwierdzenia, że nie obowiązują żadne formalne procedury, bo obowiązują.

Z praktycznego punktu widzenia sprawa jednak jest w zasadzie jasna. W momencie, w którymi nastąpiło stwierdzenie śmierci prezydenta Kaczyńskiego (co miało miejsca bodajże ok. 13 lub 14 – inna sprawa poprawnie), to jego skutkiem było przejęcie obowiązków wraz z chwilą śmierci (tj. wstecz od 8:56 – jak początkowo podawano). Niemniej jednak, właśnie z/w na poszanowanie procedur, ducha konstytucji oraz zasad praworządności, należało z tą decyzją poczekać.

Nie poczekano, stąd kontrowersje.

Trybunał nie przejdzie!

Jednakże, pragmatyzm każe dojść do zamykającego dyskusję wniosku. A mianowicie, że wszczynanie procedury postawienia w stan oskarżenia przed TS nie ma sensu. Po pierwsze, dlatego że B. Komorowski uzyskał w lipcu 2010r. demokratyczny mandat do sprawowania urzędu w wyniku przeprowadzenia i zwyciężenia w wyborach powszechnych (co faktycznie przesądza sprawę jego legitymacji). Po drugie zaś dlatego, że obecny układ sił w parlamencie, zdominowanym przez PO i jej sojuszników, nie pozwalają na zainicjowanie takiego postępowania. Po trzecie wreszcie, w ciągu tych kilku interesujących nas godzin w dniu 10 kwietnia nie podjęto żadnych kontrowersyjnych decyzji (w zasadzie). O wiele więcej emocji budzi natomiast zachowanie samego B. Komorowskiego, jako p.o. prezydenta w okresie kwiecień – lipiec 2010r. Ale to już temat na odrębną rozmowę.

Konkludując, wydaje mi się, że w tym gorącym okresie doszło do – jeśli nie naruszenia, to z pewnością poważnego nadszarpnięcia procedur konstytucyjnych. Niemniej jednak, uważam że na gruncie obowiązujących przepisów dopuszczalne jest również inne rozumowania (i wysnuwanie odmiennych konkluzji).

P.S. – Prosiłbym o zabieranie głosu osoby mające jakieś wyobrażenie o prawie. Szczególnie liczyłbym na zdanie np. prof. Sadurskiego, czy któregoś z polityków-prawników no i oczywiście - blogerów.

Sed3ak
O mnie Sed3ak

"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)" kard. Stefan Wyszyński sed3ak na Twitterze Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro! "The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature". Abraham Lincoln "Virtù contro a furore Prenderà l'armi, e fia el combatter corto; Che l'antico valore Negli italici cor non è ancor morto". Francesco Petrarka Polecam: "Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka