Nie mogliśmy wydawać osądu na dr Mirosława G., bo przecież obowiązuje w polskim prawie zasada domniemania niewinności (gdyby i w Norymberdze rozumiano ją po polsku, to zapewne tamtejsi podsądni obeszliby się co najwyżej smakiem stryczka). Nie wolno nam od ponad dwóch dekad ferować wyroków na sowieckiego zbrodniarza w mundurze Wojska Polskiego – działał on wszak w stanie (naj)wyższej konieczności, wybierając „lepsze (dla siebie) zło”. Możemy wybielać niekompetencje i graniczące ze zbrodnią zaniedbania smoleńskie, gdyż „w tych warunkach samolot w ogóle nie powinien był wylatywać z Warszawy”; taka jest prawda, „arcyboleśnie” prosta.
Tymczasem w dzisiejszej „Kropce nad i” Odwrócony Mesjasz środowiska wyznającego opisane powyżej dogmaty dokonuje niespodziewanej wolty; prof. Jan Hartman wydaje wyrok na „matkę Madzi” twierdząc, że dzieciobójstwo nie zdarza się już praktycznie w społeczeństwach otwartych (czyt. lepszych, zachodnich), a zbrodnia ta jest domeną co najwyżej społeczeństw zamkniętych (czyt. katolickich, zaściankowych). „Im więcej jest równości i zwracania uwagi na podmiotowość kobiet, im więcej kontrolowania własnej rozrodczości i seksualności wśród kobiet, tym mniej tego typu przestępstw (…) Mamy mniej więcej jedno [dzieciobójstwo] miesięcznie, a w tym samym czasie kilkadziesiąt morderstw”.
Przypomina to już w tym momencie pływanie rozpaczliwcem; niecały rok temu westalka Antykościoła Michnika – prof. Magdalena Środa – przekonywała na łamach prasy, że za śmierć „małej Madzi” odpowiedzialne jest państwo (w domyśle: Kościół), nieprzeprowadzające edukacji seksualnej, nierefundujące leków antykoncepcyjnych i wczesnoporonnych, a także nie zezwalające na swobodniejszą skrobankę. Patrząc na poziom intelektualny i naukowy tego typu dysput mogę co najwyżej stwierdzić, że w umysłowym zniedołężnieniu lewica przesunęła się tak na lewo, że aż za drzwi.
Oto kilka doniesień medialnych z ostatniego czasu z „krajów otwartych i cywilizowanych”, zadających niejako kłam hipotezom Hartmana. Dodam tylko, że sprawą Casey Anthony media amerykańskie żyły dużo bardziej napastliwie, niż te polskie przypadkiem Katarzyny W. (koniec końców została ona uniewinniona od zarzutu zabójstwa swojej córeczki); z kolei ostatni przypadek to specjalna dedykacja dla profesora H., wedle jego arytmetyki zabójstwo ośmiu noworodków podrasowało statystyki dla Francji za grubo ponad pół roku.