Gdyby ktoś zaproponował obywatelom tego rodzaju formę udziału w korzystaniu z praw wyborczych, zostałby posądzony o..., no właśnie o co?
To nie dowcip lecz niedaleka rzeczywistość!
W Niemczech mieszka na stałe według danych niemieckich ok. 400 tysięcy obywateli polskich nie posiadających obywatelstwa niemieckiego. Do tego należałoby dodać drugie tyle z podwójnym obywatelstwem. Wszyscy ci Polacy powinni mieć zagwarantowane prawo wyborcze. Tylko pytanie; gdzie?
Nawet jeżeli założymy, że 50 % z nich nie skorzysta z praw wyborczych (średnia frekwencja w kraju ), to na jeden lokal wyborczy w jednym z 7 konsulatów Rzeczypospolitej, wliczając w to konsulaty honorowe, wypada 60 tysięcy wyborców.
Lokale będą otwarte od 6:00 do 20:00 tj przez 14 godzin, co daje około 1 wyborcę na sekundę,a prędkość kolejki do urny musi osiągnąć tempo kroku spacerowego. Niewykonalne.
Oczywiście, frekwencja będzie o wiele wiele mniejsza, spowodowana odległościami od lokali wyborczych dochodzącymi do 250 km oraz perspektywą trwania w około 3-4 godzinnych kolejkach o długości kilkuset metrów. To relia z poprzednich wyborów. Ale mam prawo twierdzić, że wybory prezydenckie 2010 przyciągną do urn zdecydowanie więcej wyborców niż w latach poprzednich.
O ile KPW nie zwiększy ilości lokali wyborczych w Niemczech, będziemy świadkami wielogodzinnych kolejek i lokali otwartych do późnych godzin nocnych. Czy ktoś w takich warunkach wyda decyzję o zamknięciu lokali komuś innemu przed nosem?
Nie odważę się wyciągnąć wniosku, że to właśnie o to chodzi.
Sądzę, że służby konsularne zdają sobie po cichu z tego sprawę, dlatego uważam za stosowne ten problem nagłośnić, aby nikt nie mógł potem powiedzieć, że wyborcy działali przez zaskoczenie.