Już listopad nas dopadł. Przedsmak grudnia. Jest nawet po Wszystkich Świętych i już po Zaduszkach.
Zatem – niech zapłonie – liryczną maligną.
Występują : Ludmiła Janusewicz z Koszalina
Irena Otolska , poetka ze Szczecinka.
Adam Kadmon we własnej osobliwości
Zygmunt Jan Prusiński , poeta zasłużony , z Ustki . Środkowopomorskie.
Zbigniew Herbert , na deser przed zimą
_________________________________
A . K .
* * * * *
FEROMONOWA PUŁAPKA
Irena Otolska
moja postać nabiera kształtów pod twoimi palcami
i milkną wówczas konwenanse
podczas gdy uczysz mnie ważnych chwil
czuję niebo przez które wędruję bez pośpiechu
i chwila po chwili słowo i cisza
filtrują sens odwzajemnionej drogi
teraz niepożądany szczegół uda chłodem uniesione sutki
spękane usta napływają krwią pocałunków codzienności
i powoli żywimy się wracającymi wspomnieniami
szukamy naszych zapodziań i kurczowo chwytamy
krawędzi już bezimiennych drobiazgów
GDY BĘDZIE ZA PÓŹNO
Irena Otolska
nazajutrz rozległ się telefon
kolejna noc, podczas której
sen niewyspany
słuchawka przylgnęła do słów
dreszcz wstrząsnął ciałem
ja boso na zimnej podłodze
naga
z żalem obwisłej ciekawości
bo nigdzie żywego człowieka
SCHODY W KOLORZE RÓŻOWYM
Zygmunt Jan Prusiński
Oto opowiadam o tobie w wierszach
by spamiętać szczegóły -
to tak jakbym malował obrazy
i pisał muzykę na wietrze.
Staram się być lustrem dla ciebie
to staranie przy temperamencie
ma coś i z dramatu granego w teatrze -
nie sposób być ułożonym idealnie.
Ale potrafisz kochać poetę
nawet kiedy niespokojny z mgłą walczy -
uzewnętrznia twój powab zielony
jakby siła wodospadu go stworzyła.
Uklęknę przed tobą szlachetnym skrzydłem
pocałuję pachnący brzuch w dolinie -
ockniesz się dopiero naga
kiedy świt oczy otworzy
KOBIECA CZUŁOŚĆ
Zygmunt Jan Prusiński
W tę określoną myśl kędy odbieram lepsze
czytanie z twoich oczu pragnienia
istne szaleństwo z mej strony włóczy
powściągliwość na poziomie błękitu…
Powitam cię dzisiaj tulipanami
od sąsiada z ogrodu „Domowe Zacisze” -
akurat wczoraj z nim rozmawiałem
nie odmówił bo wiedział dla kogo.
Jutro moje imieniny będą zupełnie inne
zaświecisz kobiecą czułością od rana
spiętrzy się dosłownie arcyważna
kolebka poezji w majowej osłonie -
tylko patrzeć jak się ucieszą drzewa
kiedy powrócimy do nich ścieżkami.
Może wezmę ze sobą zapomnianą gitarę
obudzę struny by pieśń wykonać
o miłości wedle słów moich do ciebie -
powstanie rozprężenie mięśni
wykonam starannie pod wybraną sosną
a trawy niech zaszumią chóralnie.
BLISKOŚĆ
Ludmiła Janusewicz
Jak ziarenka łączą
piaski pustyni
a karawany
miejsca oddalone
tak można ofiarować
bliskość przez otwarcie
drzwi z realności w
niby nierzeczywistość
czasu przeszłego
lub
rozproszyć w energii
przyszłości
Tak moje myśli odbijają się
rezonansem
w twoich doznaniach
Teraz
MÓJ MONIZM
Zygmunt Jan Pusiński
Podpieram się cieniem drzewa
o tej godzinie której nie znam
oprowadzam cię po krainie
gdzie więcej możesz dowieść
dlaczego jesteś kobietą…
Dotykasz moją szyję by potem
zajrzeć poniżej i ręką obudzić
stan męskiego czuwania kiedy
to podnosi się i wyżej i wyżej
zmienia kolor samoczynnie.
A resztę to rola by włożyć ci
na palec pierścionek srebrny
niech świeci jak ognik nocą.
(Obudzę sosny na skarpie -
zaśpiewam „Happy chu geve”).
RODZAJ RZECZYWISTOŚCI
Ludmiła Janusewicz
Nasze rozstanie to tylko
rodzaj rzeczywistości
W ten czas przesunięty
w czasie
jak przy nagłej utracie
wzroku
trzeba zaufać swoim
zmysłom
by dojrzeć nową drogę
Dajcie mi punkt oparcia
powiadał Archimedes
a wyważę wam całą ziemię
WOJOWNIK W TRAKCIE SPACERU…
Zygmunt Jan Prusiński
Motto: „Cały czas odkąd wyjechałam
zamartwiam się o Wojownika,
że nie ma go kto zabawiać,
ale wkrótce to się zmieni.”
- Margot Bene -
Nic mu się nie dzieje choć mógłby
pomerdać jak ogonkiem
w pobliżu twych nóg rozegrać
kuszące zamiary – wówczas człowiek
byłby nastrojony i przyrodę wchłaniać.
Dziękuję że nie udajesz wszak
namiętność twoją znam
od pierwszego lipcowego wieczoru
kiedy przyjechałaś czynna w epoce -
od tej pory zbierasz ze mnie owoce.
Dbasz o mnie jak nikt -
jesteś kobietą tak namacalną
skupiam się rzeźbiąc z tobą noce
odkrywam nie wymuszone pożądanie
to rzadki zabieg miłości wciąż rozkwitający.
Czy wiesz że z Wojownikiem rozmawiam
choćby na spacerze jak ostatnio
że w piątek przyjeżdżasz spragniona
by go przytulić i rozesłać wieści
do Pana Boga i do kilku jego aniołów?
- Zastanawiam się jakie kwiaty kupić…
TO BYŁ TAKI SEN
Adam kadmon
Śniłaś mu się , TO jedno.
Byłaś jego snem po raz pierwszy ,
jak dotąd jedynym , TO drugie
i najważniejsze.
Noc z dwudziestego na dwudziesty
pierwszy października roku owego
będzie spamiętana , choć sny zwykle
są negowane osobistym filtrem w chwili
przebudzenia.
I nie pamiętasz osnowy i kanwy - dosłownie
niczego przed świtem Eos różanopalcej.
Śniłaś mu się niebanalnie – niezwykłe
było twoje ofiarowanie , niczym gwałtowny
przez ramię zwrot sennej akcji.
Dworzec wielki , podniosły , przejrzysty , rozpasany
od gleby w przyziemiu , po samą wieżycę
- niczym wielopiętrowy terminal , tłok.
W smaku ust twoich wyczuł goryczkę , delikatną
ale ostrą miętę. Może zdało się wyłapać w oddechu
czułość uprzejmej pustki. Zaciekawienie ,
że TO tylko ty , nikt doprawdy bardziej senny.
Nikt bardziej niezwykły .
Był chyba jednak twój sen , jej odległym majakiem ,
po którym wzniósł oknem do ciemnego nieba
wilgotne spojrzenie. TO nic.
Dosłownie nic nie znaczy po latach skupionego
milczenia.
Są przecież możliwe , dworce znacznie większe ,
w których co trochę komuś ty jedna się śnisz .
A on-ty ? Wiadomo : nie jesteś Z. Jankiem Prusińskim ,
mistrzem erotyku.
PRZYSZEDŁEŚ ZNIKĄD
Ludmiła Janusewicz
Przyszedłeś znikąd
i zdjąłeś z moich powiek
sen
Nie mówiłeś patrz
a ja dostrzegam półcienie
krajobrazów holenderskich
Nie mówiłeś słuchaj
a we mnie gra kwartet
smyczkowy
Poukładałam już wszystko
alfabetycznie
Lubię teraz smakować
chwile
Bije ode mnie spokój
wieczornej łagodności
Jestem kominkiem przy którym
można się ogrzać
czekając jutra
CODZIENNIE ŚWIĘTO
Adam Kadmon
Codzień niech będzie święto. Niechaj widać ,że jest w nas
święty płomień tam , gdzie skrywamy serca. Przy nim
ogrzać się mogą rzesze zabłąkanych pielgrzymów przez życie.
Zarzewie podajmy sobie dalej ; nie ukrywajmy miłości.
Ona , miłość jest naszą dumą , chlubą , zaszczytem.
Godnie i zaszczytnie dzielić się nią , to świat czynić lepszym .
Spójrzcie , jak wiele można ofiarować , nie tracąc niczego .
ŻADNE życie nie jest najważniejsze ,
kiedy brak mu wzruszeń i zwyczajnej , ludzkiej miłości.
Tak , miłość życia cudem jest .
_____________________________________________
ZBIGNIEW HERBERT
( 1924 – 1998 )
Pan Cogito a ruch myśli
Myśli chodzą po głowie
mówi wyrażenie potoczne
wyrażenie potoczne
przecenia ruch myśli
większość z nich
stoi nieruchomo
pośrodku nudnego krajobrazu
szarych pagórków
wyschłych drzew
czasem dochodzą
do rwącej rzeki cudzych myśli
stają na brzegu
na jednej nodze
jak głodne czaple
ze smutkiem
wspominają wyschłe źródła
kręcą się w kółko
w poszukiwaniu ziaren
nie chodzą
bo nie zajdą
nie chodzą
bo nie ma dokąd
siedzą na kamieniu
załamują ręce
pod chmurnym
niskim
niebem
czaszki
Zbigniew Herbert
Hakeldama
Kapłani mają problem
z pogranicza etyki i rachunkowości
co zrobić ze srebrnikami
które Judasz rzucił im pod nogi
suma została zapisana
po stronie wydatków
zanotują ją kronikarze
po stronie legendy
nie godzi się wpisywać jej
w rubryce nieprzewidziane dochody
niebezpiecznie wprowadzić do skarbca
mogłaby zarazić srebro
nie wypada
kupić za nią świecznika do świątyni
ani rozdać ubogim
po długiej naradzie
postanawiają nabyć plac garncarski
i założyć na nim
cmentarz dla pielgrzymów
oddać – niejako
pieniądze za śmierć
śmierci
wyjście
było taktowne
więc dlaczego
huczy przez stulecia
nazwa tego miejsca
hakeldama
hakeldama
to jest pole krwi
Zbigniew Herbert
Opuszczony
Już łzy mnie opuściły
i tylko czasem
trzęsą się śmiesznie plecy
w dłoniach zamykam twarz
To są chwile słabości
gdy nagle sobie przypomnę
różowe półksiężyce
wschodzące z nad Twoich palców
Lub jakieś zdanie z listu
„czekam Ciebie po śmierci”
lubi cień mój na peronie
kiedy pociąg odjeżdża
Potem przychodzi tępy spokój
ucichły smutek greckiej wazy
i doskonałość samotności
Opuszczony nawet przez łzy
opuszczony przez gest wymowy
pięknie załamanych rąk
Zbigniew Herbert
Guziki
[ Pamięci kapitana
Edwarda Herberta ]
Tylko guziki nieugięte
przetrwały śmierć świadkowie zbrodni
z głębin wychodzą na powierzchnię
jedyny pomnik na ich grobie
są aby świadczyć Bóg policzy
i ulituje się nad nimi
lecz jak zmartwychstać mają ciałem
kiedy są lepką cząstką ziemi
przeleciał ptak przepływa obłok
upada liść kiełkuje ślaz
i cisza jest na wysokościach
i dymi mgłą katyński las
tylko guziki nieugięte
potężny głos zamilkłych chórów
tylko guziki nieugięte
guziki z płaszczy i mundurów
ZBIGNIEW HERBERT
Raport z oblężonego miasta
Zbyt stary żeby nosić broń i walczyć jak inni —
wyznaczono mi z łaski poślednią rolę kronikarza
zapisuję – nie wiadomo dla kogo — dzieje oblężenia
mam być dokładny lecz nie wiem kiedy zaczął się najazd
przed dwustu laty w grudniu wrześniu może wczoraj o świcie
wszyscy chorują tutaj na zanik poczucia czasu
pozostało nam tylko miejsce przywiązanie do miejsca
jeszcze dzierżymy ruiny świątyń widma ogrodów i domów
jeśli stracimy ruiny nie pozostanie nic
piszę tak jak potrafię w rytmie nieskończonych tygodni
poniedziałek: magazyny puste jednostką obiegową stał się szczur
wtorek: burmistrz zamordowany przez niewiadomych sprawców
środa: rozmowy o zawieszeniu broni nieprzyjaciel internował posłów
nie znamy ich miejsca pobytu to znaczy miejsca kaźni
czwartek: po burzliwym zebraniu odrzucono większością głosów
wniosek kupców korzennych o bezwarunkowej kapitulacji
piątek: początek dżumy sobota: popełnił samobójstwo
N.N. niezłomny obrońca niedziela: nie ma wody odparliśmy
szturm przy bramie wschodniej zwanej Bramą Przymierza
wiem monotonne to wszystko nikogo nie zdoła poruszyć
unikam komentarzy emocje trzymam w karbach piszę o faktach
podobno tylko one cenione są na obcych rynkach
ale z niejaką dumą pragnę donieść światu
że wyhodowaliśmy dzięki wojnie nową odmianę dzieci
nasze dzieci nie lubią bajek bawią się w zabijanie
na jawie i we śnie marzą o zupie chlebie i kości
zupełnie jak psy i koty
wieczorem lubię wędrować po rubieżach Miasta
wzdłuż granic naszej niepewnej wolności
patrzę z góry na mrowie wojsk ich światła
słucham hałasu bębnów barbarzyńskich wrzasków
doprawdy niepojęte że Miasto jeszcze się broni
oblężenie trwa długo wrogowie muszą się zmieniać
nic ich nie łączy poza pragnieniem naszej zagłady
Goci Tatarzy Cesarza pułki Przemienienia Pańskiego
kto ich policzy
kolory sztandarów zmieniają się jak las na horyzoncie
od delikatnej ptasiej żółci na wiosnę przez zieleń czerwień do zimowej czerni
tedy wieczorem uwolniony od faktów mogę pomyśleć
o sprawach dawnych dalekich na przykład o naszych
sprzymierzeńcach za morzem wiem współczują szczerze
ślą mąkę worki otuchy tłuszcz i dobre rady
nie wiedzą nawet że nas zdradzili ich ojcowie
nasi byli alianci z czasów drugiej Apokalipsy
synowie są bez winy zasługują na wdzięczność więc jesteśmy wdzięczni
nie przeżyli długiego jak wieczność oblężenia
ci których dotknęło nieszczęście są zawsze samotni
obrońcy Dalajlamy Kurdowie afgańscy górale
teraz kiedy piszę te słowa zwolennicy ugody
zdobyli pewną przewagę nad stronnictwem niezłomnych
zwykłe wahanie nastrojów losy jeszcze się ważą
cmentarze rosną maleje liczba obrońców
ale obrona trwa i będzie trwała do końca
i jeśli Miasto padnie a ocaleje jeden
on będzie niósł Miasto w sobie po drogach wygnania
on będzie Miasto
patrzymy w twarz głodu twarz ognia twarz śmierci
najgorszą ze wszystkich – twarz zdrady
i tylko sny nasze nie zostały upokorzone