Serafinsky Serafinsky
153
BLOG

Witryna Poetów nr 15

Serafinsky Serafinsky Kultura Obserwuj notkę 9

Niebawem miną dwa lata , od momentu ukazania się  w portalu Wirtualne Media pl , pierwszej Witryny , którą z czasem pomogła redagować świetna koszalińska poetka , Ludmiła Janusewicz. Bardzo sobie chwalę i cenię to współdziałanie. Efektem jest wysoka poczytność , przekraczająca nasze oczekiwania.

..................................................................................................................................................................

 

                                           WITRYNA  POETÓW  nr 15

 

Eugeniusz Koźmiński
………………..
– poeta i prozaik.
Autor m.in. tomików „Wołanie mew” i „Dzienników meduzy”
oraz prozy „Ludzie i ptaki”. Prezes Stowarzyszenia
Kołobrzeskich Poetów, członek ZLP/ Oddział Koszalin.

Litania rybaków
………………..

Wodo
która obmywasz twarze i gasisz oddechy
którą krztusimy się w chwili ostatniej
nim utoniemy
nasza miłości największa i nasza niezgodo wodo
Powłoko po której wspinają się kutry
w drodze na łowiska
milcząca niczym zwierz któremu odjęto mowę
dobra jak chleb gorzka jak sól
ciepła jak dom na niepogodę
Która odbijasz chmury deszczowe i słońce
która jesteś dla nas początkiem i końcem
cierpisz z cierpiącymi
pragniesz z tym którzy pragną
zmiłuj się wreszcie nad nami i sobą
wodo

Lipcowe królestwo
………………

niewielkie jest moje królestwo
nieopodal plaży, zielniki, ryciny
dwie garstki muszli białych jak zima lub strach
jeszcze ryby w szklanych, przeźroczystych klatkach
pływające w milczeniu
mają wodę w ustach, więc swoje istnienie
opisują kręcąc welonami piruety bez sensu
za oknem umiera wieczór, z nim moje imperium
zasypia i go nie ma, prawda że to proste?
tutaj panuję łaskawie poddanym
pośród których pierwszym jest żołnierz z ołowiu
dowódca mej straży, z lampą jakby andersena
drugim strach na wróble czytający hegla
który nie śpi po nocach, próbując zatrzymać czas
tutaj nadaję imiona rzeczom zapomnianym
powołując je do życia:
nazywam ogrody, wieże traw, fortece łopianu
plątaninę żył i kretowisk, rudych od krwi
strażnikiem podziemi jest kret, który przy stworzeniu
wzrok stracił, a z nim światło duszy
dlatego tak uparcie drąży korytarze, odsuwa ziemię
myszkuje wśród korzeni i naczyń wieńcowych, we włosach traw
kopie pod śladami stóp kobiecych, arogancją mężczyzn
oderwanych od miłości jak kawały tynku
dopiero w dniu ostatnim ujrzy światło, ale wtedy
jego misja nie będzie już możliwa
niepokój, który go prowadził, zamiotą za niego ludzie
w żółtych kamizelkach
imperium jest małe i chwała jego niewielka
można je opisać w kilku krótkich zdaniach
nawet wielkie litery są tutaj zbyteczne
lecz „choć wspaniałe, panie, są twoje namioty”
posągi cesarstwa, wiszące ogrody
sławię cię za to, co mi dałeś, panie
tym wierszem suchym jak piasku skrzypienie
stygnącym sercem, gdy oczu świecenie ustaje
i drżą wilgotne, sine usta
i noc przychodzi, noc to znaczy pustka
a sad już traci liście, panie

Rybacka przystań
………………
są żółte skrzynie napełnione dorszami
jest piasek jak dziewki szeleszczący falbanami
i dwunastu rybaków:
ten z głową ryby tamten z brzuchem wieprza
obaj pijani pląsają w rytm śpiewki
reszta kompanii taszczy zdobycz martwą
roześmiane gęby noże błyszczą w zębach
są chłopcy w spłowiałych koszulach
wyjmują z sieci muszle siny szlam i glony
poduszone ptaki przez morskiego diabła
skóra młodzianków lśni od potu
nad wszystkim pośród czerwono malowanych stołów
scena z obżarstwa: kufle łyżki topory
zady w portkach skórzanych w drelichach rosoły
dymiące połcie mięsa nim schłodzi je wiatr
i nagle obraz się urywa – niebo jak pożar
biblijnego miasta – na nim ptaki białe pocałunki
ktoś w płaszczu czerwonym wyjętym wprost z ognia
stąpa wolno po falach – jakby poczuł śmierć

Upał
…….

Zasycha ślina w ustach, soki w liściach.
Słońce wypełza pomiędzy drzewa,
wysusza twarze. Duszkiem wychyla
ostatnią kroplę wilgoci, potem zatacza się,
pijane, rechocząc ze szczęścia.
I trwa to zasychanie – traw, liści, tygodni,
inwazja brudnej żółci, pękania włosów,
palców nagle tak kruchych jak najcieńsza nić.
Piwonie w dzbanach przepełnionych ponczem.
W cieniu tawuła liczy swoje włókna.
Żółknie blada jak papier Gazeta Wyborcza.
Pęcznieje farba południa.
Dopiero gdy noc przylgnie do okien, chłód do ciała,
odchodzi niepokój. W grafitowej oprawie zgaszonego
światła ruch powietrza, tlen. Twój dotyk,
jakbyś pytała, czy jestem, a nie wędruję
po piaszczystym wybrzeżu, z językiem suchym jak drzazga,
ślepy od blasku. Skazaniec,
któremu podano ocet i żółć.
Twój dotyk – chłód północnego łowiska.

CHIMERY – ADAM KADMON

……………………….

NIECH będzie jak jest
nikt nigdy nigdzie
tylko ty w tej bajce
póki umysł pokąd
pamięć trwa
słowa są pyłki na wietrze

************************

świat ma niezbywalne znaczenie
przestrzeń czas pamięć
to co nazwane ostateczne jedno

wszędzie tam gdzie konstelacje
taniec i miłość szał bersekerów
muzyka płomień i dym

słowa jak posmak zmierzchu
cóż że kamień woda i tlen
mają czułą formę w nich
jesteśmy najdrobniejszą cząstką

czym byłaby modlitwa
gdyby zabrakło nadziei
jak prawdziwemu kwiatu
słońca troski i gleby

chcę ten nasz świat
ujrzeć w oczach twoich
tylko popatrz szerzej
najszerzej

proszę

***********************

nie wiadomo czy spłyniesz
falą uderzając o brzeg
czy utrzymasz grzywę
wodnej narowistej bestii
jeśli jednak zawirują
tempo i piasek u mych stóp
tam będę w podziwie
zastygły

**************************

oryginał zasnął u pana
Szekspira a ten jak wiadomo
wesołym był kmotrem
takim zapamiętać gościa
tego postać
stojąc w Veronie pod
balkonem Julci
w Veronie zielonej
smak morza obmywa*
jej biegnące stopy

tylko mi nie warcz
dla ciebie zmieniłem
nurt rzeki Adygi
w szmaragd Adriatyku
z resztą jest Verona
w prowincji weneckiej

***************************

czas abyś dojrzał
przyjacielu Ewy
zerknij w zwierciadło
jak ono cię szpeci
z wszystkiego szydząc
kim właśnie się stajesz
infantylny głupcze
melancholie szepty
unisona zachwyt
nie pociągniesz długo
u schyłku wypada
sprzątać wkoło siebie
aż dopełni finisz
smak i zapach coraz
bliższej gleby

****************************

a gdy nareszcie przemienią
mnie w obłok
nie ważne będą czyny
i rozmowy
ciepłem promieni otoczę
cię całą popatrz już teraz
jesteś jak heliotrop

*****************************

 

Na deser : EWA LIPSKA
………………………..
SIEDEMNAŚCIE RUDYCH WIEWIÓREK

Wyszedł z łazienki w długim frotowym dialogu.
Starannie zwinął dywan:przystrzyżony trawnik.
Zapytał czy zostanę jego żoną.Szklanki
napełnił odpowiedzią.

Powiedział że donosi.
Powiedział że podsłuchuje.
Powiedział że zbawi świat.
Wrzeszczał nade mną rudą brodą.

To widocznie jakiś król-pomyślałam

A kiedy się obudziłam
przez pokój
przeleciało siedemnaście rudych wiewiórek
trzęsąc się ze śmiechu.

 

 

Serafinsky
O mnie Serafinsky

Jestem istotą czującą , która swoje przeżyła.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura