Tańczący człowieku na linie tak cienkiej , że prawie nie widać,
myślałem o nim : nie ma takiej rzeczy , której byś nie zrobił,
mając wolę wolną , wizję mając ciebie w każdym aspekcie,
dowolnie pojmowanej doskonałości. Wizja była wysoka
niskopiennego człeczyny , który na moment urwał się
z przyziemia spraw codziennych , banalnych , nie wartych
wspomnienia.
Tańczący człowieku , owinąłeś się w banał wietrząc ,
Że miłość zmieniająca każdego i ciebie odmieni.
Zapominając o tym ,że o miłości nic nie wiesz;
nie było sposobności, tylko literatura i słowa , i mit.
Spojrzenie odbite w każdym z luster , nie mówiło
nic.
Pustoszeje umysł walcząc z namiętnością,
w której więcej przecinków , liter i niedopowiedzeń,
niż żywego ognia , który jeśli tylko zechce,
świat potrafi spalić. Płonąca zapałka , niech nawet
sztormowa ,zdaje się - nie starcza , najnormalniej
w świecie.
Wystarczy zamilknąć , zamkąć oczy , uciec od papierowej
udręki, aby znów wolnym się poczuć w tańcu na
linie ?
W posępnym tańcu nieszczególnego człeka ?
Niestety , on nie jest żonglerem , mistrzem pomyślności.
Zapisał to sobie w tekście z testamentem.
Spadek zatem lichy , jak na kogoś , kto tylko z pokorą
czeka na aksamit skrzydeł , kosookiej , nieuniknionej.
Przechodząc w tej chwili od ściany do ściany,
wsparty o laskę wiśniową , otrzymaną
w spadku.