Silny Belwas Silny Belwas
472
BLOG

Rodzina Borgiów, czyli dzieciak na plebanii

Silny Belwas Silny Belwas Kultura Obserwuj notkę 1

 

Po przeczytaniu pierwszych zajawek na temat „Rodziny Borgiów” podchodziłem do tej produkcji z rezerwą. Później uznałem jednak, że skoro do tego serialu przyznaje się zarówno Showtime (odpowiedzialny za bardzo dobrych The Tudors) czy HBO („Rzym”, „Gra o tron”) to może jednak będzie on niezły. Moje nadzieje rozwiały już pierwsze dwa odcinki, ale wiedziony bardzo złym nawykiem zgodnie z którym nawet słabą książkę (jak i serial) trzeba ścierpieć do końca zmęczyłem dwa sezony tego serialu w krótki czasie (dobrze, że nie zdecydowałem się na „Modę na sukces”).
 
Twórcy „Borgiów” zapewne próbowali uchodzić za oryginalnych, lecz wyszła im jedynie oryginalność typowa dla prymitywów. Oryginalność rozumiana jako nieustanna pogoń za zaszokowaniem widza na zasadzie:
  • Seks w sutannie to za mało? Seks w cieniu krzyża to za mało?
  • Świetnie! Zróbmy scenę seksu na cmentarzu!
  • Też była? Dobra, ale homoseksualnej sceny w tym miejscu nie było! Do dzieła!
Jako, że „twórcy” planują trzeci sezon spieszę donieść, że nie było jeszcze seksu na ołtarzu ani nawet seksu z nieboszczykiem. Co więcej żaden bohater nie zaspokajał jeszcze swoich popędów przy wykorzystaniu zwierząt.
 
Sama fabuła i „misja” tej produkcji również jest płytka. Reżyser postawił sobie za cel pokazanie tak zwanej „politycznej kuchni”.Walki o władzę, której celem jest samo utrzymanie się przy władzy i poszerzaniu jej zakresu z Bożą (a jakże!) pomocą. Wszelkie idee i polityczne zmiany są powodowane jedynie cynizmem i pragnieniem władzy. Reżyser nie uwypukla cynizmu jedynie wtedy gdy chce pokazać (najczęściej zmyślone) obłąkanie którejś z postaci. Woli więc odejść od prawdy historycznej i zamiast pokazać cynizm Savonaroli przepuszcza go przez próbę ognią, na poddanie się której prawdziwy Savonarola nigdy by się nie zgodził. Podobnie rzecz wygląda przy rozmowie króla Francji z papieżem. Zamiast pokazać, że w rzeczywistości Rzym uratowało oddanie Neapolu królowi francuskiemu twórcy skupiają się na obłąkaniu króla Karola VIII, który już na sam widok skromnego stroju papieża zapomina że miał podbić Rzym.
 
Z całego serialu przebija też chęć zafascynowania widza tym, że te wszystkie zbrodnie dzieją się w Watykanie. Ciekawszym od morderstwa, jego motywu i skutku ma być to, że morduje ktoś w kardynalskiej purpurze a najlepiej w papieskiej piusce. Jeżeli samą scenę fechtunku trudno opowiedzieć w interesujący sposób to zaintrygujmy klienta tym, że szpadą wymachuje kardynał. Sam trójkąt byłby nudny, ale jeżeli jest to trójkąt z udziałem papieża to zdecydowanie zmienia postać rzeczy. Niektórzy z pewnością znajdują radochę w tym, że plugastwo pleni się również na plebaniach, w tym na plebanii rzymskiej, a dzięki wielu kamerom można to sobie swobodnie podglądać. Silny Belwas wie o tym, że plugastwa w Stolicy Piotrowej było wtedy mnóstwo, ale nie widzi sensu w podglądaniu tych wydarzeń, aż przez trzy sezonu serialu.
 
Uderza również brak ambicji autorów tej produkcji. Z jednej strony w fabułę wciskają (często na siłę) Machiavellego, a z drugiej strony nie decydują się uraczyć oglądających jakimkolwiek cytatem z „Księcia”. Poświęcają mnóstwo czasu na intrygi a nie dorobili się żadnej interesującej wymiany zdań na temat intryg jak choćby te pomiędzy Cezarem a Antoniuszem w „Rzymie” czy Varysem a Littlefingerem w „Grze o tron”. Nie potrafili więc dobrze wykorzystać tych kart, które uważali za swoje najmocniejsze, by nie rzecz jedyne atuty. W „Rodzinie Borgiów” nie dzieje się bowiem nic poza przewrotami łóżkowymi i pałacowymi. Gdy w serialu „Rzym” pokazywano nam miłostki Juliusza Cezara to przy okazji byliśmy świadkami upadku rzymskiej republiki i wchodzenia kolejno w etapy rządów autorytarnych, pryncypatu i cesarstwa. Za zbrodniami kroczyły zmiany oddziałujące daleko szerzej niż jedynie rozporek serialowego bohatera. Podobnie było w „Dynastii Tudorów”, która mogła się skupić jedynie na miłosnych podbojach Henryka VIII, ale jednak poszła dużo dalej pokazując zmiany religijne jakie zaszły w tym państwie. Przy „Borgiach” nie możemy liczyć na nic podobnego.
 
Na koniec poprawnie byłoby wymienić również jakieś zalety „Borgiów”. Mógłbym coś napisać o dobrej muzyce, albo o kostiumach na których się nie znam i nawet nie wiem czy pasują do danej epoki i kultury. Zamiast tego napiszę więc dwa słowa: Jeremy Irons. Grany przez niego papież Aleksander VI jest bezwzględny gdy chodzi o walkę o władzę, a jednocześnie zupełnie bezsilny wobec swoich zuchwałych kochanek. Z zupełną naturalnością – jak gdyby mówił, że latem będzie upał – do wszystkich swoich akcji miesza Boga uznając za pewnik, iż Bóg wesprze go we wszelkich działaniach. Potrafi pryncypialnie gromić podległych mu kardynałów za ich słabości nie dopuszczając nawet myśli o belce we własnym oku. Irons znakomicie zagrał tę postać, dzięki czemu Aleksander VI z pewnością będzie przez widzów żałowany mimo swoich niezliczonych podłości.

O polityce, książkach i sporcie. Bez zacietrzewienia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura