sirene sirene
237
BLOG

Urodziny

sirene sirene Rozmaitości Obserwuj notkę 12

“Idź, przywitaj się z ojcem. Powiedz ojcu dzień dobry”. Nie poszłam. Nie pamiętam. Nie chciałam. Byłam mała, wstydziłam się. A właściwie, dlaczego miałam podejść? Dlaczego miałam podchodzić do tego ogrodzenia i wołać do mojego obcego zupełnie ojca? Wypiętego do mnie tyłkiem, kucającego w tych swoich grządkach z warzywami... Pielenie. Tak, pielenie było wtedy najważniejsze, żeby warzywa ładnie rosły, a nie jakiś przemykający ukradkiem, chowający się między drzewami cień córki. Dlaczego to znowu była moja wina? Powinnam była podejść, zachować się jak przystoi grzecznej córce i się przywitać. A ja nie podeszłam. Przynajmniej tak pamiętam. Dlaczego zawsze jest moja wina…

Tak się w moim życiu złożyło, że odwiedzałam czasem dziadka od strony matki na jego podwarszawskiej działce w Zalesiu Górnym. Spędzałam tam czasem wakacje. Ulica Leśna… Tuż obok, za siatką, na sąsiedniej działce dom miał mój ojciec. Dom ten pomagała budować i artystycznie upiększać moja matka, jeszcze przed rozwodem. Potem ojciec miał kochankę, ta kochanka zaszła w ciążę, a ojciec się rozwiódł z moją matką po czterech latach. Moja mama zwariowała, a ojciec założył nową rodzinę i przyjeżdżał z tą rodziną właśnie na działkę do Zalesia, do domu, gdzie kamyczki w kominku układała artystycznie moja matka… absolwentka ASP w Warszawie, która skończyła grafikę i malarstwo z wynikiem bardzo dobrym. Tak więc kominek w jadalni i może też inne pomieszczenia zostały ozdobione można powiedzieć profesjonalnie…

Pamiętam komin i te owalne gładkie kamienie zatopione w cemencie, ułożone równiutko podobnymi kolorami, tworząc jakby poziome warstwy zmieniających się kolorów. To już było dużo później, w roku 2012, gdy pojawiłam się tam po latach. Zawróciłam z samotnej podróży samochodem po Europie. Pojechałam do Zalesia zupełnie z pamięci, znalazłam ulicę Leśną, pojawiłam się niespodziewanie. Mogłam podziwiać jego dom, tym razem dużo większy, wyższy, rozbudowany. I działki sąsiednie dokupił. Mówiąc dokładniej, działkę dziadka, na której spędzałam czasem wakacje, kupił jego syn, mój brat przyrodni, natomiast ojciec dokupił działkę drugiego sąsiada. Tak więc zrobiło się w sumie kilka tysięcy metrów kwadratowych. Po działce dziadka zostało wspomnienie, i stary opuszczony domek z werandą, którą tak dobrze pamiętam. I pamiętam ten domek, ponure i depresyjne wieczory, jak się bałam nocy, gdy czekałam zanurzona i spocona pod kołdrą na odwiedziny wilkołaków, które się jednak nigdy nie pojawiały. Tylko w mojej wyobraźni... Co noc czekałam na tych gości, sparaliżowana, i umierałam ze strachu.

Dzisiaj są moje urodziny, a ja piszę, nie wiem, czemu. Nie mogę się skupić. Z poczucia obowiązku? Czy raczej piszę, żeby nie pogrążyć się zupełnie w smutku? Dzisiaj ten szczególny dzień… Teoretycznie jest to dobra data na popełnienie samobójstwa. Byłoby w nekrologu, o ile ktoś by ten nekrolog napisał… Urodzona 4 maja 1974 w Warszawie i zmarła 4 maja 2016 w Londynie, żyła lat 42. Jak dokładnie obliczone, skończyła dokładnie czterdzieści dwa lata… Żyła 42 lata… dobre sobie. Żyła i nie poznała życia. On mnie teraz dopiero uczy, ambitnie. Mój T postanowił mnie nauczyć…

Pojawiłam się u ojca niespodziewanie. Po latach. 2012 rok. “Chciałem cię wziąć”. To jest najważniejsze zdanie, jakie do mnie wypowiedział kilkakrotnie w życiu. To jest zdanie, które usprawiedliwia i wyjaśnia wszystko… On chciał mnie wziąć… Tylko nie wziął. Ani nic na mnie nie płacił. Wychowywałam się najpierw z chorą matką, a potem wzięli mnie rodzice ojca. Wzięli mnie. Wzięli mnie jak rzecz, jak kota się bierze z podwórka, jak bezpańskiego psa. 

Były takie jedne moje urodziny... U dziadków. Wpadł bez zapowiedzi mój obcy ojciec. Przyszedł na obiad do rodziców. Jeszcze wtedy z nimi rozmawiał. Potem już się pokłócili na lata… Nie wiedział oczywiście o urodzinach. Można powiedzieć, że kolejny raz się na mnie wypiął, jak przed laty na tej działce, gdy byłam małą dziewczynką.

Rok 2012. Znowu w Zalesiu... “Ty chcesz sprzedawać obrazy? Przecież nie masz wystarczającego talentu.” Powiedział ze znawstwem, jakby kiedykolwiek widział cokolwiek z tego, co namalowałam czy rysowałam... Twoja matka sprzedawała? Niemożliwe, przecież to trzeba być dobrym. Naprawdę sprzedawała? Chora psychicznie? Po rozwodzie. Ty chcesz wyjechać do Anglii? Przecież nie znasz języka.” Po kilku dniach wyjechałam stamtąd z uczuciem ulgi i jednocześnie nieznośnego ciężaru. Wyjechałam stamtąd już na zawsze. 

“Elżunia jest dobrym człowiekiem”. Kołacze mi jeszcze w głowie to zdanie. To jego kochanka, to jego druga żona. I słyszę jej okrutne słowa przez telefon: “Do czwartku masz się wyprowadzić z Zalesia, bo ja tam przyjeżdżam. Sama sobie jesteś winna.” Ojciec coś tam jeszcze mi tłumaczył, że teraz robią remont, ale jak skończą, to wtedy byłby dla mnie pokój. Kłamał. Zresztą, wcale nie chciałam tam mieszkać z tymi obcymi ludźmi, a przede wszystkim z ludźmi, którzy skrzywdzili moją matkę i mnie. Nigdy nie chciałam z nimi mieszkać.

Dzisiaj są moje urodziny, a T chyba zapomniał, nie pamięta daty. Nie odzywa się. Przyjdzie z pracy i powie, że znowu nic nie zrobiłam. Tak ciężko mi się ostatnio skupić, od kilku dni cały czas prawie boli mnie ucho, i gardło z jednej strony i dziąsło spuchło. Mam przecież szukać pracy zarobkowej, jak najszybciej. Muszę koniecznie być sprzątaczką, bo co innego znajdę tak szybko? I dlaczego właściwie mam być kimś więcej? Na takie życie zasłużyłam, prawda? Sama sobie jestem winna, nieudacznica…

sirene
O mnie sirene

innym razem

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości