Nadmiar atencji jest w tym przypadku jakby kwestionowaniem ogólnopolskiego imperatywu wysłania Bronisława K. z pałacu na pryczę. Uważam go bowiem na tym stanowisku za spotwarzenie samego urzędu i nas samych, jego nieuznawanych przezeń Prezesa.
Na nic krycie się jowialnego pana za fasadą urzędowej powagi, z której sam uczynił wydmuszkę, że nie ujmę tego dosadniej.
Dlatego prosiłbym bardzo Andrzeja Dudę, by zwrotem „panie prezydencie” pod adresem (jeszcze) aktualnego lokatora Belwederu nie sugerował implicite, że jest on zasadnie umieszczony na tym stolcu, już choćby dlatego, że można w ten sposób kogoś nieopatrznie zwieść i przekonać.
Tymczasem Bronisław Komorowski znalazł się w miejscu, z którego należy go usunąć, głównie wskutek blokady informacyjnej, nałożonej na wszystko, co w związku z nim zagraża planom ludzi ze WSI.
Nie dokładajmy więc do tej zasłony dymnej kolejnego elementu, zwodzącego na manowce, tytułując go godnością urzędu, który plugawi. Przynajmniej, proszę! nie za każdym razem.
Gdy stają wobec siebie dwaj kandydaci na urząd Prezydenta RP, mamy do czynienia z konfrontacją dwóch osobowości, a nie – ze stanięciem wobec majestatu.
„Panie Bronku” w zupełności wystarczy.