"Wieczorne zebranie w paryskim ministerstwie przesunięte zostało na drugą po południu. Lebel złożył jak zwykle krótki raport i znów spotkał się z zimnym przyjęciem.
- A niech to wszyscy diabli! - zawołał w pewnym momencie minister. - Ten człowiek ma piekielne szczęście!
- Nie, panie ministrze, to nie jest sprawa szczęścia. W każdym razie nie tylko szczęścia. Był on stale, w każdej fazie śledztwa, informowany o naszych posunięciach. Dlatego właśnie opuścił Gap w takim pośpiechu, dlatego zabił tę kobietę w La Chalonniere i uciekł, zanim pułapka się zatrzasnęła. Co wieczór składałem tutaj sprawozdanie z naszych postępów. Trzykrotnie już tylko godziny dzieliły nas od schwytania Szakala. (...)
Dokoła stołu zapanowało lodowate milczenie.
- Wydaje mi się, panie komisarzu, że już słyszałem od pana taką sugestię - powiedział zimno minister. - Mam nadzieję, że jest pan w stanie ją udowodnić.
Zamiast odpowiedzi Lebel położył na stole mały, przenośny magnetofon i nacisnął guzik. W ciszy sali konferencyjnej zapis telefonicznej rozmowy brzmiał metalicznie i nieco chrypliwie. Kiedy taśma się skończyła, zebrani patrzyli dalej w magnetofon. Twarz pułkownika Saint-Claira poszarzała jak popiół, a ręce mu drżały, kiedy wkładał do teczki papiery.
- Czyj to był głos? - spytał wreszcie minister.
Lebel milczał. Saint-Clair wstał powoli z miejsca, a oczy zebranych skierowały się na niego.
- Muszę pana poinformować... panie ministrze... że jest to głos... mojej... przyjaciółki. Mieszka obecnie ze mną... Jest mi bardzo przykro.
Wyszedł z pokoju i pojechał do Pałacu, żeby podać się do dymisji. Pozostali członkowie konferencji siedzieli przy stole z opuszczonymi głowami.
- No cóż, panie komisarzu - powiedział wreszcie cicho minister. - Niech pan mówi dalej.(...)
Claude Lebel wstał i podszedł do drzwi. Wszyscy również podnieśli się z miejsc, by pospieszyć na spóźniony obiad.
- Panie komisarzu, jeszcze jedno pytanie - zawołał minister za Lebelem. - Skąd pan wiedział, że trzeba założyć podsłuch na telefon pułkownika Saint-Claira?
Lebel odwrócił się w drzwiach i tylko wzruszył ramionami.
- Wcale tego nie wiedziałem - odpowiedział spokojnie - toteż wczoraj wieczorem założono podsłuch na telefony wszystkich tu obecnych. Do widzenia panom."
Frederick Forsyth: Dzień Szakala