Dorota Smela Dorota Smela
56
BLOG

Filmowa depesza #2 (29.01-04.02.10)

Dorota Smela Dorota Smela Kultura Obserwuj notkę 1

Co za tydzień! W Sundance rozdano nagrody, niestety pośród wyczytanych nie było Jacka Borcucha, którego "Wszystko co kocham" miało być przecież według amerykańskich krytyków jednym z najlepszych filmów festiwalu. A z siedmiu polskich premier tygodnia aż dwa filmy - "Lourdes" i "Księga ocalenia" - poświęcone są religii. Fakt ten w istocie skłania do głębokiej zadumy, bo skoro filmowcy tak często sięgają teraz po argumenty wyznaniowe, to wojna chyba musi być już blisko. Przynajmniej według teorii zderzenia cywilizacji Samuela Huntingtona. Co ciekawe, jeden z tych obrazów jest najlepszym, a drugi najgorszym filmem rankingu.

1. "Lourdes", reż. J. Hausner *****
Kinowe misterium tygodnia. Akcja dzieje się w świętym sanktuarium, do którego w nadziei na ozdrowienie przybywają ludzie chorzy i starzy. Ale, jak dowcipkuje ksiądz z wolontariuszką, Maryi nigdy tu nie było. "Lourdes" nie jest prokatolicką agitką, ani ateistycznym manifestem. To w ogóle nie jest film o bogu, choć wiele się tu o nim mówi. Rzecz jest raczej o naturze ludzkiej, która na boga i jego cuda nie byłaby gotowa, nawet gdyby ten ostatni istniał. Najprościej mówiąc, jest to bezlitosny portret współczesnego pielgrzyma i etnograficzna podróż za kulisy zabobonu. Z doskonałą główną rolą Sylvie Testud, która ma w sobie coś z Kopciuszka. Ależ ci Austriacy robią teraz kino!

2. "Limits Of Control", reż. J. Jarmusch ****
Najurodziwszy film Jarmuscha. To za sprawą zdjęć Christophera Doyle'a. Ale jednocześnie najtrudniejszy w odbiorze, bo nie ma tu progresywnej fabuły, a jedynie narracyjne leitmotivy, hipnotyzujące powtórzenia, które układają się w filozoficzną łamigłówkę na temat, powiedzmy, roli artysty w epoce globalizmu. Streszczanie filmu nie ma sensu, bo mogłoby co najwyżej zniechęcić. Dość powiedzieć, że ważną rolę grają tu helikoptery i tai-chi, a pewne przedmioty, jak zapałki i espresso, pojawiają się nawet zawsze w parach. Niekiedy te wykłady o sztuce bywają monotonne, zazwyczaj są też pretensjonalne, ale jednocześnie całość zdaje się niezwykle wyrafinowana, a dla tych, którzy lubią zabawy interpretacyjne, także intrygująca. Gdyż - jak mówi sam mistrz - jest to tzw. dzieło otwarte, gatunkowo gdzieś z pogranicza filmu i video artu.

3. "Moja krew", reż. M. Wrona ***
Kolejny powód, by iść do kina na polski film! To love story upadłego boksera z Wietnamką, które znakomicie wyzyskuje motyw zderzenia kultury Wschodu i Zachodu. Nie jest to jednak film bez skazy: brak dystansu i umiaru sprawia, że kino społeczne zmienia się pod koniec w melodramat. Ale Eryk Lubos zasłużył na wszystkie otrzymane laury - ten aktor potrafi jedną miną powiedzieć wszystko o uszkodzeniach mózgu, jakich doznaje większość bokserów. Ciekawe, że po Luu De Ly trzeba było jechać do... Hanoi. Wybredny ten Wrona. Mamy wszak 90 tys. Wietnamczyków w Polsce.

4. "Absolwentka", reż. V. Jenson **
Ten film powstał dla sztucznie wykoncypowanej grupy docelowej - rzecz ciekawa chyba tyko dla absolwentów wyższych uczelni. W dodatku nijak ma się do naszych realiów. Niezbadane są wyroki dystrybutorów w Polsce! Nie wprowadzili do kin "Rock'n'drolli" Ritchiego ani "Funny People" Apatowa, za to rzucili na ekrany ten nudny i mdły filmik.

5. "Księga ocalenia", reż. Albert i Allen Hughes *
Rzecz o facecie, który przez 30 lat niósł książkę do biblioteki. Dłuży się identycznie jak "Wysłannik przyszłości" z Costnerem. Oba filmy próbują wciskać widzowi kit - pierwszy był reklamą amerykańskiej poczty, a ten sprzedaje pod strzechy Biblię. Więcej w mojej recenzji: http://dk.tlen.pl/recenzje/?id_r=1408

 

100% strawy gruboziarnistej z celuloidu, z dodatkiem emulgatorów pikselozy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura