Marta Śmigrowska Marta Śmigrowska
120
BLOG

Rozbieramy Bjorna Lomborga

Marta Śmigrowska Marta Śmigrowska Gospodarka Obserwuj notkę 50

 

W burzliwych początkach tego bloga ktoś zapytywał mnie o dyżurnych sceptyków – min. Vaclawa Klausa i Bjorna Lomborga. Satyrycznego Vaclawa zostawię sobie na później, teraz zajmę się niepokornym Duńczykiem.
 
Przypomnijmy, Lomborg nie podważa zmian klimatu, ale zasadność ograniczania emisji gazów cieplarnianych. Uważa, że lepiej teraz zaadaptować się do wzrostu temperatur, a fundusze skierować na badania i rozwój technologii przyszłości – na geoinżynierię (inaczej zwaną inżynierią planetarną) i na nowoczesne odnawialne źródła energii.
 
Hiperaktywny Lomborg wraca jak bumerang. Choćby teraz, kiedy siedzę sobie w przepastnych kuluarach konferencji w Kopenhadze, natykam się w duńskiej prasie na wielki artykuł, gdzie Lomborg wyłuszcza swoje tezy. Zasiadłam więc sobie z zaprzyjaźnionymi ekonomistami w konferencyjnym kąciku, by rozebrać teorie Lomborga (samego Lomborga nie mogę, bo go tu nie ma).
 
Przyjrzyjmy się kilku twierdzeniom Duńczyka:
 

1. Wg Lomborga polityki na rzecz ograniczania emisji gazów cieplarnianych będą kosztować znacznie więcej, niż zaniechanie działań. Każde 100 dolarów wydanych na ograniczanie emisji gazów cieplarnianych pozwoli uniknąć strat związanych z globalnym ociepleniem rzędu zaledwie 2 dolarów.

Najnowszy raport przygotowany przez The Climate Group pod egidą Tonego Blaira wskazuje na coś zgoła przeciwnego – ochrona klimatu się opłaca, o ile będzie to wspólny, ogólnoświatowy wysiłek. Konkluzja uznanych ekonomistów z Cambridge jest jasna: ograniczenie zmian klimatu nie musi oznaczać uszczerbku dla dobrobytu społecznego i ekonomicznego. A polityki na rzecz ochrony klimatu, zarówno w krajach rozwiniętych, jak i rozwijających się, mogą przyczynić się do rozwoju, bo oznaczają rewolucję technologiczną i unowocześnienie przemysłu.
 
Co ciekawe, Lomborg nawet nie zająknie się o słynnym raporcie Sterna.Wg byłego Głównego Ekonomisty Banku Światowego działania na rzecz ochrony klimatu w skali globu będą kosztować 1% światowego PKB, a brak działań – nawet 20% (pełna wersja raportu Sterna dostępna jest tutaj).
 
Na koniec drobny rzut oka na amerykańskie poletko. Ankieta przeprowadzona w listopadzie wśród prominentnych ekonomistów wskazuje na silną zgodę: zmiany klimatu stanowią poważne zagrożenie dla gospodarki. O zdanie zapytano ekonomistów diagnozujących wpływ zmian klimatu na ekonomię, publikujących w przeciągu ostatnich 15 lat w 25 najważniejszych czasopismach naukowych.  84% z nich potwierdza, że dla dobra światowych gospodarek należy ograniczyć emisje CO2.
 

2. Lomborg orzekł, że alternatywą dla ograniczania emisji jest silny nacisk badania i rozwój nowych technologii odnawialnych źródeł energii. Twierdzi jednocześnie, że obecnie OZE nie jest konkurencyjne w stosunku do węgla, ropy i gazu.

Lomborg musiał przeoczyć raport przygotowany przez Europejskie Stowarzyszenie Energii Wiatrowej szacujący ceny energii z wiatru w stosunku do energii z paliw kopalnych, z uwzględnieniem różnych cen ropy, gazu oraz uprawnień do emisji CO2. Cena ropy rzędu 118 USD za baryłkę czyni wiatr konkurencyjnym. Przypomnijmy, w 2008 cena ropy osiągnęła 148 USD. A przecież zagraża nam peak oil (szczyt wydobycia ropy), który może wywindować ceny surowców pod niebiosa.
 

3. Lomborg jest zapalonym zwolennikiem geoinżynierii, czyli manipulowania ziemskim klimatem przy pomocy technologicznych wichajstrów. Promuje ideę, przedstawioną pierwotnie przez Stephena Saltera i Johna Lathama tzw. „chmurotwórczych statków”. Statki owe, młocąc wody oceanu, tworzyłyby chmury słonej wody. Owe chmury odbijałby promienie słoneczne, co ograniczyłoby efekt cieplarniany. Lomborg wyliczył sobie, że każdy dolar zainwestowany w chmurotwórcze statki przyniesie korzyść wartości 200 dolarów.

"Inżynierowie planetarni”, czyli prekursorzy nowej dziedziny geoinżynierii klimatycznej rzeczywiście poczynają sobie coraz śmielej. Zamierzają wywrzeć wpływ na system klimatyczny, min. poprzez rozpylanie w atmosferze siarczanów (które, tworząc płaszcz odbijający światło słoneczne, przyczyniłyby się do ochłodzenia klimatu), czy też poprzez użyźnianie oceanów siarczanem żelaza. Pomysły kontrowersyjne, rozważane jednak na poważnie.
 
Sęk w tym, że aby w pełni władz umysłowych porzucić redukcje emisji na rzecz gargantuicznych projektów geoinżynierii, musielibyśmy widzieć, że to DZIAŁA. Do tej pory nie ma na to dowodów, są za to powody do obaw, że ta geomanipulacja może zakończyć się klimatyczną katastrofą.
 
Czas na drobną geoinżynieryjną anegdotę. Niektórzy naukowcy upatrują szansy na złagodzenie zmian klimatycznych w pracowitych algach, które zamierzają skłonić do „wysysania” większej ilości CO2 z atmosfery. Nakarmienie alg żelazem (istotnym dla ich przyrostu) zwiększyłoby pochłanianie CO2 i zdjęło z człowieka obowiązek żmudnego ograniczania emisji.
Taki eksperyment przeprowadzili niemieccy i indyjscy naukowcy w ramach ekspedycji LOHAFEX. Użyźnili 300 km2 Atlantyku siarczanem żelaza w nadziei, że przyrosłe algi, obumierając, zabiorą na dno oceanu niechciany CO2. Niestety okazało się, że przyrost alg spotkał się z aplauzem innego mieszkańca głębin – skorupiaka zwanego widłonogiem, który pożarł nowo powstałe kolonie fitoplanktonu. Widłonoga pożarł obunóg a obunoga kałamarnica…
I tak oto sen geoinżynierów o składowaniu CO2 na dnie oceanu okazał się senną marą.
 
Na dzisiaj tyle o Lomborgu i jego niepokornych teoriach. Czas wracać do rzeczywistości szczytu klimatycznego, który ma znacznie więcej dramaturgii, niż kałamarnice i widłonogi.
 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka