social social
219
BLOG

Nowy rodzaj demokracji, czyli o Traktacie Lizbońskim i Kaczyński

social social Polityka Obserwuj notkę 13

Demokracja i poszanowanie prawa jest podstawą funkcjonowania Unii Europejskiej. Wiadomo, w krajach poza Unią jest korupcja, nepotyzm, łamanie przepisów, praw człowieka, nikt nie szanuje demokracji. Tak mówiono nam przynajmniej przed wejściem do UE. Dziś widzimy, że zasady rządzące Unią mają coraz mniej wspólnego z systemem demokratycznym.

 

Daleko przed referendum w Irlandii, przywódcy europejscy ustalili, że Traktat wejdzie w życie tylko wtedy, gdy zaakceptują go WSZYSTKIE państwa. Jeśli jedno państwo powie NIE, to nie wszystkie państwa go przyjęły, a tym samym traktat w życie nie wchodzi. Wydaje się to proste. Niczym zasada, że kiedy idziemy w grupie do klubu/pubu to jeśli bramkarz z jakiegoś powodu nie wpuszcza jednego z nas, to reszta również nie wchodzi. Takie dżentelmeńskie zasady ustalili sobie unijni urzędnicy, którzy cały czas zasypują nas frazesami o demokracji. Może to głupie, że przez jeden mały kraj cały proces się wstrzymuje, ale w końcu demokracja to demokracja, a Europa demokracją stoi. Reguł gry należy przestrzegać.

Okazało się, że Irlandia powiedziała „nie". I wydaje się, że sprawa jest w tym momencie zamknięta i traktat w życie nie wszedł, choćby go Kaczyński z Klausem podpisali z milion razy. Wystarczy bowiem jeden kraj, by wszystko zablokować. Jeden kraj mówi „nie" pozostałe mogą sobie odpuścić ratyfikację (bo i po co skoro dokument jest przeznaczony na śmieci).  W ten sposób zdaje się myślał Kaczyński.

Niestety, Kaczyński kieruje się przestarzałymi modelami myślenia i nie do końca rozumie czym jest demokracja, a raczej ta nowoczesna demokracja. Według naiwnego  Lecha Kaczyńskiego, demokracja to system, w którym naród, m.in. poprzez referendum, wyraża swoją wolę. Definicja ta jest jednak przestarzała. Jak wiemy bowiem demokracja jest wtedy gdy naród, m.in. poprzez referendum, wyraża wolę postępowych i nowoczesnych polityków. W innych wypadkach jest  to „demokracja niedojrzała", a referendum jako takie nie jest właściwie ważne, gdyż obywatele byli „niedofinformowani" lub „ulegli populistycznej propagandzie".

Ponieważ obywatele Irlandii udzielili złej odpowiedzi, dostaną drugą szansę - ponowne referendum.

Nie jest to zresztą pierwszy taki przypadek. Przedtem mieliśmy kilka referendów w/s przystąpienia do Unii i przystąpienia do strefy euro w Norwegii czy Szwecji. Oczywiście po każdym przegranym przez postępowców referendum (w niektórych regionach Szwecji NIE wspólnej walucie powiedziało 80% mieszkańców), władza zapowiadała powtórzenie głosowania w najbliższych latach. Oczywiście przed referendum straszono, że odpowiedź NIE oznaczać będzie koniec szwedzkiej (czy też norweskiej) gospodarki. Koniec jak wiemy nie nastąpił.

Dotychczas tego typu praktyki charakteryzowały demokracje afrykańskie, gdzie po wyborach lokalny kacyk ogłaszał, że wybory  należy powtórzyć za rok, bo opozycja coś tam zrobiła, że wynik nie taki, a w ogóle to za mało ludzi poszło do urn, a bez odpowiednich ludzi u władzy nie da się kraju wyprowadzić na prostą.

Jak nazwać uwagi i ponaglenia prawione przez Sarkozy'ego czy europarlamentarzystów pod adresem prezydenta Polski czy Czech? Niby jesteśmy demokratycznym krajem, ale jakiś obcy pajac będzie dyktował nam co ma podpisać polski prezydent. W ten sposób funkcjonowało RWPG - Breżniew dzwonił do Gierka, ochrzaniał, a ten potulnie wykonywał polecenia.

A już uwagi prezydenta Francji jakoby „stanowisko Polski było odosobnione" w kwestii traktatu są dowodem jego wyjątkowej bezczelności. Fakt, że poza Irlandią nigdzie władza nie zgodziła się przeprowadzić referendum jest wybitnym dowodem, że jest wręcz odwrotnie. Zdanie eurosceptycznego i ksenofobicznego (czy jak Go tam jeszcze nazywają) Kaczyńskiego podziela bowiem większość obywateli Francji, Holandii, Danii, Szwecji, Niemiec czy Wielkiej Brytanii (nie mówiąc już o Irlandii). To raczej stanowisko prezydenta Francji, czy ceniącego sobie wolę narodu D. Cohn-Bendita, jest odosobnione.

 

Zastanawia mnie kiedy tą opisaną wyżej procedurę zaczniemy stosować przy wyborach parlamentarnych i prezydenckich. Czyż nie brzmi to zachęcająco: wybory wygrywa PIS - demokracja zagrożona, Europa się śmieje, Putin groźnie pomrukuję; i w tym momencie ratuje nas Prezydent Kwaśniewski i mówi NIE - wyborcy ulegli manipulacji, propagandzie populistów i eurosceptyków, a my nie możemy być w ogonie Europy. To samo w drugą stronę - wybory wygrywa PO ze swoim układem - "O, nie" mówią Kaczyńscy, wybory należy powtórzyć, gdyż obywatele byli urobieni przez "wiadomo czyje" media.
Nie wyszło i tym razem. Cóż - demokracji musi stać się zadość, więc kolejne wybory planujemy za rok. A przez rok organizujemy „kampanię informacyjną". I tak do skutku....

 

Dlatego też, trzymam kciuki za prezydenta Kaczyńskiego i mam nadzieję, że nie ulegnie presji, będących „w głównym nurcie", europejskich „bojowników o wolność i demokrację".

 

social.

 

 

social
O mnie social

"Nie jestem zwolennikiem tego, by każdy mógł wyrażać swoją opinię publiczne w sposób nieograniczenie swobodny." "przez całe lata rozumni ludzie uważali, że cenzura powinna być dopuszczalna" Prof. Marcin Król "Nie po to robiliśmy rewolucję, by mieć demokrację" Prez. Mohammad Ahmadineżad "Przyjdą wybory prezydenckie albo pan prezydent będzie gdzieś leciał i to się wszystko zmieni" Bronisław Komorowski Kontrwywiad RMFFM, 29 kwietnia 2009

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka