W zabawe jaką ostatnio bawi się polski rząd przypomina mi taką gre, którą kiedyś grałem. Polega ona na tym, że dwie osoby siedzą na przeciw siebie, patrzą sobie w oczy i wygrywa ten, który pierwszy zamknie je (mrugnie).
W tej zabawie po jednej stronie siedzi Jarek, który podczas partii powiedział, że prędzej straci władze niż przegra. A z drugiej lekarze, którym w gruncie rzeczy wszystko jedno, bo jesli otrzymają podwyżki to dobrze; jeśli nie otrzymają to też dobrze, bo wyjadą zagranice lub założą prywatne kliniki. Tak, więc przegrani zawsze w tym sporze będą obywatele, których Jarek reprezentuje.
Partia trwa już ponad dwa tygodnie i nikt nie chce odpuścić. Czym to się może skończyć wiadomo. W końcu lekarze odpuszczą i wygrają, bo założą własne kliniki lub wyjadą z kraju. Jarek też wygra, bo "nie odpuścił" a że będzie to pyrrusowe zwycięstwo to nic. Ważne, że zyska w oczach "wyznawców" etykietke "twardego negocjatora".
Pozdr.