Sophia Stajkova Sophia Stajkova
24
BLOG

Nie samym chlebem...

Sophia Stajkova Sophia Stajkova Polityka Obserwuj notkę 5

 

Poznań 1956 - Poznań 2009, takie hasła można było zobaczyć na transparentach niesionych dziś
w Poznaniu przez związkowców z Solidarności. Jeden z dziennikarzy robiąc wywiad z Januszem
Śniadkiem zapytał czy to aby nie jest nadużycie. Głupie pytanie, co? Młody człowiek, to może
nie wiedzieć (ponarzekajmy na brak wiedzy dzisiejszych dziennikarzy) albo też może nie
pamiętać z lekcji historii (tego tematu już chyba dziś nie uczą w ramach maximum krojenia
programów).
 
Abstrahując od tego, czy analogia jest trafna czy nie samo wypisanie tego rodzaju haseł na
transparentach niesionych przez protestujących jest swoistą ironią historii. Ironią bardzo
bolesną. Ponad 50 lat temu robotnicy z Cegielskiego domagali się chleba i wolności. Teraz
także domagają się chleba, bo walka o ochronę miejsc pracy jest w istocie walką o byt.
Wolność już mają. Są wolni od strachu przed władzą, ale nie są od samej władzy wolni. Czy
można się dziwić ich rozgoryczeniu? Solidarność, z której hasłami jeździ po całym świecie
nasz były prezydent jest dziś w Polsce znów postrzegana jako grupa warchołów i nikomu nie
potrzebnych zasobów ludzkich, które zależą podobnie jak ponad 50 lat temu od polityki.
Paradoksalnie od polityki, a nie ekonomii.
 
Obserwując poczynania Ministerstwa Skarbu można odnieść wrażenie, że gra nie toczy się o
wielkie zakłady przemysłowe, o funkcjonowanie stoczni, o park maszynowy, o tradycję i
umiejętności ludzi tam pracujących, ale o nic nie znaczące hektary skorodowanego
żelastwa. Jak to możliwe, że przez ponad rok od kiedy wiadomo, że Stocznia Gdańska upada jej
właściciel, skarb państwa nie znalazł nikogo, kto albo kupiłby całość, albo miał jakiś
pomysł na zagospodarowanie i wykorzystanie terenu stoczni, jej urządzeń, a co najważniejsze,
załogi. Po raz kolejny na przykładzie stoczni dochodzimy do wniosku, że własność państwowa
jest wszystkich czyli nikogo. Zarządzający tą własnością nie ma do niej stosunku ani
emocjonalnego, ani nawet przedmiotowo-biznesowego, ale traktuje ją jako niepotrzebny balast.
Z logicznego bowiem punktu widzenia w przypadku upadającego zakładu pracy właściciel musi
podjąć jedną z czterech możliwych decyzji: zamyka całość i wyprzedaje wszystko co ma
wartość, ogranicza maksymalnie produkcję w czasach kryzysu, a w razie poprawy koniunktury
zwiększa zatrudnienie, stara się kompletnie przebranżowić zakład i wykorzystać wszelkie jego
zasoby tak, żeby odbyło się to jak najmniejszym kosztem lub ostatecznie szuka jelenia, który
kupi od niego firmę i dalej będzie się z nią męczył. Pytam retorycznie: czy któreś, poza
czwartym rozwiązaniem, manager-minister skarbu wziął w ogóle pod uwagę? Nie, rzecz jasna. A
dlaczego? Bo żaden akcjonariusz go z tego nie rozliczy. Na tym polega arogancja rządzących.
Na braku troski o powierzone w ramach zaufania społecznego mienie. Jedyny dyskomfort to
ludzie, których wyrzuca się na bruk, ale jak wiadomo oni trochę pokrzyczą i przestaną.
Przecież nie samym chlebem żyje człowiek, a władza ich kocha, nie?

 

Mam poczucie, że żyję nie w swojej ojczyźnie, ale w nieznanych przestrzeniach kosmosu, którego reguły wymykają się wszelkim oczywistym zasadom. No i logice.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka