Sophia Stajkova Sophia Stajkova
823
BLOG

Konsumpcjonizm świąteczny - siła zła?

Sophia Stajkova Sophia Stajkova Gospodarka Obserwuj notkę 6

 

Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Wiemy o tym nie tylko z racji zaglądania w kalendarz, uczęszczania na msze święte ale i z wystaw sklepowych oraz mediów, które w ramach tematów zastępczych atakują nas informacjami jak to handel chce nas oszukać w czasie świąti  jak to konsumpcjonizm świąteczny nas zabija. Same przy tym nabijają kasę reklamami świątecznymi i podwójnie płatnymi blokami reklamowymi. Poza oczywistym i niepotrzebnym kreowaniem dyskusji o niczym warto poświęcić chwilę nad zastanowieniem się, czy rzeczywiście konsumpcjonizm w czasie świątecznych przygotowań jest złem.

Czas świąt Bożego Narodzenia to nie tylko chwile ważne dla wierzących, moment szczególnego skupienia i rozważania podstaw swojej wiary, ale to także nadzwyczajna możliwość przeżycia radości spotkań rodzinnych oraz, głęboko zakorzeniony w naszej tradycji, zwyczaj obdarowywania się prezentami. W Polsce święta te zawsze były szczególne i ze względu na ich wymiar duchowy i rodzinny. O ile duchowość karmi się modlitwą, skupieniem, rozważeniem Tajemnicy Narodzin o tyle spotkania rodzinne wymagają jakiejś oprawy. Nie chcemy bowiem, by w ten świąteczny czas wszystko było takie zwyczajne i codzienne. Ten czas ma być szczególny nie tylko mistycznie. W związku z tym staramy się wzbogacić spotkania rodzinne odpowiednim wystrojem i przygotowanymi potrawami. Bardzo nam zależy także, by darowane prezenty były, z naszego punktu widzenia, odpowiednie. Czy jest w tym postępowaniu coś złego? Oczywiście, że nie. Być może dla wielu osób Boże Narodzenie ma tylko wymiar duchowy i nie potrzebują dodatkowych „gadżetów” świątecznych, ale przez setki lat ludzie nadawali każdemu świętu odpowiedni wymiar także przez zewnętrzne podkreślanie jego wyjątkowości. Święta Bożego Narodzenia nie są tu wyjątkiem.

Odpowiednia oprawa świąt wymaga niestety zakupu dodatkowych elementów wystroju, z pewnością wymaga też zakupu większej ilości towarów, żeby ugościć przybywająca często z daleka rodzinę. Wymaga również przygotowania podarunków, co także wiąże się z dodatkowymi kosztami. I tu dochodzimy do clou sprawy: czy sam fakt wydania dodatkowych pieniędzy związanych ze świętami można uznać już za „zły konsumpcjonizm”?

Moim zdaniem nie można. Absolutnie nie ma niczego zdrożnego w tym, żeby święta uczynić świętem także w ich wymiarze towarowo-żywnościowym. Owszem problemem jest skala na jaką się decydujemy chcąc temu przedsięwzięciu sprostać. Ale przecież, jak każda operacja wymagająca zaangażowania dodatkowych kosztów, powinna być ona przez nas przygotowana i przemyślana. I tylko logika działania, opracowanie planu wydatków, zdobycie dodatkowych środków i przemyślane ich wydanie może nas uchronić przed sytuacją jakże często spotykaną wśród rodaków nie tylko w okresie świątecznym:  „zastaw się a postaw się”.

Pochodzę z rodziny, w której zawsze pieniądz był przedmiotem pożądania, nigdy nie było go wystarczająco dużo i stąd przygotowanie świąt wymagało pożyczek. Ale na Boga, nikt nie zastawiał mieszkania, żeby kupić choinkę większą niż sąsiedzi! Z drugiej strony zaangażowanie w święta wymagało ponadcodziennego wydatku, stąd dodatkowe środki były potrzebne. I były to środki wydane na absolutnie standardowe świąteczne atrybuty: choinkę, karpia, drobne podarki, większą ilość żywności dla gości. Bez względu na to ile i czego było można kupić zawsze kupowało się tyle na ile było nas stać zgodnie z logiką, że po świętach pożyczkę trzeba oddać. Stąd niefrasobliwość nie wchodziła w rachubę i do dziś nie wchodzi.

A zatem, jeżeli ktoś ma potrzebę szczególnego potraktowania świąt Bożego Narodzenia w sposób bardziej bogaty niż spędza na co dzień życie, a jak sądzę znakomita większość Polaków ma na to ochotę, to nie widzę w tym niczego dziwnego i nie ośmieliłabym się nazwać tego pędu „złym konsumpcjonizmem”. Owszem sytuacje, w których rodziny korzystają z jakichś nieprawdopodobnych pożyczek świątecznych, których nie ma później jak oddać, są patologią. Owszem kupowanie ton żywności w supermarkecie, bo jest promocja też jest patologią. Ale czy ktoś nas zmusza do takich działań? Nie. Robimy to z własnej głupoty, a zatem za konsekwencje ponosimy sami odpowiedzialność.

Straszenie ludzi, że handel przed świętami chce nas oszukać jest takim samym straszeniem jak straszenie w PRL-u „czarnym ludem”. Handel jest od tego, żeby towar sprzedać, my jesteśmy od tego, żeby z jego oferty wybrać coś dla siebie i skorzystać. Jeśli jesteśmy na tyle naiwni, że uważamy handlowców za dobrych wujków chcących ulżyć nam w cierpieniach zdobywania przedmiotów, których pragniemy, to cóż - pretensje możemy mieć tylko do siebie.

Prawdą jest, że święta są doskonałym hasłem zwiększającym ilość towarów nabywanych przez statystycznego konsumenta. Ale tak czy inaczej poziom zakupów związanych z okresem świątecznym by wzrósł, nawet gdyby nie reklamowano towarów i nawet gdyby z telewizora nie wyskakiwał nam co chwilę niemiecki Santa Claus z workiem pełnym prezentów. Jak wspomniałam wyżej tradycja oprawy świątecznej jest w nas silnie zakorzeniona i ani nie chcemy, ani nie widzimy powodów by z niej zrezygnować.

Prawdą jest także, że handel zaczyna walkę o duże pieniądze już w listopadzie. Czy należy w tym widzieć wielki dramat dla przeciętnego Kowalskiego? Nie. Kowalski, jeśli zaplanował sobie zakupy w grudniu to zrobi je w grudniu, a od listopada ma przynajmniej świadomość na jaką skalę wydatków ma się przygotować w tym roku (jak wiadomo ceny listopad-grudzień różnią się od cen styczeń-październik). Jest tez cała grupa Nowaków, którzy rozkładają wydatki świąteczne na dwa miesiące: i na listopad i na grudzień zatem podejście handlu w tym zakresie bardzo im pomaga.

Prawdą jest również, że manipulacja cenami w czasie zakupów świątecznych jest wzmożona. Wszelkie nieprawidłowości w tym zakresie należy szybko piętnować i podawać do publicznej wiadomości. Oszustwo handlowca jest złem zawsze i w czasie świątecznym i nieświątecznym.

Kwestia promocji świątecznych także jest oczywista. Od 20 lat na półkach sklepowych mamy olbrzymi wybór towarów. Wydaje się, ze to dużo czasu na to, by nauczyć się oczywistych zasad rządzących promocjami, zwłaszcza przedświątecznymi. Nie udawajmy, że żyjemy w idealnym świecie ludzkiej życzliwości, a najbardziej życzliwi dla nas są handlowcy. Naczelnym hasłem handlowania zawsze bowiem było „tanio kupić drogo sprzedać” i przez tysiąclecia nic się w tej kwestii nie zmieniło. Od nas zależy czy jesteśmy w stanie zgodzić się na oferowaną cenę i uznać, że chcemy kupić produkt właśnie w tej cenie i u tego handlarza. Jak nas nie - stać znajdźmy innego. Zróbmy ten wysiłek i przestańmy biadolić, że ktoś nas usiłuje oszukać. A jak nas już oszuka zróbmy z tego sprawę, zażądajmy rekompensaty i napiętnujmy oszusta. Tylko wtedy możemy liczyć na to, że kolejny raz nie będzie mu się opłacało chcieć nas zrobić „w trąbę”.

Ogromnie niedostrzeganą kwestią powstającą niejako na marginesie owego „złego konsumpcjonizmu” jest niesamowita energia, jaką wyzwala on w ludziach. Wysiłek wkładany w poszukiwania ozdób, prezentów, produktów jest dodatkowym czasem radości z możliwości stworzenia innego czasu, innej atmosfery, innych okoliczności.

Nie piętnujmy tej energii i starań, w niczym bowiem nie podważają one prawd wiary, ani tym bardziej życia duchowego osoby, która chce zadowolić bliskich i dostrzec uśmiech na ich twarzach.

A na koniec jeszcze jedna nutka optymizmu dla zatroskanych o kieszeń Polaków: badanie Money.pl na temat racjonalności wydatków świątecznych. Optymistyczne!

Mam poczucie, że żyję nie w swojej ojczyźnie, ale w nieznanych przestrzeniach kosmosu, którego reguły wymykają się wszelkim oczywistym zasadom. No i logice.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka