PIŁSUDSKI
[...]
Wielkiemi ulicami morze głów urasta,
I czujesz, że rozpękną ulice się miasta,
Że Bogu się jak groźba położą przed tronem
I krzykną wielką ciszą...lub głosów milionem.
A teraz tylko czasem kobieta zapłacze –
Aż nagle na katedrze zagrali trębacze!!
Marjackim zrazu cicho śpiewają kurantem,
A później, później bielą, później amarantem,
Później dzielą się bielą i krwią i szaleństwem,
I dławią się wzruszeniem i płakać nie mogą,
Wyrzucają z trąb radość i miłość z przekleństwem,
I nie chrypią, lecz sypią w tłum radosną trwogą,
A ranek, mroźny ranek sypie w oczy świtem,
A konie ? Konie walą o ziemię kopytem.
Konnica ma rabaty pełne galanterii.
Lansjery-bohatery! Czołem kawalerii!
Hej, kwiaty na armaty! Żołnierzom do dłoni!
Katedra oszalała! Ze wszystkich sił dzwoni.
Księża idą z katedry w czerwieni i złocie,
Białe kwiaty padają pod stopy piechocie,
Szeregi za szeregiem! Sztandary! Sztandary!
A On mówić nie może! Mundur na nim szary.
Tak powitał niepodległą Polskę osiemnastoletni Jan Lechoń. Przywitał wolność siedmioma pieśniami Karmazynowego poematu, jakby chciał powiedzieć, że my wszyscy karmazyni – wolni i dumni!
Niech żyje POLSKA!