sovereign sovereign
70
BLOG

Koniec wojny polsko-polskiej, czyli jak J. Kaczyński chce

sovereign sovereign Polityka Obserwuj notkę 1

 

Koniec wojny polsko-polskiej, czyli jak J. Kaczyński chce wygrać wybory.

 

Przemiana

                Jednym z głównych tematów kampanii prezydenckiej 2010 jest polityczna „przemiana” Jarosława Kaczyńskiego. Można wierzyć w jej autentyczność lub nie, można się niej cieszyć bądź wyśmiewać, lecz jedno jest niepodważalne – to nie jest już ten sam Jarosław Kaczyński. Pamiętając poprzednie kampanie zarówno parlamentarne jak i tą prezydencką z 2005 roku, jego retorykę można byłoby nazwać delikatnie – bardzo antagonistyczną. Był jasny przeciwnik – Platforma Obywatelska i Donald Tusk. Była oczywiście też „jasna strona mocy”, czyli Prawo i Sprawiedliwość – jedyna słuszna wizja patriotycznej Polski. Polska solidarna i wstrętna Polska liberalna. Oczywiście jest to jakaś polityczna narracja, do której Jarosław Kaczyński ma całkowite prawo i nie chciałbym teraz jej oceniać. Faktem natomiast jest, że w kampanii prezydenckiej 2010 Jarosław Kaczyński odszedł całkowicie od tego podziału. Należy zadać więc pytanie: dlaczego?

                 Nie jest to oczywiście pytania oryginalne. Ba! W świetle wielu publikacji prasowych i telewizyjnych wydaje się wręcz banalne. Lecz większość publicystów albo tłumaczy to chęcią pozyskania wyborców tzw. „centrum” albo piętnem tragedii smoleńskiej.

Pewnie te dwa czynniki też odegrały jakąś, większą bądź mniejszą, rolę, lecz moim zdaniem istnieje trzeci, najważniejszy. Jest nim gra o jak najniższą frekwencję.

 

Elektorat Platformy.

 

               Wyborcy Platformy Obywatelskiej są często przedstawiani jako elektorat miejski i wykształcony. Krótko – inteligenci. Z moich doświadczeń jest jednak nieco inaczej. Są to przede wszystkim ludzie, którym już się udało. Ludzie, którzy niewiele oczekują od państwa, może jedynie świętego spokoju. I to im gwarantuje obecny rząd i Donald Tusk. Bo czym jest obecna Platforma Obywatelska? Ciepłymi, bezideowymi kluseczkami. Co więc łączy ich elektorat? Przede wszystkim niechęć to Prawa i Sprawiedliwości i Jarosława Kaczyńskiego. Tak się stało, że od roku 2005 w Polsce nie powstał tak jak sugerował prezes PiS-u podział na Polskę solidarną i liberalną, lecz raczej na Polskę solidarną i Polskę bezideową. Używanie słowa liberalizm w odniesieniu do PO, jest jego najgorszą obrazą.

                Tak więc elektorat tej partii jest w stanie zmobilizować tylko i wyłącznie obawa przed widmem IV RP. Ostatnio w wywiadzie dla Rzeczpospolitej Jarosław Kaczyński zażartował, że IV RP straszy się dziś nawet dzieci. Coś w tym jest. Ale jak straszyć swoich wyborców, jeśli uderza się kulą w płot? I w dodatku on cały czas milczy.

 

Koniec wojny polsko-polskiej.

 

                Wielu komentatorów radzi: prezes PiS-u musi zacząć się pokazywać, musi zacząć walczyć, musi zacząć ostrzej przemawiać. Inaczej wyborów nie wygra. Bo kto zagłosuje na kandydata ukrytego, który pozostaje w cieniu? Nic bardziej mylnego. Pozwolę postawić tezę, że jest to jedyny sposób na wygranie tych wyborów lub bardzo przyzwoity wynik. Innej drogi nie ma. W normalnych okolicznościach pewnie taka strategia przyniosłaby porażkę, natomiast po tragedii smoleńskiej jedno jest pewne – twardy elektorat Prawa i Sprawiedliwości pójdzie

gremialnie do tych wyborów bez względu na przebieg kampanii. Platforma Obywatelska ma poważny problem. Wczoraj Stefan Niesiołowski zadał pytanie: Kto zagłosuje na kopię Bronisława Komorowskiego, jeśli może zagłosować na niego samego? A ja spróbuje je odwrócić. Kto pójdzie do wyborów w wakacje, jeśli będzie miał wybór pomiędzy dwoma kopiami? Ten kto jest zmobilizowany. A w tej sytuacji zmobilizowana jest tylko jedna strona.

 Kandydat Komorowski

                         Komorowski byłby świetnym kandydatem, z politycznego punktu widzenia, w czasach sprzed 10 kwietnia 2010 roku. W czasach „wojny” i ostrego konfliktu. I pewnie z taką polityczną strategią został nominowany w prawyborach, bo po prostu taka była potrzeba chwili. Po tragicznych wydarzeniach w Smoleńsku, cały plan Platformy runął razem z prezydenckim samolotem. Boję się to powiedzieć, ale brutalna prawda jest taka, że Prawo i Sprawiedliwość zyskało ostatnią szansę na polityczny sukces w obecnej postaci. Inaczej prawdopodobnie Lech Kaczyński przegrałby wybory a samą partię czekałyby poważne zmiany.

        Natomiast swoista bezwyrazistość Bronisława Komorowskiego idealnie wpisuje się w obecną narrację Prawa i Sprawiedliwości. Jarosław Kaczyński, chociaż przeżył osobistą tragedię to politycznego instynktu nie stracił. Dlatego on sam kandyduje. Nie Ziobro, nie Poncyliusz, nikt inny nie jest w stanie zmobilizować kilku milionów wyborców PiS-u bezwarunkowo - tylko i wyłącznie swoją osobą.

 

Frekwencja jest kluczowa.

 

                   W XXI wieku wysoką frekwencję nie buduje patriotyzm, doświadczenie demokracji czy kultura polityczna. Buduje ją medialne show, ostry konflikt, wyraźny antagonizm...Czyli silne emocje, które budzą się w ludziach na skutek konkretnych wydarzeń. Nie oszukujmy się. Wyborcy PiS-u takie wydarzenie przeżyli, choć tragiczne, to nie zaprzeczalnie się już zdarzyło.

                    Wszystko w rękach Jarosława Kaczyńskiego, żeby elektorat Platformy Obywatelskiej też nie dostał swojego bodźca. Jeśli prezes PiS-u zdoła opanować swoje emocje, to jestem w stanie twardo powiedzieć: wygra te wybory. Choć mówię to z pewną obawą, bo Jarosław Kaczyński do mojej „bajki” nie należy. 

sovereign
O mnie sovereign

Salonowo niepoprawny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka