Spalinowy.pl Spalinowy.pl
221
BLOG

Dzień jak co dzień. 864km z Tenerką.

Spalinowy.pl Spalinowy.pl Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

 Dzień jak co dzień. 864km z Tenerką.

Od chwili kiedy zakończyła się nasza wyprawa motocyklowa Ride2Life czułem potrzebę pojechania w samotności gdzieś przed siebie. Potrzeba ta rosła z każdym dniem aż w końcu pojawiło się to irytujące swędzenie tyłka znany jedynie wyposzczonym motocyklistom i posiadaczom pasożytów ;-). Praktycznie z dnia na dzień wyklarowało się wszystko i podjąłem decyzję, że jadę. Dokąd? A gdzieś na północny wschód. Tam lubię najbardziej. Wziąłem od Piotra „jego” Tenerkę bo „moja” służy dzielnie dziennikarzom. Zatankowałem i byłem gotowy. Prognoza była obiecująca. Będzie ponad 30 stopni.

Rano o 6.00 pobudka i o 7.00 wyjazd. Miasto puste więc spokojnie nagrzewam maszynę w locie i nabieram wysokości. Grzeję „śladami Ride2Life”. Po osiągnięciu przelotowej na obwodnicy Radzymina ustalam wskazówkę prędkościomierza na „130” i tak ciągną do Starego Jeżewa. Po drodze nic się nie dzieje. Nuda. Kierowcy aut, zarówno osobowych jak i ciężarowych bardzo pomagają przy wyprzedzaniu co pozwala odzyskać wiarę w człowieka. Ciśnienie podnosi mi tylko mały piesek, który sprytnie wykombinował, że skoro auto pokonuje trasę w poprzek to będzie bezpiecznie. Niestety auto skręca w kierunku Warszawy a piesek jest na kolizyjnym ze mną. Było na tyle gorąco, że redukcja jeden w dół i sprzęgło do końca. Przód i tył w opcji „max” i tylko czekam co się uślizgnie. Przód czy tył? Całe szczęście motocykl jest stabilny, asfalt czysty, opony przyczepne. Kundel uchodzi z życiem a ja jadę dalej. Odbieram to jako przestrogę „z góry” żeby nie wpadać w zadumę w czasie jazdy i kontrolować wszystko na bieżąco. W Jeżewie, tu gdzie zaczyna się piękna nowa ekspresówka do Białegostoku zjeżdżam na drogę 671 i już za chwilę robię sobie pamiątkowe zdjęcie na pięknie odnowionym rynku w Tykocinie. Przekraczam Narew i podążam malowniczą drogą do Korycina. Już wiem, że trzeba będzie kiedyś poświęcić cały dzień na zwiedzenie Tykocina. W Korycinie nie ma czasu na doskonałe sery. Trzeba wykorzystać to, że cały czas jest rześko i bardzo przyjemnie. Zmieniam trochę wcześniej opracowaną trasę i kieruję się na Suchowolę później w prawo na Dąbrowę Białostocką i na Lipsk. Za Lipskiem między Skieblewem a Żabickiemi skręcam w lewo kierując się do Mikaszówki. Piękna droga przez las, dość kręta pokryta nowym asfaltem. Piękne zapachy nagrzewającego się lasu i wielka radość z jazdy przeplatane niepokojem związanym z tym co może na mnie czekać za następnym zakrętem. Tylko za jednym coś czekało… Ciężarówka załadowana po niebo drewnem. Nawet kierowca nie musiał zjeżdżać. Tenerka świetnie czuje się na poboczu. W Mikaszówce zagapiłem się i poleciałem w kierunku Płaskiej. Trudno. Zdjęcia zrobię kiedy indziej. Tu trochę nawierzchnia się popsuła ale to nie problem. Stoję sobie wesoło na podnóżkach a motocykl wierzga pode mną. Las pachnie coraz mocniej a ja bawię się coraz lepiej. W Płaskiej zatrzymuję się u Babci. Dwa kubki kompotu i ruszam dalej. Sam nie wiem dlaczego odpuszczam fajną drogę przez Strzelcowiznę i wybieram tę przez Mołowiste. No cóż jakoś tak wyszło i teraz żałuję. Mijam Giby, skręcam na Sejny i tam tankuję. Spalanie 5,15. Bardzo dobrze można jechać dalej. Wybieram drogę 651 przez miejscowości o swojsko brzmiących nazwach. Rejsztokiemie, Szlinokiemie. Przynajmniej tak mi się wydawało. Już po powrocie stwierdziłem jednak, że Szlinokiemie nie leżą nawet przy drodze 651. Stoi tam jednak znak E-17a i E-18a, na którym nazwa miejscowości napisana jest zarówno po polsku jak i po litewsku. Šlynakiemis. O co chodzi? Nie wiem. Dojeżdżam do Szypliszek i jadę dalej do Wiżajn. Cały czas piękne zakręty, nowy asfalt i uśmiech na twarzy od ucha do ucha. W Wiżajnach robię to na co nie było czasu w czasie Ride2Life. Objeżdżam jezioro i osiągam granicę z Litwą. Trochę buszuję po krzakach co na Tenerce sprawia jeszcze więcej radości i staram się zbliżyć jak najbardziej do granicy. Zastanawiam się jak żyli ludzie w tych gospodarstwach tak blisko granicy w czasach słusznie minionych. Jak to wszystko się zmienia. Zostawiam za sobą Wiłkupie, Stankuny i Burniszki i zaraz znowu muszę się zatrzymać. W czasie Ride2Life zaintrygowała mnie tablica „Granica Państwa”. Teraz mając czas na zwiedzanie stwierdziłem, że trzeba to sprawdzić. Tablica stoi trochę na wabia żeby przykuć uwagę turystów. Jest przy niej mały placyk i budka, w której są pobierane opłaty za możliwość podejścia do punktu, w którym stykają się granice Polski, Litwy i Rosji (Okręg Kaliningradzki). Zbadałem temat i stwierdziłem, że nie zapłacę nawet złotówki za możliwość przejścia 100m. Ruszyłem w dalszą drogę. Jednak jak tylko dojechałem do Żytkiejm włączył mi się na poważnie „szwendak”. Byłem w tej okolicy kilka razy ale nigdy się tak nie złożyło żebym miał tyle czasu na węszenie po kątach. Zaintrygował mnie budynek po prawej i wiadukt, pod którym przejechałem. Żal było nie zjechać z asfaltu zwłaszcza, że Tenerka prychała jak młody źrebak chcąc pobrykać po krzakach. Moja ciekawość i jej prośby przeważyły i wjechałem na nasyp, na którym do 1945 roku leżały tory kolejowe i podjechałem do budynku stacji tak jakbym był parowozem. Ze stacji ostał się tylko jeden budynek. Jest w całkiem niezłej kondycji i tylko odrobinę skundlony. Na ścianie można jeszcze, wiedząc jak po niemiecku nazywały się Żytkiejmy odczytać napis Schittkehmen. Jest to o tyle ciekawe, że w 1938 roku nazwa została zmieniona na Wehrkirchen. Znalazłem zdjęcie budynku właśnie z tą nazwą. Tak czy inaczej okolica jest bardzo ciekawa i warto przyjechać tu z nastawianiem zwiedzenia wszystkich miejsc. Bardzo polecam to miejsce i zapoznanie się z jego historią. Przykrą jeśli weźmie się pod uwagę obecny stan miasteczka. Nie będziecie zawiedzeni.

 Ruszyłem w dalszą drogę nie odwiedzając Stańczyków. Po przejechaniu kilku kilometrów znowu ciekawość wzięła górę i zjechałem w prawo zobaczyć kolejny wiadukt. Tym razem w Kiepojciach. Stąd już pognałem żwawiej do Gołdapii. Wiedziałem gdzie chcę się zatrzymać. Na rynku jest restauracja, w której zatrzymaliśmy się z Piotrem i Mateuszem w trakcie Ride2Life. Teraz wyglądała lepiej cała porośnięta winem. W czasie naszej majowej podróży tę restaurację wskazał nam, zapytany o drogę przechodzień jako najlepszą. Nie byłem głodny więc wypiłem tylko napoje regenerujące w postaci kawy „plujki” i Coli. Zdecydowałem, że dalej moja trasa będzie biegła przez Węgorzewo a dalej przez Giżycko, Ryn, Mrągowo do Olsztyna a dalej do Szczytna, Przasnysza, Makowa Mazowieckiego i Warszawy. Tak jak opis trasy brzmi nudno tak nudno się jechało. Trochę żałuję, że nie zatrzymałem się dłużej w Rynie, który przykuł moją uwagę. Niestety zrobiło się na tyle gorąco, że każda chwila postoju była męcząca. Wcześniejsze zabawy w terenie trochę mnie zmęczyły. Poza tym ciężko było się zdecydować co chcę jeszcze zwiedzić i zobaczyć. Na pewno bardzo żałowałem, że nie wziąłem kąpielówek. Po drodze było tyle świetnych okazji na kąpiel w jeziorze. Nie martwi mnie to aż tak bardzo bo wiem, że tam wrócę.

Dalsza trasa przebiegała spokojnie. W Przasnyszu zatrzymałem się na chwilę popatrzeć na lotnisko Aeroklubu Północnego Mazowsza. Miłe wspomnienia wróciły ale przykro się zrobiło kiedy zobaczyłem, że teren lotniska jest sukcesywnie zamieniany na tereny inwestycyjne. Za Pułtuskiem trafił mi się młody gniewny w samochodzie i chciał się chyba ze mną ścigać. Jako, że nie reaguję na tego typu zaczepki pozwoliłem mu się powściekać w samotności i swoim tempem kontynuowałem jazdę. Na wjeździe na most na Narwi od strony Serocka byłem świadkiem kolizji dwóch aut a za chwilę grupa wysportowanych młodzieńców w aucie ciągnącym skuter wodny próbowała wykonywać dziwne figury akrobacji na widok motocykla. Na rondzie skręciłem w lewo na Nieporęt i dalej do Zielonki. Na tym odcinku doszło do kolejnej kolizji. Jestem bardzo blisko Warszawy, pomyślałem. Ludzie zaczynają jeździć jak wściekli. Nie przejmując się tym zbytnio dotarłem do domu. W garażu odkleiłem się od siedzenia i nadszedł czas podsumowań. Motocykl, co nie było dla mnie zaskoczeniem, sprawdził się doskonale. Pokonałem 864 km i nie odczuwałem bólu czy dużego zmęczenia. Jeszcze można było się kawałek przejechać. Zużycie paliwa oscylowało w granicach 5l i poniżej. Długie odcinki asfaltowe były chwilami męczące. Mam tu na myśli głownie część odcinka drogi nr.16, która w dużej części jest dwujezdniową i powoduje znużenie przy prędkościach kodeksowych. Trasa generalnie mogłaby być krótsza gdybym chciał spędzić więcej czasu na zwiedzaniu. Tym razem jednak chciałem pokonać jak najdłuższy odcinek dla sprawdzenia samego siebie i wydania ostatecznego werdyktu co do motocykla. Ja dałem radę a maszyna okazała się być doskonałym partnerem w podróży… O przepraszam. Partnerką. Mało pali, jest wygodna i można na niej poczuć się naprawdę wolnym. Oczywiście każdy odcinek ekspresowo-autostradowy będzie męczył ale cóż. Coś za coś. Gdyby Tenerka miała większy silnik i ważyła więcej dużo trudniej byłoby ją „ogarnąć” w terenie. Ta wycieczka utwierdziła mnie w przekonaniu, że żyję w pięknym i bardzo ciekawym kraju. Lubię odkrywać jego tajemnicy, zabytki i historię. Jestem pewien, że takie wycieczki będę odbywał częściej. Już czuję swędzenie.

 Jak ogarnę dodawanie zdjęć to je zamieszczę. Tymczasem są do zobaczenie na moim profilu FB.

https://www.facebook.com/Spalinowy

lub 

https://www.facebook.com/RIDE2LIFE

Dziękuję za uwagę.

Przyjazny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości