Wydawnictwo eSPe Wydawnictwo eSPe
36
BLOG

Od autora

Wydawnictwo eSPe Wydawnictwo eSPe Kultura Obserwuj notkę 2

Pragniemy Państwu przedstawić fragmenty przygotowywanej przez nas książki Artura Olędzkiego "Ksiądz Jerzy Popiełuszko. Spotkanie po latach. Wywiady"poświęconej osobie i działalności  księdza Jerzego Popiełuszki. Autor chciał przekazać, w formie wywiadów z osobami, które znały lub też przemyślały i uwewnętrzniły przesłanie Kapelana "Solidarności", wiele punktów widzenia, oraz różnych interpretacji postaci Sługi Bożego. W projekcie chodziło szczególnie o jednostkowe, podmiotowe opisanie ks. Popiełuszki, bardziej ciche i osobiste, niż patetyczne i "zbiorowe".

Zapraszamy do spojrzenia w czas nie tak dawno miniony, a przeciez już częściowo wyparty z pamięci...

Wydawnictwo eSPe

 

Od autora 

 – Ja chyba, mamo, zmienię te dyżury (ministranckie) – powiedziałem z pewnym żalem w głosie – On jest taki nieobecny podczas tych mszy, jakby nas w ogóle przy nim nie było – dodałem.

 Matka nic nie odpowiedziała, chyba trochę się dziwiła, jak ten „wspaniały, odważny Popiełuszko” mógł nie zachwycić jej małego synka, którego lata posługi ministranckiej przypadają na czas krótko przed śmiercią „kapelana Solidarności” a także już po niej.Szczerze mówiąc jako mały brzdąc milej wspominałem innych wikariuszy z naszej parafii. Księdza Bartosza, który zabierał nas na długie wycieczki autokarowe, ks. Waldemara, bo w „służbie Bożej” nie wymagał od nas wiele trudu. „No – mówił zazwyczaj po zakończeniu mszy - Widzicie chłopcy, można szybko i po Bożemu. Deo gratias!” Podobnie jak Popiełuszko bywał zamyślony i oddalony od nas podczas liturgii ks. Roman. Jednak w swoim skupieniu zmierzał chyba w odmiennym niż ks. Jerzy kierunku. Przeczuwałem to po cichu - mimo bardzo młodego wieku - że nie jest z nim chyba najlepiej i widać nie było, skoro po jakimś czasie odszedł z kapłaństwa do kobiety - przystojnej, aktywnej katoliczki, która podczas nabożeństw gorliwie się modliła, stojąc blisko ołtarza. Ale bądźmy sprawiedliwi: ks. Jerzy rozpalał wyobraźnię wielu, w tym również pobożnych kapłanów.

(...)

Powagę historycznej chwili odczułem dopiero wtedy, gdy telewizyjny spiker odczytał informację o uprowadzeniu ks. Jerzego. Matka przestała robić kolację, nóż zastygł jej w ręku, wreszcie rzuciła do mnie i do siostry: „Idziemy do kościoła!” Nie my jedni tak postanowiliśmy skoro, gdy przyszliśmy, całą świątynię wypełniała już ciżba ludzka zanosząca błaganie do Stwórcy o ratunek. Dzień w dzień przez dekadę - lub dłużej - jednego miesiąca tak się działo, co zaświadczam jako brzdąc w komeżkę wtedy przyodziany, stojący przed złaknionymi cudu ocalenia ludźmi…Niestety, miało być inaczej. Już samo miejsce, gdzie ks. Jerzy odprawiał ostatnią mszę (parafia Świętych Polskich Braci Męczenników) było tragicznie prorocze… Pamiętam jak podczas kolejnego czuwania jakiś ministrancki senior podszedł do kapłana i coś mu na ucho szeptał. Potem celebransowi zostało już tylko łamiącym się głosem oświadczyć, że właśnie znaleziono ciało ks. Jerzego. Płacz, szlochy, jęki zlały się nagle w majestatyczną bolesną pieśń klęczącego tłumu wznoszoną w niebo. Skowyt niewysłuchanych brzmiał o wiele głośniej niż organy, które zazwyczaj rozsadzały mury tej świątyni…     

To, że historia jednak się spełnia wokół nas, pojąłem jeszcze bardziej wtedy, gdy w czasie pogrzebu ks. Jerzego zobaczyłem tę masę ludzi (kilkaset tysięcy) rozlaną zarówno na głównych alejach, jak i uliczkach Żoliborza; wspinającą się niekiedy na dachy domów i przykościelne drzewa. Wtedy dotarło do mnie, że podawałem liturgiczne ampułki komuś…wielkiemu (?). Odczucia tego nie zmąciły zdjęcia jego zmasakrowanego, jakby w rzeźni, ciała; nad którym „popracowali” wcześniej smutni panowie z SB. Makabryczne „obrazki” –misterium iniquitatis –  zobaczyłem we francuskim tygodniku przerzuconym przez granicę.

(...)
 
Kiedy to ja odpłynąłem w strumieniu tych, których pochłonęła zupełnie, ostatecznie nasza kapitalistyczna „mała stabilizacja”? Kiedy mi w mówiono, że w „erze globalizacji”, „Unii” to już nie jest tak ważne, że przeminęło wraz z „Bogoojczyźnianą” retoryką tamtych czasów? Że ten ból miażdżonego ciała można zapomnieć, zagłuszyć echem chociażby reklam i oklaskami „wielkiej zgody narodowej”? Ale może tak gniłem w tym fotelu wtedy, bo nie słyszałem z tego kościoła, mojego Kościoła, żadnego donośnego, proroczego głosu, który mógłby mnie porwać, rozpalić dla czegokolwiek, dla kogokolwiek?   

Zanim mnie ostatecznie odsądzicie od czci i wiary, zanim uznacie za bezdusznego, popatrzcie jednak na innych, na tuzów świata polityki, biznesu i kultury wolnej Polski. Ilu z nich widziałem we wspomnianym kościele jako „opozycyjnych liderów”? Ilu z nich szło z nim niemal pod rękę, składając przy tym palce w solidarnościową „victorię”?Tak, przykład idzie z góry. Czy oni ostatnio przy tym grobie się pojawili, głowy skłonili, przyznali, że ta zmasakrowana twarz do czegoś ich jeszcze zobowiązuje, wzywa? Czy tłumaczyli, co twarz ta oznacza dzisiaj dla nich, dla ciebie, dla mnie? Czy wspominali go należycie, z racji ostatnich rocznic jego śmierci w prasie, radiu telewizji?

To było już jakiś czas temu. Zaczęło się gorące, upalne lato, brodziło się w duchocie miasta. Wyszedłem akurat z kościoła po Eucharystii i postanowiłem przyklęknąć przy grobie ks. Jerzego, bo ostatnio mijałem go, jak gdyby nie istniał. Trwałem w ciszy i skupieniu przez kilka minut. Po tym musiałem jeszcze odprawić „pokutę” za grzech niepamięci. I w ramach tej pokuty właśnie tę książkę mu „zrobiłem”.

Artur (ur. 1975 r.).


 

Artur Olędzki "Ksiądz Jerzy Popiełuszko. Spotkania po latach. Wywiady" Książka objęta patronatem medialnym Salonu24. Autor jest blogerem salonu24 i, jak sam mówi, bez salonu24 tej książki by nie było. Książka ukaże się pod koniec maja 2010 roku.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura