Wydawnictwo eSPe Wydawnictwo eSPe
79
BLOG

ks. J. Popiełuszko - "Biel i czerwień"

Wydawnictwo eSPe Wydawnictwo eSPe Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 

Seweryn Jaworski (ur. 1931 r.) - opozycjonista i działacz związkowy, organizator strajku w Hucie Warszawa oraz przewodniczący Komitetu Strajkowego w sierpniu 1980 r. Po wprowadzeniu stanu wojennego internowany, a następnie kilkakrotnie więziony za działalność w "Solidarności".

Po roku 1989 organizator, a następnie przewodniczący Chrześcijańskiego Związku Zawodowego "Solidarność" im. Ks. Jerzego Popiełuszki. Obecnie, w zastępstwie Jana Olszewskiego, pełni czasowo obowiązki przewodniczącego Ruchu Odbudowy Polski.

 

 

Biel i czerwień

 

 

Artur Olędzki: Skąd przeważnie wywodzili się pracownicy Huty Warszawa?

Seweryn Jaworski: Pierwsi hutnicy przybyli ze Śląska w latach pięćdziesiątych, jak huta powstawała. Byli to ludzie, którzy przeważnie od pokoleń byli hutnikami. Oni budowali ten zakład i rozpoczynali w nim pracę. Później był dość duży nabór do huty, kiedy w 1956 roku likwidowano Urzędy Bezpieczeństwa. Jak wiemy były to (poza Informacją Wojskową) najbardziej krwawe instytucje PRL-u, które w pierwszym okresie komunizmu, nie licząc się z prawem, represjonowały wszystkich, o których władza twierdziła, że są jej przeciwnikami. Pracowali tam w dużej części ludzie bardzo prymitywni, często bez wykształcenia. Wyznawali oni skrajnie stalinowski światopogląd, co było wartościowe dla ściśle kolaborującej z Związkiem Radzieckim tzw. „władzy ludowej”. I część ludzi ze zlikwidowanych Urzędów Bezpieczeństwa została przeniesiona na jeden z wydziałów w hucie, do walcowni zwanej Grubą, do pracy wykonywanej przeważnie na tzw. „mostkach”.

Strażnicy, można powiedzieć?

 Nie. Oni sterowali urządzeniami na poszczególnych stanowiskach produkcyjnych. To była najnowocześniejsza jak na tamte czasy walcownia i zajęli w niej praktycznie wszystkie stanowiska wymagające najlżejszej pracy fizycznej. Zostawiono im też wysokość zarobków równą tej z okresu pracy w UB. Część z nich - z upływem czasu - musiała odejść z racji wieku, ale znaczna grupa jeszcze w 1980 roku pracowała i z tym wydziałem miałem najwięcej kłopotów, najtrudniej mi było ich namówić do strajku, bo oni wciąż czuli się „żelazną gwardią” partii w hucie.

 Jak oni podeszli do wydarzeń sierpniowych w 1980 roku?

 Trzy razy padał tam strajk i trzy razy go podnosiłem. Chodziłem, przemawiałem do ludzi - i część z nich od razu zaprzestała pracy, a w końcu i byli „aparatczycy” też doszli do wniosku, że nie mogą być łamistrajkami wbrew woli większości załogi. Nie wszyscy z nich byli skrajnymi draniami. Na dodatek, kiedy zostali odsunięci od „zaszczytnej” pracy w UB, to poczęli inaczej patrzeć na władzę komunistyczną, bo znaleźli się, ich zdaniem, na marginesie życia, pomimo pozostawionych im wysokich dochodów. Nie było też możliwe, żeby na tej walcowni pracowali pojedynczy ludzie, bo tam były linie produkcyjne wymagające pracy zbiorowej. Ponieważ udało się większość przekonać, więc ta walcownia też stanęła - ale ostatecznie dopiero za trzecim razem.

Mówiąc o stosunku robotników do wiary trzeba przypomnieć, że w większości do Huty Warszawa przyszli ludzie ze wsi. Tacy jak ja - jestem rodowitym warszawiakiem - to były wyjątki. I ci ludzie ze wsi w większości byli bardzo wierzący, szczerze przywiązani do Kościoła. Jeżeli chodzi o część hutników pochodzących z Warszawy, których była znaczna mniejszość, to byli to ludzie albo wierzący albo raczej obojętni religijnie. Robotnicy nastawieni wrogo do Kościoła na terenie huty byli nieliczni. Nigdy nie obnosili się z tymi poglądami, bo nie spotkaliby się z uznaniem kolegów.

Z kolei z przynależnością do partii w hucie było tak, że zaraz po rozpoczęciu pracy trzeba było od razu zapisać się do PZPR. W późniejszym okresie sytuacja się zmieniła, bo zakład pracy potrzebował więcej pracowników, więc robotnik nie musiał zapisywać się od razu, ale proponowano to każdemu w następnych latach po zatrudnieniu. Huta Warszawa była zawsze ostoją partii. Każdy pierwszy sekretarz PZPR jak tylko został wybrany przez Zjazd, od przyjeżdżał do naszej huty.

Komuniści chcieli za pomocą huty zrobić „desant robotniczy” na Warszawę?

 Oczywiście, właśnie po to była budowana! Wszystkie wielkie zakłady, które były zbudowane na terenie Warszawy w okresie „komuny”, a szczególnie huta, ale i FSO, powstały, żeby stolica stała się twierdzą komunizmu, żeby nie dopuścić do przewagi inteligencji.


I w ten świat, który pan tak barwnie opisał, wkracza ks. Jerzy?

 Przychodzi do nas i spotyka się z bardzo dużą przyjaźnią i uznaniem. Ludzie pobiegli na mszę sami z siebie, nic nie trzeba było im kazać. Niezwykle uroczysta msza, ludzi chyba ze trzy tysiące.

Zrobiono ołtarz z desek i krzyż z drzewa, który stał już na tej pierwszej Mszy. Nawiasem mówiąc, składał go Burakowski, prosty, rzetelny człowiek, pracujący w wydziale remontowym.


Ale w filmie Rafała Wieczyńskiego o Popiełuszce jest pokazane, że ci robotnicy nieźle klęli, były to chłopy "pełną piersią", a ks. Jerzy - trochę delikatny - wchodzi w to twarde środowisko. To jest dosyć trudna misja.

Tak, trzeba powiedzieć, że część hutników to były duże chłopy, ale to też jest iluzja, że w hucie pracowali tylko tacy. Oczywiście, na terenie walcowni, czy szczególnie stalowni, trzeba było ludzi żelaznych. Dlaczego? Dlatego, że jak tam by przyszedł ktoś słabszy, to długo by nie popracował. Warunki pracy były tam takie, że bardzo szybko następowało zapalenie korzonków, a później nawet paraliż, bo robotników z przodu palił piec, a z tyłu był wielki zimny nawiew z olbrzymich wentylatorów, chłodzących żar. Tak więc z jednej strony robotnik pocił się z powodu kilkusetstopniowej temperatury, a z drugiej strony plecy oblewał mu lodowaty powiew z racji huraganowego nawiewu. Dlatego do pracy wybierano tam ludzi silnych, można powiedzieć - zahartowanych. Za to na innych pomocniczych wydziałach, a takich jest większość na terenie huty, pracowali przeciętni ludzie, również i chucherka.

Ksiądz Jerzy nie był też kimś, kto mógłby imponować swoim wzrostem, był wyjątkowo drobny, poza tym wiadomo, że nie miał dobrego zdrowia, ale miał przenikający, niezwykle promienny uśmiech i ujmujący sposób podejścia do człowieka. Po prostu odnosił się do każdego serdecznie, przez co od razu zdobywał sobie ludzi, którzy z przyjaźnią i szacunkiem go przyjmowali.

Homilie, które głosił, bardzo dobrze odzwierciedlają ten jego wyjątkowy stosunek do ludzi, bo pisał je prostym, pięknym, czystym językiem, bez brutalnych słów, nawet tam, gdzie wskazywał na osoby, których postępowanie było niegodne. Nigdy nie znalazłem w nich czegoś, co było wymierzone przeciw drugiemu człowiekowi. Miałem w ręku homilie innych księży, często formalnie bardziej wykształconych i znajdujących się na wyższych pozycjach w hierarchii Kościoła. On jednak pod względem tej czystości języka miał nad nimi znamienną przewagę.

Ile trwał ten strajk?

Niedługo - rozpoczął się 28 sierpnia i skończył się 1 września. W roku 1980 wygraliśmy. Podpisaliśmy porozumienie dopiero 1 września, bo komuniści stawiali warunki, których nie mogliśmy przyjąć.

Ksiądz Jerzy był cały czas z wami?

 Tylko w czasie Mszy świętej. Dopiero później, już po strajku, pojechałem do ks. Jerzego i trafiłem akurat na jego spotkanie z grupą młodych ludzi. Byli to nie tylko studenci medycyny, ale i pielęgniarki. Jak się wchodziło na Plebaniiię, to na parterze tuż po lewej stronie ks. Jerzy miał dwa pokoiki oddzielone małym przedpokojem. W jednym pokoiku mieszkał (było tam łóżko i wielki regał książek), a w drugim spotykał się ze swoim Duszpasterstwem Służby Zdrowia. Nie było tam żadnych mebli. Gdy przyszedłem studenci siedzieli w kucki na podłodze i przy gitarze śpiewali pieśni religijne. Robili wrażenie grupy zaprzyjaźnionych, radosnych młodych ludzi.

 Grali na gitarach?

 Ks. Jerzy na niej grał. W pierwszym momencie nie rozpoznał mnie, ale jak to już się stało, to bardzo się ucieszył, zaprosił mnie i przedstawił zgromadzonym. Przyniosłem wtedy ks. Jerzemu duży znaczek „Solidarności”. Był dość prymitywny, został wyprodukowany w Gdańsku i stamtąd przywieziony, chociaż wówczas jeszcze nie było związku zawodowego "Solidarność”, ale znaczki były. Ksiądz Jerzy przyjął go z radością i jednocześnie prosił, aby mu przynieść flagę, która wisiała na budynku BHP, gdzie działał Komitet Strajkowy. Nie mogłem już tej flagi odnaleźć, więc na następne spotkanie przyniosłem mu inną, taką, która wywieszona była w czasie strajku sierpniowego przy mównicy w sali BHP, gdzie w czasie strajku pracował ten Komitet. Ksiądz powiesił ją u siebie w pokoju i umieszczał potem na niej wszystkie znaczki „Solidarności” (bo później było ich już mnóstwo), a także te patriotyczne, które mu wielu przynosiło, np. licznych powstających organizacji społecznych i politycznych.

Od tego pierwszego spotkania w parafii zaczął się nasz bliski kontakt. Po godzinie młodzież się rozeszła, a ja siedziałem u niego jeszcze ze dwie następne! Potem wyszedłem i ja, bo ks. Jerzy miał swoje kapłańskie obowiązki. Warto wiedzieć, że proboszcz parafii św. Stanisława Kostki ks. prałat Bogucki, który był wielkim patriotą i księdzem wielkiej miary, miał jednak żelazne wymagania wobec podległych mu kapłanów. Dotyczyło to także ks. Jerzego, który zawsze, również wtedy, gdy wracał skrajnie zmęczony ze swoich podróży (od pewnego momentu prowadził szeroko zakrojoną działalność duszpasterską) musiał jeszcze tego samego dnia, bez taryfy ulgowej, wypełnić obowiązki w parafii, np. odprawiać msze, spowiadać itd.

 

 CAŁOŚĆ W KSIĄŻCE:  KSIĄDZ JERZY POPIEŁUSZKO. SPOTKANIA PO LATACH. WYWIADY

Artur Olędzki "Ksiądz Jerzy Popiełuszko. Spotkania po latach. Wywiady" Książka objęta patronatem medialnym Salonu24. Autor jest blogerem salonu24 i, jak sam mówi, bez salonu24 tej książki by nie było. Książka ukaże się pod koniec maja 2010 roku.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości