Z nielicznymi wyjątkami większość komentatorów pisze straszliwie serio, niekiedy odchodzą okrutne omłoty - tymczasem częstokroć więcej można zdziałać jednym celnym bonmotem. Zapraszam więc do podrzucania tu dowcipów politycznych - może to nieco rozluźni atmosferę.
Na początek dwa z moich zbiorów, będę uzupełniał w miarę weny i czasu.
(Pierwszy dowcip znam w różnych wersjach, podam go w ostatniej, w jakiej go zasłyszałem)
Wycieczka bonzów SLD do supernowoczesnej chlewni, wśród bossów - znany z bonmotów, zaczynający wtedy (karierę, a jakże) mężczyzna, Leszek Miller. Reporterzy próbują go ustawić do zdjęcia na tle tuczników, Miller z charakterystycznym uśmiechem: No dobrze, tylko żeby mi rano nie było komentarza: premier i koledzy! Reporterzy zarzekają się na wszystkie świętości że nie... Rano pod zdjęciem w jednej z opozycyjnych gazet podpis: Premier M... (drugi z lewej)
Drugi dowcip usłyszałem w czasach tuż po I kampanii prezydenckiej L. Wałęsy. Pochwalił się wtedy rzekomo kilkoma rzeczami, np tym że przeczytał w życiu tylko książeczkę do nabożeństwa (będzie kiedyś o tym bonmot Urbana) oraz tym, że zaczął palić w piątej klasie. Posłużyło to do ukucia następującego dowcipu:
Szkoła, przerwa, mały Jasio z Vc wychodzi na korytarz, wyciąga "Popularnego" i kopci. Nauczycielka wypada na niego z krzykiem:
- Jasiu! Co ty wyprawiasz? Ty palisz??
Jasio spokojnie
- Proszę pani, nasz pan prezydent był w V klasie i też już palił...
- Tak, Jasiu, ale on miał już wtedy skończone 18 lat...
:D