stawoj stawoj
601
BLOG

Do Braci Racjonalistów, krótko o Powstaniu Warszawskim

stawoj stawoj Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 21

W dyskusji dotyczącej dylematu czy Powstanie Warszawskie miało sens większość argumentów, które dyktuje dziś rozum stoi po stronie zdecydowanych krytyków decyzji z 44 roku. Gdy zestawimy liczby opisujące straty obu stron wnioski są szokujące. Jeden Niemiec na 130 poległych Polaków! 200 tysięcy cywili oddało swe życie, jeszcze więcej zostało z miasta wypędzonych. O kompletnej katastrofie w wymiarze materialnym, zburzeniu stolicy, nie ma co wspominać.  Trudno z tym dyskutować, zwłaszcza dziś, gdy wiemy, że nie tylko w warstwie militarnej, ale także politycznej, Powstanie poniosło klęskę. Czy zatem są jeszcze jakieś dylematy w tej dyskusji?

Otóż zdecydowanie tak. "Racjonaliści", że tak ich dla ułatwienia nazwę, popełniają jeden, ale zasadniczy błąd. Dzieje ludzkości nie są efektem racjonalnych, na chłodno podjętych decyzji. Historia świata to historia przede wszystkim ludzkich emocji, decyzji podejmowanych spontanicznie. Jak świat światem, ludzkie decyzje to wynik kombinacji analizy, logicznych wniosków z emocjonalnymi porywami. Na tym jednak nie koniec. Dochodzi bowiem jeszcze cały obszar moralny, który stanowi podstawę podejmowania decyzji nie mniej ważną niż zdrowy rozsądek i logika. Tak jak człowiek kieruje się rozumem, sercem i duchem, tak i całe społeczności mają podobną bazę postępowania.

Gdyby jedynie rozum podejmował decyzje, nie było by zwycięstwa pod Kircholmem, bo husaria uciekłaby gdzie pieprz rośnie lub sama poddała się kilkukrotnie liczniejszym siłom wroga. Polacy nie zdobyliby Kremla w początkach XVII wieku, a – sprowadzając rozważania na bardziej przyziemne tematy –w 1973 roku nie byłoby zwycięskiego remisu na Wembley z Anglikami.

Bo ludzie stają do walki nie tylko wówczas gdy mają przewagę. Jest cały szereg powodów, dla których są gotowi walczyć nawet w sytuacji Dawida w walce z Goliatem (kolejny dobry przykład niespodziewanego zwycięstwa).

Zajmijmy się chwilę emocjami. Gdy słucha się opowieści Powstańców wynika z nich, że Powstanie musiało wybuchnąć. Armia Krajowa, w Warszawie szczególnie liczna, przygotowywała się do zrywu od miesięcy. Na kilka dni przed 1 sierpnia narastała atmosfera oczekiwania. Nawet "racjonaliści" nie twierdzą, że ktokolwiek musiał wypychać ludzi do walki, a czterech na pięciu z nich szło z pustymi rękami na barykady. Ba! Po godzinie "W" wybuchła euforia. Dlaczego? Ano dlatego, że z dzisiejszej perspektywy kanapy trudno nam sie wczuć w rolę ludzi, którzy od 5 lat byli gnębieni i zastraszani. Którzy codziennie ryzykowali życie wychodząc po zakupy, gdyż nie było wiadomo czy nie padną ofiarą jednej z licznych łapanek na ulicach miasta. Ludzi, z których każdy miał w rodzinie kogoś kto zginął albo we Wrześni, albo na Pawiaku, albo w Palmirach, albo po prostu na ulicy. Ludzi, których siostry zgwałcono, a braci i ojców, w najlepszym razie, wywieziono na roboty. Dziękujmy Opatrzności, że nie musimy być nawet w ułamku poddani takiej presji, takiemu stresowi, zastraszeniu.

Oni byli. Codziennie. Byli podludźmi, niegodnymi miejsca w tramwaju, czy stolika w kawiarni nur fürDeutsche. I oni dzięki godzinie "W" mogli znów stać się ludźmi. Mogli – nie kryjmy tego – poczuć smak odwetu. Mogli rozładować to straszliwe, pięcioletnie napięcie, skumulowane do granic wytrzymałości. Czy jesteś pewien, Szanowny Racjonalisto, że po rozstrzelaniu matki i zgwałceniu siostry dalej rozumowałbyś na chłodno?

Emocje to czasem niezwykle silny motywator.

Ale w tej sprawie równie silnym było jeszcze coś innego. Duch. Duch patriotyczny, wpajany w tamtych czasach znacznie silniej, niż dziś. Duch, który stawiał inne wartości nad życie. Bóg, honor, ojczyzna. A nie chłodna logika, korzystna kalkulacja, efektywny kompromis. W Warszawie w dniach przed Powstaniem wiadomo było, że Niemcy zarządzili mobilizację mężczyzn do budowy umocnień. Nikt nie miał wątpliwości, że naziści będą chcieli eksterminować tych, którzy się stawią. I – jak powiada wielu uczestników Powstania – woleli zginąć z bronią w ręku, niż na kolanach. Więc za broń chwycili.

Znając już emocje jaki wrzały w sercach AK-owskiej młodzieży, oraz ducha, który ich kształtował powróćmy do żelaznej logiki. Racjonaliści głoszą, iż decyzja o wybuchu Powstania był głupia i szkodliwa, gdyż nie miało ono żadnych szans powodzenia. Na marginesie tylko zaznaczę, że łatwo dokonywać takich ocen a posteriori, natomiast wówczas AK oczekiwało pomocy i z Zachodu i ze wschodu, wszak czołgi czerwonoarmijne były na przedmieściach Pragi. Szykowali się na kilka dni walk. Ale zostawmy to, chcę zwrócić uwagę na inną stronę zagadnienia. Otóż czy rzeczywiście powinno się bić tylko, gdy mamy spodziewamy się zwycięstwa? Jak zatem ocenić obronę w 1939 roku, kiedy to również nie mieliśmy szans, a po 17 września, nawet cienia tych szans. Sierpniowy pakt Robbentrop-Mołotow pozostawiał nas bez szans. Pamiętajmy, że dopiero na wiosnę 1939 roku Polska zaczęła pracę nad planami obronnymi przed atakiem z zachodu. Wcześniej cała doktryna obronna II RP nastawiona był na atak ze wschodu. To tylko pierwszy z brzegu przykład historyczny. Ale ileż razy podejmujemy decyzję o jakimś działaniu z różnych powodów? Czy przyzwoitość, honor, obrona czyjejś czci, nie jest warta ryzyka? Zarzuty racjonalistów, iż gloryfikowanie Powstania Warszawskiego usprawiedliwiają nieodpowiedzialne decyzje i działania rządzących muszą napotkać na odpowiedź: Wasze argumenty gloryfikują kunktatorstwo i oddanie honoru i godności za korzyści - często materialne. Nie tędy droga.

Dyskutować o przyczynach i skutkach Powstania warto. Także o konsekwencjach. Z perspektywy czasu wiemy znacznie więcej niż wiedzieli ówcześni. Ale zawsze trzeba podkreślać niezwykłą, bohaterską postawę bojowników. Ich heroizm docenili nawet Niemcy godząc się na traktowanie AK-owców jak jeńców wojennych. I niezależnie od różnic w ocenach, godzić nas winien podziw dla bohaterstwa, na który zapewne nas nie byłoby stać.

stawoj
O mnie stawoj

Niesforny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura