Strzelił sobie z łuku w oko. Strzała przyszpiliła go do słupa - znamienne.
Prowadził biznes tak, jak umiał najlepiej. Wczuł się w atmosferę liberalizmu, wolności, atmosfery sukcesu tu i teraz. „Dawałem ludziom nadzieję na powiększanie majątku, na tanie podróżowanie, lepsze życie. Źli ludzie, zawistni i podejrzliwi, zatopili moją zieloną wyspę – moje dziecko”.
Nie tak miało być. Miało być tysiąc lotnisk - przy orlikach, z najtańszą na świecie wypożyczalnią samochodów, aby miliony Polaków (w tym emeryci) mogło mieć bilet i nadzieję na podróżowanie dokądkolwiek sobie zamarzą.
Bilet był realny, więc i życiodajna nadzieja, cudowne lekarstwo na beznadzieję, również. „Im dłużej działalibyśmy, tym więcej dobra mogłaby ta nadzieja uczynić. Zabiliście ją. Żegnam świat wierząc, że idee i wzorce, za którymi podążałem będą trwać zawsze.” - zakończył list.