Jest przyjęte jako oczywiste, że w dyskusji można dyskredytować czyjeś poglądy, ale nie wolno tego robić z ich autorem.
Nie wolno wytykać cech osobistych, motywacji wynikających z typu osobowości, właściwości temperamentu, czy pochodzenia.
Wolno natomiast obrażać jakąś grupę, byle nie padło nazwisko.
Jest w obrębie elegancji przypisać komuś najgorsze cechy, wyszydzić, obśmiać, byle nie pokazać palcem.
Nawet jeśli osoby obrażane jest łatwo zidentyfikować, osoba miotająca kalumnie pozostaje kulturalną, grzeczną. Osobą na poziomie. Osobą, o której się mówi: elegancka. Osobą, którą należy szanować.
Ja sądzę, że tego typu zasad należy przestrzegać, ale tylko do momentu, gdy okaże się, że druga strona w dyskusji, w sposób ewidentny unika merytorycznych argumentów, gdy widać, że celem jej wywodu nie jest zgłębianie sprawy, a wygranie pojedynku, bo w kategoriach pojedynku właśnie traktuje dyskusję.
Więc jeśli ktoś pisze :”Paranoją dotknięta sekta smoleńska”, a na prośbę: „Proszę wskazać, kto to jest 'sekta smoleńska'” odpowiada: „Nie będę podejmować jałowych dyskusji”, należy go zmieszać z błotem, bo to jest wycofywanie się z dyskusji po obrażeniu nie wprost interlokutora, stawiając go w roli przeciwnika.
Niektórzy uważają, że w takiej sytuacji zamiast besztać, należy grzecznie zwrócić uwagę tej „eleganckiej” osobie, żeby jednak podjąła dyskusję.
Ale to jest dopiero jałowe przedsięwzięcie, a nawet gorzej; to jest podstawianie się pod kolejne ciosy, bo przecież już widać, że intencją rozmówcy jest dołożenie, byle „grzecznie”.
Jak rozmawiać z kimś, kto stosuje podstęp, pułapki, manipulację?
Również stosując nieczyste, szamrane metody? I do czego to prowadzi?