Stefan Sękowski Stefan Sękowski
161
BLOG

"Niewidoczna ręka rynku", czyli Pratchett i ład spontaniczny

Stefan Sękowski Stefan Sękowski Kultura Obserwuj notkę 0

 

Dlaczego Terry Pratchett odwraca się od swej pierwotnej idei porządku tworzonego przez zwykłych ludzi metodą prób i błędów, w kierunku uwielbienia geniuszu "idealnego" tyrana?

Mundial się skończył i być może niektórzy mają piłki nożnej już powyżej uszu. Mimo to warto sięgnąć po książkę, którą polski wydawca opublikował całkiem przypadkowo niedługo przed pierwszym gwizdkiem mistrzostw świata (brytyjska premiera odbyła się nieco wcześniej). Chodzi o „Niewidocznych Akademików” Terry'ego Pratchetta.

Jest to pozycja idealna na wakacje. Autor wraca do właściwych proporcji między swym specyficznym poczuciem humoru, a rozważaniami nad istotą człowieczeństwa, które coraz częściej bierze górę w jego prozie i niestety przeradza się w nieznośne „smęcenie” („Potworny regiment”, „Straż nocna”). W „Niewidocznych Akademikach” Pratchett znów, jak za dawnych lat, co chwilę puszcza oko do czytelnika, wszczepiając w swój Świat Dysku coraz nowe zjawiska kulturowe, znane każdemu mieszkańcy Ziemi (okrągłej) – tym razem biorąc się za chyba najbardziej popularną dyscyplinę sportową na świecie, jaką jest piłka nożna.

Wcześniej wzbogacił mieszkańców wymyślonego przez siebie świata azetą (bez „g”), ruchomymi obrazkami, operą, muzyką rozkrokową. Jednak tym razem różnica jest diametralna; stanowi ona zarazem jedyny, choć poważny szkopuł „Niewidocznych Akademików”.

Na czym ona polega? Przypomnijmy sobie po krótce, jak w Ankh-Morpork pojawiła się prasa: by nie psuć zabawy tym, którzy jeszcze nie czytali „Prawdy”, napiszę jedynie, że w sposób całkowicie spontaniczny. William de Worde to przedsiębiorca, który zakłada pierwszą azetę w mieście; mieszkańcy, początkowo z oporami, szybko przystosowują się do nowego wynalazku, chętnie podsyłając redaktorom ciekawe pomysły (szczególnie zabawnie wyglądające warzywa). Trudniej do nowej sytuacji przystosować się władzom miasta, szczególnie Straży i jej komendantowi, którego podwładni – w innych książkach przedstawiani zazwyczaj w sposób bardzo pozytywny – nie wiedzą, czy węszących wokół spraw, którymi się zajmują, mają aresztować, czy jednak dać im wolną rękę. Także wobec ruchomych obrazków i powstającej nieopodal miasta parodii Hollywood władze zachowują sporą rezerwę, obserwując, co wyniknie z wprowadzenia nowej inicjatywy.

I choć to nie Patrycjusz zajmuje się ustalaniem nowych zasad gry w piłkę, ale magowie, to jednak to postać, dla której wzorem jest „Książę” Machiavellego, jest katalizatorem zmian w pierwotnie brutalnej i prymitywnej zabawie gawiedzi. Mimo że to nie dekret, a sprytne zagranie „światłego” władcy prowadzi do ustanowienia nowych rozgrywek, to jednak efekt jest taki, że prawdziwi wynalazcy piłki – z reguły ubodzy mieszkańcy Ankh-Morpork – sami muszą przystosować się do narzuconej przez władze „propozycji”.

Zaletą prozy Pratchetta była jego ironia i dystans wobec współczesnego świata; dostawało się równo władzy, policji, wojsku, oderwanemu od realiów codziennego życia świata uniwersyteckiego (Niewidoczny Uniwersytet jest przedstawionym w krzywym zwierciadle Oxfordem), a także pustej religijności. Brytyjczyk drwił sobie z prób odgórnego narzucenia ludziom różnorakich norm i rozwiązań społecznych, kierował swojego czytelnika do wniosku, że prawdziwy ład tworzy się w rzeczywistości spontanicznie, poprzez długotrwałe, najeżone błędami, ale jednak w konsekwencji skuteczne starania zwykłych ludzi. Zdecydowana większość wynalazków to nie wytwory agencji rządowych, ale produkty przedsiębiorczych jednostek, które chcą na nich zarobić.

Z czasem jednak w powieściach Pratchetta górę zaczęły brać wątki antyreligijne (o ile mogę mu jeszcze wybaczyć skąd inąd jedną z jego najśmieszniejszych książek, „Pomniejsze bóstwa”, to „Nację” traktuję już jako wyraz ateistycznej obsesji), które – co ciekawe – coraz częściej wiązały się z rosnącą sympatią dla rządzącego Ankh-Morpork patrycjusza, Lorda Vetinariego. „Prawdę”, „Ruchome obrazki”, oraz „Muzykę duszy” zastępuje „Świat finansjery” i „Piekło pocztowe”, w których to tyran wyznacza nowego kierownika poczty i banku, Moista von Lipwiga, by uporał się z ich bałaganem i indolencją.

Trudno powiedzieć, skąd bierze się odwrót Pratchetta od porządku spontanicznego, na rzecz układania ludzkich relacji przez rękę rządzących. Być może po napisaniu kilkudziesięciu powieści zwyczajnie nie chce mu się stosować kolejnego fortelu, umożliwiającego wprowadzenie do akcji nowego wynalazku. Łatwiej stwierdzić, że patrycjusz przywołał do siebie byłego notorycznego oszusta i zlecił mu nową misję. Tylko że w prawdziwym życiu tak to nie funkcjonuje.

A może właśnie w ten sposób Pratchett chce nas przekonać, że skuteczność odgórnie narzuconych rozwiązań należy tylko do świata fantastyki?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura