Tyle przygotowań i wyszło jak zawsze. Myślałem, że wygramy z Grekami, przegramy z Rosjanami i zremisujemy z Czechami, a wszystko poszło inaczej. Mogło być gorzej, niejeden utopił u bukmacherów więcej niż moje 150 zł. Szkoda, że nie obstawiłem, że nie wyjdziemy z grupy, bo to akurat trafnie przeczuwałem, ale nie wiem, czy akurat takie zakłady były. Ciekawe, ile utopił Petelicki, że strzelił sobie w łeb jeszcze przed meczem. Chyba że ktoś mu humanitarnie oszczędził męki oglądania.
Ta klęska to na pewno spisek. Za mało Polaków było na boisku. Teraz taka moda, nawet u Czechów grał Murzyn, ale to przecież mogli być agenci obcych mocarstw! Dlaczego z Rosjanami się udało zremisować? Bo Niemiec sędziował, a u nas grało dwóch Niemców i dwóch Francuzów, którzy z Niemcami tworzą tandem kręcący Unią. Wszystko jasne. Jesteśmy rozrywani obcymi wpływami. Do Szkota w meczu z Czechami takiego dojścia nie było. Jeszcze ten skandal z Tytoniem w bramce. Jak tak można? Młodzież mecze ogląda, a my pokazujemy tytoń w pozytywnym kontekście? Obronił karnego, więc kojarzy się dobrze. Tak się programuje młode umysły na służbę koncernom tytoniowym, które pewnie opłaciły Szczęsnego, żeby sfaulował Greka i ustąpił miejsca koledze.
Wszyscy winią trenera, a on przecież zrobił z polską piłką krok naprzód. Mecz o honor był rozgrywany już w drugiej kolejności, a mecz o wszystko dopiero na końcu. No i Rosjanie jadą do domu – nic tak nie poprawia nastroju, jak świadomość, że inni też mają tak źle, jak my.
Media podniecają się, że mamy najbardziej perspektywiczną reprezentację, bo średnia wieku jest niska. Nikt nie mówi, że brak doświadczenia mógł być głównym powodem porażki. W mistrzostwach bierze się udział, żeby wygrać, a nie dopiero się uczyć. Nie mamy akurat zdolnego pokolenia piłkarzy, dlatego importujemy graczy, którzy zdołali po polsku nauczyć się tylko śpiewania Mazurka Dąbrowskiego.
Oo, o, o, ee, e, e... Stękanie niemieckiej Murzynki na karaibskiej plaży zostało hymnem polsko-ukraińskiej imprezy, ponieważ generalnie i tak było mniej obciachowe niż gdakanie kokoszek. Wybieranie takiego hitu to jak konkurs Eurowizji. W tym ostatnio nam nie idzie, więc pewnie UEFA za nas zmajstrowała to cudo.
Polska myśl i tak ma duży wkład w mistrzostwa. Jeżdżenie niedokończoną autostradą dołączy do listy polskich wynalazków wraz z jednoosobową spółką skarbu państwa. Światowa gospodarka nie zna takich rozwiązań. Po mistrzostwach budowlańcy zamkną drogę i dokończą. Słusznie, nikt nam nie będzie mówił, kiedy mamy kończyć budowę. Sami zdecydujemy. Nawet na Facebooku jest taka reklama: „Kontrola męskości. Sam decyduj kiedy kończysz.”
Niektórzy próbują chwilowe porywy serca zamienić w coś trwałego. Nauczyli się na przykładzie śmierci papieża, że słomiane masowe manify nie zmieniają rzeczywistości, więc próbują coś skleić z emocji. Mój kolega zaprosił mnie na Facebooku do akcji „Zostawmy flagi po mistrzostwach”. Amerykanie wieszają flagi gdzie się da, więc my też powinniśmy. Zawsze uważałem, że od USA można wiele się nauczyć, ale to jeszcze nie powód na stosowanie seryjnych ekstrapolacji zawsze i ze wszystkiego. Mój stosunek do flagi jest niezależny od tego, czy dzieje się jakaś impreza czy nie. Dlatego nie wywieszałem flagi. Nie mam więc czego zostawiać. Przecież nie będę teraz latał po mieście i specjalnie kupował, żeby uczynić zadość fejsbukowej inicjatywie. Poza tym przyczepianie chorągiewki do mojego poobijanego i rdzewiejącego dwudziestoletniego rzęcha byłoby jej profanacją. Polakiem byłem, jestem i zawsze będę. Jeżeli ktoś uważa, że muszę to codziennie sobie i światu udowadniać, to znaczy, że mnie po prostu nie zna.
Jeszcze jedno rozczarowanie na koniec. Ostatnio poznałem pewnego polskiego muzułmanina, który z całą powagą twierdzi, że rząd polski przeprowadzi ataki terrorystyczne podczas mistrzostw, żeby odwrócić uwagę ludzi od problemów, którym nie może zaradzić. Słusznie, niszczejące stadiony, które nie mają jak na siebie zarobić, będą udanym atakiem terrorystycznym na nasze kieszenie. Atrakcji nie zabraknie i tym miłym akcentem życzę wszystkiego najlepszego w sezonie urlopowym.
Marcin Motylewski
Felieton ukazał się w czerwcowym numerze miesięcznika „Nasz Płock”