Wiktor Świetlik Wiktor Świetlik
4175
BLOG

Czy prokuratorzy popełnili poważny błąd w sprawie Przemyka?

Wiktor Świetlik Wiktor Świetlik Polityka Obserwuj notkę 21

Ten dokument na razie widziało tylko wąskie grono upoważnionych osób, ale w IPN już krążą na jego temat legendy. Podobno liczy około 200 stron i jest przenikliwym opisem tego, jak w sprawie zakatowania Grzegorza Przemyka mataczono, fałszowano dowody, z wyrachowaniem pomnażano liczbę ofiar wskazując niewinnych. Ma pokazywać dosadnie, jak ponad dwudziestu funkcjonariuszy SB i MSW w połowie lat 80. skierowało sprawę na fałszywe tory winą obarczając niewinnych ludzi - sanitariuszy i lekarkę, którzy skatowanemu udzielali pomocy. Zrobili to głównie zastraszając świadków. Za tę perfekcyjnie przeprowadzoną akcję zostali nagrodzeni przez ówczesnego szefa MSW Czesława Kiszczaka.  
Paradoks związany z tym dokumentem polega na tym, że nie jest to akt oskarżenia, a uzasadnienie o umorzeniu śledztwa, które dotyczyło właśnie „mataczenia”, czyli obarczenia winą niewinnych osób i osłonięcia autentycznych oprawców. Na razie dostęp do tego uzasadnienia mają tylko „strony postępowania”, czyli ofiary, ich pełnomocnicy i oskarżeni esbecy (co wskazuje, ze decyzja o umorzeniu jeszcze się nie uprawomocniła). Od szefa pionu śledczego w stołecznym IPN Piotra Dąbrowskiego dowiaduję się, że sprawę umorzono ze względu na przedawnienie. I to rodzi moją podstawową wątpliwość.
Prokuratorzy z IPN na wstępie rozważali czy zakatowania Przemyka i późniejszego mataczenia nie zaliczyć do zbrodni przeciwko ludzkości - wówczas działania esbeków nie podlegałyby przedawnieniu. Tak było w sprawie o próbę otrucia Anny Walentynowicz. Tam w pierwszej instancji sąd uznał, że sprawa się przedawniła. Prokuratorzy z IPN odwołali się wówczas do sądu apelacyjnego zwracając uwagę, że esbecka akcja zalicza się do katalogu zbrodni przeciwko ludzkości, a więc się nie przedawnia. Sąd drugiej instancji uznał ich racje i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia. W sprawie Przemyka śledczy z IPN sami się poddali. Dlaczego? Próbowałem ustalić z kilkoma prawnikami, przede wszystkim z byłym sędzią Trybunału Konstytucyjnego Wiesławem Johannem. Po rozmowie z nim jestem niemal pewien, że prokuratura podążała błędną ścieżką wynikającą ze zbyt wąskiej interpretacji przepisów.
Na czym najprawdopodobniej polegała różnica w oczach prokuratorów pomiędzy sprawą Przemyka, a Walentynowicz? Dlaczego jedna jest zaliczana do zbrodni przeciwko ludzkości, a druga nie? Prawdopodobnie prokuratorzy oparli się na artykule 3 ustawy o IPN, który mówi, że takimi zbrodniami są te, które zostały popełnione ze względu na przynależność narodowościową, rasową, polityczną itd. ofiar. Przemyk i sanitariusze nigdzie nie należeli, a Walentynowicz była działaczką opozycji. I tu może leżeć błąd. Śledczy nie uwzględnili norm prawnych wynikających z tak zwanych zasad norymberskich, porozumienia podpisanego w Londynie w 1945 roku. Tamten dokument mówi, że zbrodniami przeciwko ludzkości są m.in. te, do których dochodzi z przyczyn politycznych, na „każdej ludności cywilnej”. Taką interpretację potwierdziła  uchwała Sądu Najwyższego z 13 maja 1992 roku. Co prawda wydano ją przed powstaniem IPN, ale treść jej przepisów, choć zostały przeniesione do innego aktu prawnego (ustawa o IPN), nie uległa zmianie. Nie dość tego, Wiesław Johann zwraca uwagę, że uznanie za zbrodnię przeciwko ludzkości tej popełnianej tylko na osobie należącej do określonej grupy politycznej jest niezgodne z konstytucyjną zasadą równości wobec prawa (art. 32) .
I tu być może stwarza się pole dla pełnomocników rodziny Grzegorza Przemyka, a także Rzecznika Praw Obywatelskich by decyzję o  umorzeniu sprawy zaskarżyć i wznowić śledztwo.  O ile nie jest na to już za późno. Bo jeśli przedawnienie się już uprawomocniło to zamiast sprawiedliwości pozostanie poruszający dokument dobitnie pokazujący, że jej nie ma.

(Niniejszy wpis jest poszerzoną wersją komentarza, który ukazał się na łamach "Super Expressu")    

                 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka