Cały wczorajszy wieczór zastanawiałem się, czy odnosić się do wyników wyborów i doszedłem do wniosku, że nie, nie ma sensu. Nowa Prawica uzyskała wynik nieco ponad 1% i jak na 21 okręgów, w których zarejestrowali swoje listy, jest to całkiem niezły wynik. Ale zostawmy to.
Wczoraj odbyły się moje pierwsze zajęcia ćwiczeniowe z matematyki. Jakie studia takie i przedmioty, nie da się ukryć. Na poprzednich nie miałem tej wątpliwej przyjemności nauki matematyki i była to całkiem przyjemna perspektywa. Niestety życie weryfikuje nasze podejście do różnych spraw i dla własnego dobra zostałem zmuszony do nauki tego przedmiotu z piekła rodem.
Same zajęcia całkiem przyjemne. Wykładowca, w postaci miłej, w miarę młodej pani doktor, mówi do nas jak do debili, co jest pozytywną stroną całego tego zamieszania w moich przekonaniach do owego przedmiotu. Jako pół-debil matematyczny cenię sobie, że ktoś potrafi zniżyć się do mojego poziomu żeby wytłumaczyć mi coś, co znajduje się w innych układzie planetarnym oddalonym od naszego o miliardy lat świetlnych. Zniża się nawet poniżej mojego poziomu, ale z całym przekonaniem, jeśli chodzi o matematykę, jestem w stanie to zaakceptować. Zapytacie: dlaczego akurat „pół-debil”? Pół, bo w trzeciej klasie szkoły średniej otrzymałem ocenę bardzo dobrą z matematyki, jednak na poziomie podstawowym, czyli na poziomie rozszerzonym miałbym mniej więcej pomiędzy dopuszczającym, a dostateczny, więc poziom pół-debila – w moim rozumieniu poziomu tych ocen (może dla kogoś innego to całkiem dobra ocena).
Zresztą trzecia klasa szkoły średniej w moim wykonaniu była niezwykle udana, jeśli chodzi o przedmioty ścisłe – nie zszedłem poniżej oceny bardzo dobrej, co ważne, będąc na profilu humanistycznym. Do przedmiotów humanistycznych – rozszerzonych – nie miałem już takiego szczęścia, ale do poziomu pół-debila dzięki Bogu się nie zniżyłem. Szczęścia do przedmiotów ścisłych nie miałem jednak we wcześniejszych latach mojej nauki, co prawda poziomu pół-debila z oceną dopuszczającą nie osiągnąłem, ale dostateczny z większości tych przedmiotów był raczej normą. Ten fakt utwierdza mnie w przekonaniu o mojej półdebilowatej naturze matematycznej.
Dlaczego o tym mówię? Bo wybrałem takie, a nie inne studia i teraz moja półdebilowata natura musi się dostosować do tych warunków, mimo że protestuje. Z wyboru i z myślą o przyszłości – to fakt, jednak mam głęboką nadzieję, że mój kontakt z tym przeklętym, prześladującym mnie przedmiotem będzie na tyle ograniczony, na ile to tylko możliwe. Pocieszające w tym wszystkim jest to, że wykładowca mówi do nas jak do debili, co jest miodem i mlekiem na moje serce.