Jakiś czas temu mało nie przeoczyłem informacji, że miłościwie nam panujący rząd wział z IMFu 20 miliardów dolarów pożyczki. (link 1 link 2). Proste i szybkie pytanie: po co nam to?
Rząd polski, jeśli wierzyć doniesieniom prasowym, zamierza przeznaczyć pożyczkę na zwiększenie rezerw NBP. W celu stabilizacji złotego. Wszystko ładnie, pięknie tylko ja się pytam o formalne kanały, którymi rzeczona stabilizacja wynikająca ze zwiększonych rezerw walutowych ma oddziaływać na kurs złotego?
Kurs złotego jest w tzw. reżimie free float. Innymi słowy kurs wymiany jest wynikiem działania rynku. Ani rząd ani bank centralny nie mają ani dyskrecjonalnych uprawnień do ustalania kursu złotówki, ani nawet nie zostały na nich nałożone obowiązku stabilizacji kursu w ramach operacji rynkowych (np. ERM2 jest takim systemem).
No to jak rezerwy mają zwiększyć stabilność złotówki. Mogą być dwa sposoby - proporcja rezerw do krótkoterminowych inwestycji zagranicznych, moze miec wplyw na ograniczanie panik na rynkach finansowych. problem w tym, ze w glownej mierze problem ten odnosi sie do sztywnych kursow wymiany, co jak juz wiemy nie jest udzialem polski.
W takim razie moze bardziej behawioralne wytlumaczenie: większość zachodnich banków inwestycyjnych całą europe środkową i wschodnią klasyfikowala sobie w jednej kategorii. Polska, Czechy, Węgry, Azerbejdżan, Ukraina - wszystko w jednym koszyku. Jak forint szedł na łeb to banki wycofywały inwestycje ze wszystkich krajów należących do grupy. Tuskowy rząd tłumaczył, że uzyskanie linii kredytowej z IMFu pozwoli wysłać wyraźny sygnał, ze europa wschodnia to nie monolit, oraz, że polska jest fundamentalnie zdrowa w tej grupie. To z kolei powinno polepszyć nasz wizerunek wśród inwestorów zagranicznych i wybić nast ponad grupe. Sensowne? Nawet tak. Pytanie czy jesteśmy na tyle naiwni, żeby wierzyć polskim politykom ? ;-)
Dwie dodatkowe możliwość użycia tejże linii kredytowej są następujące:
1) Rząd zamierza wprowadzić system stabilizacji kursu waluty, a wtedy im więcej rezerw tym lepiej. Utrzymanie kursu w określonych granicach wymaga naprawdę duży rezerw - głównie w celu prewenycjnego zapobiegania atakom spekulacyjnym na ustanowiony parytet. Innymi słowy rząd dalej planuje za plecami NBP (które to w lutowym raporcie oceniło pomysł wejścia w tym momencie do ERM2 jako, przepraszam za kolokwializm, do gołej dupy niepodobny).
2) Rząd ma problemy z wykonaniem budżetu. Deficyt zwięszka się bardziej niż planowano, ergo trzeba podwyższać podatki, albo ciąć wydatki. Wydatki już tną. Możliwe, że to nie wystarczyło. A budżet wykonać trzeba, jakoś. Pozostaje emisja obligacji skarbowych, ale przeprowadzenie takiej operacji na dużą skalę (tzn. gwałtowna ekspansja kredytu domowego) mogło by rzeczywiście zachwiać kursem złotego. W takim razie można by probować pokryć różnicę z rezerw walutowych NBP, co powinno zniwelować negatywny efekt takiego działania na kurs wymiany. Ale zmniejszanie rezerw walutowych w takim okresie to też działanie niespecjalnie promujące stabilność kursową. Natomiast powiększenie rezerw a następne ich pomniejszanie w razie zaistnienia potrzeby finansowania budżetu państwa, moze byc wyjściem dość stabilnym.
Nie jestem do końca pewien konkretnych uwarunkowań prawnych, ktory by pozwoliły na taki manewr. Ale chyba NBP może za rezerwy skupić obligacje skarbu państwa? (tzn. sprzedać rezerwy i za złotówki kupić obligacje skarbowe). Miało by to nawet sens - skupując złotówki NBP przyczyniło by się do wzmocnienia złotego, nawet jeżeli tylko tymczasowo. Ale nie o taki odbiór sprawy PO chyba chodziło ;)
Osobiscie wydaje mi się, że Tusk ma problem z budżetem i chciał sobie zapewnić ewentualne źródło finansowania, a ta cała gadka o stabilizacji złotego to pic na wodę, fotomontaż.
PS A tutaj artykul wyborczej z lutego, która zarzekała się, że żadnej pożyczki z IMFu Polska nie szuka. Dziennikarze od siedmiu boleści.
0
0