Maciej Świrski Maciej Świrski
3975
BLOG

Folksdojczyzm stosowany czyli czekamy na "test Rembeka".

Maciej Świrski Maciej Świrski Polityka Obserwuj notkę 73
Kwestia ostatniego tekstu w „Do Rzeczy” rozpętującego „Sprawę profesora Kieżuna” została wnikliwie i wyczerpująco opisana przez Rocha Baranowskiego w jego świetnym tekście na ten temat. Jest to jak dotąd najbardziej wyczerpująca analiza tego artykułu -  w zasadzie nic dodać nic ująć.
 
 
Jednak oprócz analizowanego tekstu pozostaje jeszcze kontekst sytuacyjny. Otóż „Do Rzeczy” stało się tygodnikiem, na którego łamach propaguje się pewnego rodzaju spojrzenie na historię Polski. Spojrzenie, które z punktu widzenia wolności wypowiedzi i badań naukowych oczywiście ma swoje miejsce w obrocie intelektualnym. Jako pierwsza pojawiła się książka Pawła Zychowicza „Pakt Ribbentrop – Beck”, poprzez następną tego autora „Obłęd 44” do wydanej właśnie książki tegoż „Opcja niemiecka”, gdzie z opisu można się dowiedzieć, że jest to „to pierwsza książka, która ujawnia sensacyjne kulisy współpracy Polaków z III Rzeszą“ (z opisu książki na stronach Empik).
 
 
Otóż, cokolwiek byśmy nie powiedzieli o twórczości Zychowicza, nie można mu odmówić sugestywności opisów i argumentacji. To, że są tendencyjne, a specjaliści (np. Piotr Gontarczyk) wskazują na dyskwalifikujące błędy warsztatowe nie zmienia faktu, iż w polskim dyskursie na temat II wojny światowej dzięki tym książkom i dzięki temu autorowi zakorzeniło się  spojrzenie na II wojnę światową, jej przyczyny i udział w niej Polski, nazywane „zychowszczyzną” od nazwiska autora. Ja jednak nie uważam, żeby to określenie było właściwe, ponieważ poglądy prezentowane przez autora – propagowanie współpracy z państwem Hitlera dla „ocalenia substancji” i uniknięcia zniszczeń wojennych są bardzo podobne do głosów, które pojawiały się na łamach pism gadzinowych wydawanych przez Niemców w okupowanej Polsce. Zestaw poglądów, które można znaleźć w książkach „Pakt Ribbentrop – Beck” i „Obłęd 44” nazywam w skrócie „folksdojczyzmem”. Jest to zestaw twierdzeń usprawiedliwiających pójście na współpracę z okupantem i podpisanie volkslisty przez rozmaitych kolaborantów, którzy w czasach zamętu wojennego i zniszczenia polskiej jawnej organizacji państwowej przez ludobójczego okupanta uznali, że dla ratowania własnej skóry lub z nienawiści do Polski i Polaków, lub tez korzyści materialnej należy przejść na stronę wroga.
 
 
Tego rodzaju argumentacja, którą znajdujemy na łamach książek Zychowicza jest nie tyle bliźniacza do tamtego myślenia, co post factum usprawiedliwia kolaborantów. A trzeba pamiętać, że za kolaborację z okupantem sądy Polski Podziemnej wydawały wyroki śmierci. I w tym momencie dochodzimy do kontekstu dzisiejszego: cokolwiek pisze polski współczesny powieściopisarz, dziennikarz, felietonista czy bloger, człowiek posługujący się słowem, ma swój kontekst nie tylko historyczny ale i teraźniejszy, kontekst Sprawy Polskiej, która cały czas się rozgrywa, bo historia się nie skończyła. A więc jeśli Zychowicz pisze, że powstanie było bzdurą, a dowódcy AK byli sowieckimi agentami, to oprócz kontrowersyjnego poglądu na temat historii Polski ustawia się też jakoś we współczesnym dyskursie politycznym.
 
 
Jaki to jest dyskurs?
Jest to spór o to czy Polska ma być samodzielnym bytem politycznym. Mówiąc wprost – czy Polska ma być niepodległą i samostanowiącą siłą w obszarze Europy Środkowej, czy też być kondominium jeśli nie niemiecko-rosyjskim to niemieckim.
W tej dyskusji argumenty historyczne są niezwykle istotne, ponieważ częścią polskiej tożsamości jest walka z niemiecką i rosyjską dominacją, która przecież podczas II wojny światowej miała swoją kulminację, zwłaszcza jeśli chodzi o Niemcy.
 
 
I jeśli sporzy się na to z tego punktu widzenia to widać, jak niezwykle szkodliwe dla Sprawy Polskiej są książki Zychowicza. Gdyby Polska była krajem w normalnej sytuacji politycznej i intelektualnej – tego rodzaju książki miałyby tylko i wyłącznie znaczenie intelektualnej prowokacji. Jednakże w sytuacji, gdy Polska jest w sytuacji agresji propagandowej ze strony Niemiec i Rosji, i w dodatku z możliwym do zmaterializowania ryzyku wojny – propagowanie poglądów Zychowicza przez jeden ze znaczących tygodników opinii, co więcej, którego tenże Zychowicz jest zastępcą redaktora naczelnego – jest niczym innym niż dawaniem amunicji wrogom Polski i Polaków. Już w tej chwili znane są głosy, zarówno ze strony niemieckiej jak i rosyjskiej o „polskiej winie za II wojnę światową” i że „Polacy się doigrali, bo nie trzeba było wchodzić w sojusz z Niemcami” – jak to usłyszeliśmy niedawno ze strony rosyjskiej.
 
 
W dodatku ów zestaw poglądów, który nazywam tu „folksdojczyzmem” prowadzi do zanegowania sensu i prawomocności wyroków wydawanych przez Polskie Państwo Podziemne. Skoro stawianie oporu Niemcom nie miało sensu, postawa przedwojennych władz Polski (cokolwiek byśmy o nich nie sądzili) doprowadziła do katastrofy i najlepszym wyjściem było pójście na współpracę z Niemcami Hitlera, to - z drugiej strony – opór pod okupacją niemiecką, likwidacja kolaborantów nie miała sensu, co więcej, była występkiem przeciwko zdrowemu rozsądkowi. A skoro można zanegować sens oporu wtedy, to tym bardziej trzeba być uległym w stosunku do współczesnych sposobów podporządkowania Polski i jej eksploatacji.
 
 
Propagatorzy „folksdojczymu” używają argumentu realizmu w obronie swoich poglądów, powołując się przy tym na idącą z tradycji endeckich „politykę realną”. Jest to o tyle dziwne, że przecież Narodowa Demokracja miała ostrze antyniemieckie, a jednymi z najbardziej prześladowanych przez Niemców środowisk byli właśnie narodowcy. Nie trzeba tu dodawać, że przecież to właśnie NSZ i Narodowa Organizacja Wojskowa scalona z AK prowadziły akcje antyniemiecką mimo, że środowisko narodowe było w zdecydowanej opozycji do rządów pomajowych w II RP, które przecież, według Zychowicza, są odpowiedzialne za klęskę państwa. Gdyby „polityka realna” znaczyła „dogadanie się z Niemcami” to właśnie z tego środowiska rekrutowaliby się kolaboranci. Było wręcz przeciwnie.
 
Należy tu dodać, że „folksdojczyzm” propagowany przez „Do Rzeczy” przedstawiany jest z pozycji antykomunistycznych, z przywoływaniem argumentacji Józefa Mackiewicza. Problem w tym, że jest to niemalże kopiowanie propagandy hitlerowskiej na ziemiach Polski po 1943 roku, czego Mackiewicz absolutnie nie robił, co więcej, w swoim tekście opisującym sytuację w Warszawie przed wybuchem Powstania jasno pisze, że Powstanie było nie do uniknięcia. Tak więc nawet w tym aspekcie podpieranie się autorytetem wielkiego pisarza ma swoje poważne wady.  Antykomunizm Mackiewicza wynikał z doświadczenia osobistego, jego krytyczne spojrzenie na Armię Krajową także (sprawa wyroku śmierci za publikacje w gadzinowym „Gońcu Codziennym” wydawanym w Wilnie przez Czesława Ancerewicza, zastrzelonego później przez Sergiusza Piaseckiego), lecz równocześnie publicystyka i pisarstwo Mackiewicza mówiła prawdę o Niemcach.
 
Zestaw poglądów nazywanych przeze mnie „folksdojczyzmem” ma wszystkie cechy szalbierstwa intelektualnego, bazującego przede wszystkim na niepełnej wiedzy historycznej ludzi młodych, którym mąci się w ten sposób w głowie. Przy pozornej spójności argumentacji, podobnie jak w marksizmie, daje proste wytłumaczenia rzeczy skomplikowanych, wytłumaczenia, które są podstawą nie tyle do rozliczenia z przeszłością, co do modelowania przyszłości, dokładnie tak jak to było z marksizmem. Otóż, jeśli opór przeciwko Niemcom nie miał sensu, ponieważ większym zagrożeniem byli Sowieci, a Powstanie  - zbrodnią przeciwko narodowi, to patrząc na współczesność i na dzisiejsze demokratyczne przecież Niemcy i niedemokratyczną Rosję wybór drogi politycznej w dniu dzisiejszym staje się dla uwiedzionego „folksdojczyzmem” młodego Polaka oczywisty.
Trzeba pamiętać, że wrogowie Polski obserwują co się tu u nas dzieje. Głosy pochwalające ewentualną współpracę Polski i Polaków z Niemcami Hitlera są przedstawiane nie jako pewnego rodzaju nowy w Polsce sposób patrzenia na historię, ale jako fakty – że Polacy z Nazistami współpracowali. W tym ujęciu film „Nasze matki, nasi ojcowie” mówi prawdę, nie ma się do czego przyczepić, a my, ze środowisk patriotycznych jesteśmy przewrażliwieni i mamy paranoję.
 
Jeśli czcimy tradycje Polskiego Państwa Podziemnego, bohaterów Armii Krajowej i innych organizacji Polski Walczącej, jeśli jesteśmy z tego korzenia – to równocześnie nie możemy uważać za swoje poglądów „folksdojczyzmu” pojawiających się na łamach pisma „Do Rzeczy”. Jest to oczywista sprzeczność. Tym bardziej, że uprawomocnilibyśmy antyakowską propagandę komunistów mówiącą, że sami Powstańcy byli  dobrzy, ale dowódcy powstania byli żądnymi władzy karierowiczami i głupcami.
 
 
Sprawa Polska trwa, nie zakończyła się. Publikacje takie jak na temat prof. Kieżuna, czy w ogóle cały zestaw poglądów na temat polskiej historii, propagowany na łamach „Do Rzeczy” mają swój kontekst.
 
Pytanie o to, czy Polska odzyska podmiotowość, czy będzie trwać nie jest zamknięte. Niszczenie autorytetów niepodległościowych, „folksdojczyzm”, negowanie wartości oporu antyniemieckiego są paliwem antypolskiej propagandy i wyrazem skrajnej nieodpowiedzialności redakcji „Do Rzeczy”. Nieodpowiedzialności czy może niefrasobliwości , nie zdawania sobie sprawy z tego do czego mogą posłużyć zamieszczane teksty.
 
 
Takiej niefrasobliwości nie wykazywał jeden z większych polskich pisarzy - Stanisław Rembek. Napisał on powieść o kolaborancie – granatowym policjancie, biorącym udział w mordowaniu Żydów – „Wyrok na Franciszka Kłosa”. Ciężka, rozliczeniowa lektura. Stanisław Rembek żył w bardzo trudnych warunkach materialnych. W powojennej Polsce był na niego zakaz publikacji, z wyjątkiem krótkiego okresu po 1956. I po wydaniu tej książki przyszli do Rembeka Niemcy, wydawcy niemieccy, o zgodę na tłumaczenie i wydanie w RFN. Rembek się nie zgodził, chociaż ta zgoda rozwiązałaby wszystkie jego kłopoty materialne.
 
Prawdziwe intencje twórców i ideologów „folksdojczyzmu” poznamy, gdy przyjdą do nich Niemcy z propozycją tłumaczenia i wydania w Niemczech. To będzie ich „test Rembeka”. Zobaczymy czy go zdadzą.
 
 
 
 
 
 
 
----
 
 
 
Zapraszam do wstępowania do Reduty Dobrego Imienia – Polskiej Ligi Przeciw Zniesławieniom. Formularz jest na stronie Reduty http://reduta-dobrego-imienia.pl/?page_id=2.
 
Zapraszam także do składania podpisów pod petycją do Sejmu w sprawie uznania użycia sformułowania „polskie obozy koncentracyjne” za kłamstwo oświęcimskie. Formularz PDF do pobrania jest pod tym linkiem : http://reduta-dobrego-imienia.pl/?wpdmact=process&did=NS5ob3RsaW5r
 

    

www.szczurbiurowy.com

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka